Ardra.pl

U brzegów Polski. Część XII.


22.07.2023

Część I (1-6) Część II (7-13) Część III (14-22) Część IV (23-27) Część V (28-34) Część VI (35-40) Część VII (41-45) Część VII (46-50) Część IX (51-56) Część X (57-61) Część XI (62-66)

67.

W latach 1700 – 1721 miała miejsce Wielka Wojna Północna, będąca starciem dwóch mocarstwowych wpływów - szwedzkiego i rosyjskiego; był to konflikt, w którym Rzeczpospolita nie będąc bezpośrednim stronnikiem, została weń wciągnięta; zaistniało to ze względu na słabość państwa, a konflikt odbywał się w znacznym stopniu na terytorium samej I RP. Po jego zakończeniu Rosja uzyskała status mocarstwa.

Tak rozpoczął się wiek XVIII w. i przez następne 200 lat, Polska była strefą wpływów obcych państw oraz ich gry politycznej. W tym okresie miały miejsce liczne militarne, bezskuteczne próby całościowego oswobodzenia państwa i uzyskania pełnej suwerenności.

Dopiero I wojna światowa - podczas, której wszyscy zaborcy Polski zaczęli ze sobą walczyć - pozwoliła na powstanie całkowicie suwerennej II Rzeczpospolitej, po 123 latach bezpośredniej niewoli.

Polska leży na styku tzw. Zachodu z tzw. Wschodem, jest to od wieków teren kluczowy dla formowania się sił politycznych w dziejach Europy – zatem jest to teren wyjątkowy, co ma zarówno pozytywne, jak i negatywne skutki. Na przestrzeni ostatnich 300 lat, Rzeczpospolita nie mogła rozwinąć się i skorzystać z jego potencjałów.
II RP stała się w 1939 roku ofiarą napaści dwóch bezwzględnych totalitaryzmów; i praktycznie zupełnie nowy ład, który powstał po 1989 roku, jest nadal w stanie formującym się; wpływy obce na terenie Polski - obecnie w szczególności ekonomiczne - nadal starają się uzyskiwać swoje szerokie zasięgi w kraju nad Wisłą, aby wykorzystywać wielki potencjał i ciężką pracę polskiego narodu do swoich celów.
I nie jest to oczywiście nic nowego, obce wpływy używały na przestrzeni dziejów wielokrotnie swoich sił do manipulowania polskimi decydentami-politykami coraz to bardziej uzależniając RP od siebie - w zamian za różne benefity dla poszczególnych osób.

Po transformacji systemu komunistycznego na tzw. III RP, wraz z kapitalizmem nomenklaturowym kontrolowanym, wszystko zatoczyło koło. Zaistniała również wtedy znacząca grupa osób – powiązanych z postkomunistami (z ich nadania) – która zaczęła rabować bogactwa (na poziomie ekonomicznym) należące do narodu (ludu) polskiego.

Wtedy powstał także kult tzw. liberalnej demokracji; tymczasem w kraju zdewastowanym, nic takiego na szeroką skalę, w sposób uczciwy zaistnieć szans oczywiście nie mogło - lecz zasadniczo nigdy na świecie nie istniało. Wolny rynek to przepychanki między najsilniejszymi kartelami ekonomicznymi, które zawsze czemuś podlegają, szczególnie w post-oświeceniowych partiokracjach, które omylnie nazywa się demokracjami. Zatem wolny rynek to kapitalistyczny mit w czystej postaci - warto to wiedzieć; i tzw. polscy radykałowie wolnego rynku, albo urodzili się wczoraj, albo nie za specjalnie interesują się losem całego narodu.
W Polsce często wyznawcami liberalnej demokracji są także osoby, które wyrosły z postkomunistycznego systemu, uwłaszczając się na nim. Są oni zazwyczaj podlegli obcym wpływom.

Owszem w krajach tzw. niezagrożonych, miała szansę rozwinąć się dość skutecznie demokracja, jest nią np. szwajcarska republika federalna; ale miała ona szansę zaistnieć tylko dlatego, że kraj ten był w czasach zawieruchy dziejów, miejscem neutralnym, składowiskiem pieniędzy i przepływem interesów, pralni, czy to wielkich właścicieli - amerykańskich, nazistowski lub innych – więc wszystkim zależało na neutralności tego małego terytorium.

Z kolei w Polsce, czyli w państwie, które straciło elity w latach 1939 - 1953, tzw. demokracja liberalna po 1989 skończyła się rozhisteryzowaną partiokracją; i jak do tej pory, w politycznym szambie nurzają się w większości interesowane miernoty, ciężko w ogóle to wykrywać, ponieważ nie ma w polityce, wśród głównych decydentów - osób kryształowo uczciwych i bezwzględnie stanowczych. A od polityków zależy bytność całego społeczeństwa.
Polska ekonomicznie nie jest krajem suwerennym tylko zależnym od wpływów Wielkiego Kapitału. Polskie potencjały nie pracują na naród i przyszłość, tylko - po ekonomicznej zawierusze postkomunistycznej, pracują w większości na korzyść sił obcych.
Co więcej, zagraniczne środowiska mają swoich polityków i dziennikarzy, w których inwestowali po 1989.

Dawni Endecy mieli wielką rację twierdząc, że Wschód nie jest dla Polski zagrożeniem żadnym, jeśli chodzi o wpływy poza-militarne - szczególnie jeśli kraj jest wewnętrznie spójny. Jednak czym innym są wpływy ekonomiczne wschodnich oligarchów (ale oni również niszczą swoje własne narody - rosyjski i ukraiński).

A bliski Zachód …

W XIX wieku doszło do zjednoczenia Niemiec - pod Prusami. Powstało Cesarstwo Niemieckie, które następnie wywołało I wojnę światową. Mało kto dziś pamięta jakie spustoszenie niosła armia pruska w 1914 roku w czasach walk z armią rosyjską. Ziemie dawnej I Rzeczpospolitej były niszczone - całe miasteczka, a ludność polska (dawnego Królestwa) uciekała w kierunku Wschodnim.
Później przyszła II wojna światowa i Niemcy znowu zaatakowały.

Warto zatem zauważyć, że tzw. zjednoczenie Niemiec w październiku 1990 roku, nie było korzystne dla Polski. RFN, w który Amerykanie wpompowali masę pieniędzy, szybko zregenerował NRD, i Niemcy ekonomiczne zaczęli dążyć do zdominowania Rzeczpospolitej, która w latach 1944-1989 była państwem skrajnie wynędzniałym, i w niewoli. Efekty tego są takie, że dziś rynek polski (wiele gałęzi) został w znacznej części wyprzedany.
Odrodzone Niemcy zawsze będą dążyć do pozycji mocarstwowej, różnymi manipulacjami. Dzisiaj wystarczy im m.in. utrzymywać wpływ na polityków i powiązanych z nimi tzw. większych przedsiębiorców oraz koncerny, jak i prasę.
Niemcy są winni Polsce jakieś biliony, a tak naprawdę są to rzeczy nie do spieniężenia, ponieważ stratę elit i niszczenia dziedzictwa kulturowego - nie da się spieniężyć. Hamując Polskę zahamowali całą Europę, ponieważ to Polska jest krajem, w którym na przestrzeni dziejów powstały najlepsze potencjały w Europie - i było to ustawicznie niszczone.

68.

Francja wiek XX przetrwała stosunkowo dobrze i w całości ze względu na swoje położenie geograficzne – czyli znaczne oparcie o morza; w 1944 została wyzwolona przez Amerykanów, Anglików, Polaków etc. Podczas II wojny, znaczna część tego kraju kolaborowała z nazistami (rząd Vichy), wypełniając ich wszystkie obstalunki (m.in. masowe wywożenie ludności żydowskiej do niemieckich obozów zagłady).

W dzisiejszych czasach polityka Niemiec i Francji powoduje rozkład Unii od środka.
Paryż i wiele części większych miast zmieniają się w slumsy – nie są to miejsca bezpieczne, co było widocznie szczególnie, gdy - od czerwca 2023 - zdziczały motłoch wywoływał zamieszki i rabował co się da; rozzuchwalona hałastra paliła budynki i auta, dokonując licznych aktów przemocy. I paradoksem jest to, że ci ludzie w pewnej części posiadają francuskie obywatelstwa.
W Niemczech temu przyklaskują – masowym migracjom (w celu pobierania zasiłków), aby wypełnić lukę ekonomiczną w postaci taniej siły roboczej.

Z kolei w Polsce trwa czwarta dekada III RP. Model partiokracji jaki istnieje od 1989 roku nie sprawdza się.
Od 1989 do 2015 trwał pierwszy okres pomieszania, zaś w 2015 rozpoczął się drugi okres pomieszania - wraz z samodzielnymi rządami partii PIS, która w bardzo szybkim tempie zdegenerowała się; obecnie bazuje tylko na swoim elektoracie, będącym około 15% całości narodu (przypominać to może również karykaturowane hasło - program partii programem narodu, z Ballady o okrzykach, Kaczmarskiego). Z kolei Platforma/Koalicja, czyli druga obecnie największa partia w Sejmie, posiada twardy elektorat, będący około 12% całości narodu, i jak się zdaje elektorat ten osiągnął już swoje maksimum możliwości liczebnej.
Politycy od ponad 30 lat zadłużają kraj, zapychają swoje kieszenie - mówią jedno w żywe oczy, a robią drugie. Polska dryfuje między wpływami amerykańskimi, pruskimi i bliżej niezidentyfikowanymi.
Partia tzw. opozycyjna (druga) jest partią wpływów pruskich (rozumianych jako niemieckie monopole w Unii, którą sterują), co z resztą w historii dziejów Rzeczpospolitej już się zdarzało, np. w czasach Sejmu Wielkiego pod koniec XVIII w., zaistniał moment, w którym Polacy przy pomocy – gry wpływami pruskimi, starali się uniezależnić od wpływów rosyjskich.
Zaś wewnątrz polska-partiokracja jest komedią na scenie, osiągając swoje apogeum zazwyczaj przed wyborami.

Obecnie wygląda to tragicznie - (lato 2023) klub milionerów partyjnych, miecz Mieszka dla Tadeusza Rydzyka (w celu umocnienia elektoratu) nadany przez człowieka od wyborów kopertowych (czyli osoby, która na zlecenie partii, m.in. zaprzepaściła 70 milionów należących do polskiego ludu), wszechobecna propaganda telewizyjna, której i tak już prawie 80% Polaków nie ogląda - niestety na to płacąc. Polityka miski ryżu. Partyjne spędy, podczas, których uskutecznia się czcze gadki.
Antyrosyjska psychoza jako narzędzie walki politycznej, na której korzysta putinowska wierchuszka. Tymczasem na tej wojnie to Rosja Putina już przegrała ekonomicznie. (I chyba ironią losu jest to, że prezes partii rządzącej posiada jako prywatnego teczkowego – człowieka o nazwisku Moskal).
Gdyby Polska była spójna wewnętrznie-politycznie, żaden wpływ zagraniczny nie przedarłby się. Stałoby się tak tylko, jeśli głównymi decydentami w Polsce byłyby osoby kryształowe, a nie podejrzani urzędnicy z różnych nominacji.

Wszystko zatacza koło....

Koniec 2015 dobrze opisał poeta Andrzej Kołakowski w utworze okolicznościowym pt. List do „króla Europy" Donalda Tuska czyli polski broadside.

(fragment)
Jaja w kraju niewyjęte, rząd Platformy się posypał, Bronek skubnął dwa obrazy, ale trafił mu się przypał, Kaczor ma szerokie plany, Niesiołowski piane toczy, Michnik bredzi jak pijany (…) znów komitet się zawiązał, jak jaczejka PPRu, ubek, bankier i dziennikarz chcą obalić rząd moherów, skaczą, drą się i pachtują - dosyć rządów dyktatora, świat wam tego nie daruje, huczy dziennikarska sfora. (…)

Połowa 2023 roku i ciągnie się to dalej, trzeba liczyć, że powoli się zacznie to kończyć - buta, propaganda i pycha czereśniaków politycznych. Najlepiej oddać to jakobińskim wierszykiem, fraszką - Kijem w pomyjach.

Jarek Godzilla, mlaska głupotą, w partii orędzia oracji,
upustu szuka, ciągle na nowo, swych politycznych dewiacji,

Donald tam z drugiej, strony wygłasza, Niemca powrotu nadejście,
miło mu było, w Unii z Andżelą, robić za słupa na wejście,

bankier Mateusz - nos mu faluje, euro-wasalizm lukruje,
wzrokiem tatarskim patrząc - wpływy utrzymuje,

Olek z kolei, książkę wydaje, by swą duszę ukazać,
a tam czerwony, czart wyskakuje, by milenium końca machloje wykazać,

radosny Andrzejek, wciąż na pozycji, w sybarytyzmu kapłaństwie,
ukraiński mąż stanu, dumnie się pręży, aż kadencja wygaśnie,

twór po komunie, powstał straszliwy, trzecią erpe się zowie,
hydra popisu, głów nieskończonych, w postkomuny nadbudowie,

Bolki i Bronki, Waldki i Leszki już pogrobowce systemu,
straszyć nie będą, nie pozwolimy, zostaną na szyldach memów,

tabun teczkowych w ulach partyjnych kotli się glizd wywijasem,
miernot tuczonych, pychy grymasem, upatrujących zarobków za pasem,

cóż z nimi począć, nam na poważnie, trzeba będzie przemyśleć,
wykryć, rozpoznać, wyjąć, określić, ukazać i zahamować,
bo w tym zgliszczu, czasu nie można marnować,
każdy mądry człowiek rozumie, że bez ofiary,
świata nie da rady przebudować.


Ciężko jednak hamować partiokrację, kiedy sam rdzeń jest zepsuty. Najlepszymi systemami są utopie, w których w państwie, głownym organem byłaby trzynasto-osobowa rada uczonych-mędrców, kryształowych i uczciwych.

Ogólnie, dobrze jest, gdy Prawica rozumie Lewicę, a Lewica rozumie Prawicę i jakoś kooperują. Prawica Polska to partia Konfederacja (chociaż tam też wewnętrznie jest kilka prądów, różniących się), natomiast Lewica nie istnieje, nie ma polskiej lewicy wcale. To co się chce tak nazywać - tzw. „Nowa Lewica” czy inne, to w znacznej mierze popłuczyny sterowane przez Wielki Kapitał, najczęściej kulturowo antypolskie. Z resztą jest to fenomen, który już pare razy zaistniał w obrębie kultury polskiej.
Co najtrafniej zdiagnozował Ignacy Matuszewski w artykule z Dziennika Polskiego w USA z datą 3.06.1946 pt. „polski” komunizm.

Bodaj na ostatnim miejscu w szeregu pachołków Stalina stoi Polska Partia Robotnicza, jak dziś przezwali się „polscy” komuniści. Partia komunistyczna wszędzie stawia interes Sowietów ponad interesy własnego państwa. Ale kiedy antypaństwowość i antynarodowość komunistów niemieckich jest wstrzemięźliwa, a może nawet nieszczera, kiedy antypaństwowość komunistów francuskich, hiszpańskich czy włoskich napotyka na wewnętrzny opór, czego dowodem liczne nawrócenia z komunizmu, antypaństwowość i antynarodowość nielicznych komunistów polskich jest dominująca dla nich cechą. Komunizm polski mniej wygląda na zjawisko socjalne, bardziej na objaw patologiczny. (...)
Komunizm polski nigdy nie był polski – zawsze był antypolski. Natomiast kiedy komuniści polscy, na długo przed pierwszą wojną, zaczęli pracę pod nazwą „Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy”, już wówczas walczyli z państwem polskim, którego nie było. Wołali głośno, że naród Polski niezdolny jest i niegodny do samodzielnego istnienia. (...)


Co można parafrazować - Bodaj na ostatnim miejscu w szeregu pachołków sterowanych przez baronów Wielkiego kapitału stoi „Nowa Lewica” (czy jaką teraz nazwę przyjęli..) itp....

Natomiast, dawno temu przed pierwszą wojną światową, narodową lewicą było m.in. ugrupowanie Józefa Piłsudskiego i inni socjaliści, lecz po odzyskaniu niepodległosci poszło to w różne strony (dziś nic takiego nie istnieje). Później - w 20' leciu międzywojnia - wiele, jak można to nazwać lewicowych koncepcji zaczęły przejawiać różne frakcje związane z Endecją - będąc prawico-lewicą.

69. Ile osób donosiło na Tyrmanda?

W latach 1939 – 1991 funkcjonowała Rada Narodowa Rzeczypospolitej Polskiej jako część oficjalnego Rządu Polskiego - będącego urzędową kontynuacją polskiej państwowości w okresie dwóch okupacji - niemieckiej i komunistycznej. Była to naturalna oficjalna kontynuacja legalnych Rządów Polskich, wybranych przez Polaków, w czasach, gdy naród był wolny - czyli przed niemiecką inwazją.
Dopiero w 1991 roku Rada Narodowa zakończyła swoje funkcjonowanie uznając pierwsze legalne wolne wybory (pierwsze od lat 1938-1939) i za tym uznając III RP, która powstała po transformacji systemu komunistycznego i jego nomenklatur.

Sam okres komunizmu na terenie Polski był czasem parszywym, degenerującym tkankę społeczną, po którym, w latach 90’ i na początku nowego milenium tożsamość Rzeczpospolitej była zakopana, podniszczona, przebywała w niebycie; np. w latach 1944-1989 nie było można na terenie Polski wydawać wielu dzieł związanych z Polską Kulturą, panowała cenzura. Twórczość Zygmunta Krasińskiego, Augusta Cieszkowskiego, wielkich polskich myślicieli z okresu romantyzmu – wiele m.in. z tej twórczości, szczególnie idee polityczne i społeczne były skazane na zapomnienie. Nie można było tego badać, wyjmować, przedstawiać - dlatego wraz z dekadami powoli pamięć zamazywała się. Próby reaktywacji owych idei były przez komunistów ścigane i wykluczane. Jeśli je drukowano to zazwyczaj gdzieś w „podziemiu” wysiłkiem kilku osób, zacnych uczonych, znawców epoki – mam na myśli np. prof. Andrzeja Fabianowskiego. Ważna część twórczości wielkich polskich myślicieli, mogła funkcjonować tylko w „drugim” obiegu.
Później w latach 90’ kraj zalał dziki kapitalizm, a decydentami w państwie były osoby małe, przekupne, gnuśne, stosujące tanią demagogię – wobec wynędzniałego narodu pozbawionego elit.
Efektem tego dzisiaj – po wyprzedawaniu przemysłu – jest m.in. powstanie pokolenia korporacji, czyli osób inwestujących swoją siłę, umiejętności i czas - dla pracy w różnych zagranicznych koncernach lub ich podzespołach. Pokolenie korporacji itp. jest pewnym efektem finalnym przemian ekonomicznych zaistniałych w dwóch dekadach po 1990 roku.
(Za przykład - przedstawiający ten fenomen, przykład z popkultury można podać chociażby bardzo popularny swojego czasu utwór rapera Tako Hemingłeja pt. Polskie Tango, opisujący z pewnej perspektywy czasy transformacji – opisujący z perspektywy zdegenerowanej; treść i przekaz utworu – jest prawie w całości głupia i prymitywna, ale lepiej najzwyczajniej wskazać, że autor ukazuje pewną perspektywę, pewien rodzaj mentalności).

Można było tego wszystkiego uniknąć.
Gdy komunizm się sypał, dwóch sowieckich kacyków będących namiestnikami PRLu - gen. Jaruzelski i gen. Kiszczak, wiedzieli, że muszą jakoś przetrwać razem ze swoimi strukturami, wiedzieli - że trzeba uzgodnić nowy ład, ponieważ stary upada; nie planowali kończyć w więzieniu, ani na latarniach.
Więc musieli w jakiś sposób zalegalizować na arenie międzynarodowej całą tę hucpę – zastosowano więc różne wyjścia, i zasadniczo udało im się to.

„Polski” komunizm, patologiczny (zdiagnozowany przez płk. Matuszewskiego w 1946 roku) miał swoje ucieleśnienie - personifikację właśnie m.in. w Kiszczaku.
Przykładem jest jedno z jego zachowań - czyli to jak Czesław Kiszczak odnosił się do swoich pomazańców, których uważał za „śmieci”, „paprochów” i wykorzystywał m.in. do nielegalnej działalności, później oddając im szerokie wpływy na polską gospodarkę; było sporo takich osób m.in. Jan Kluczyk itd. Co podał - w odniesieniu właśnie do tej persony - redaktor śledczy, poeta, jutuber Witold Gadowski, który odbył z Kiszczakiem wiele godzin rozmów (można Gadowskiemu wierzyć, a słowa Kiszczaka ukazują ogólny charakter zdegenerowanych komunistów, którzy rządzili państwem przez pół wieku).

Więc wyglądało to tak, ze patologiczny komunista oddał wpływ na Polskę swoim „paprochom” i „śmieciom”.

Polska faktyczna, II RP, która rozpoczynała swój ogromny rozwój ekonomiczny po niespełna dwudziestu latach niepodległości, skończyła się nagle 1 września 1939 roku, a wraz z nią niezliczone ilości potencjałów w każdej dziedzinie.
Nie ma dzisiaj takich ludzi jak np. redaktor Stanisław Piasecki - połączenie mentalności lwowiaka i poznaniaka - twórca pisma Prosto z Mostu; został rozstrzelany przez Niemców w Palmirach, w ramach jednej z akcji mordowania polskiej inteligencji. Jego esej-manifest pt. Prawo do Twórczości, jest przejawem polskich idei pragmatycznego romantyzmu.

Niebyt państwowy w latach 1939 (1944) - 1989 był nieporównywalnie gorszym okresem, od niebytu w latach 1795 - 1918. Wolna Polska istniała tylko 20 lat (1918 - 1939), i teraz 1989 - 2023+ (34 lata bez elit). Warto sobie uświadomić, że w ostatnich 228 latach, mieliśmy tylko 54 lata niepodległości.

70. Tolerancja i przywileje.

Dziś już się powszechnie raczej nie pamięta o wielu polskich uczonych, myślicielach, prekursorach, żyjących na przełomie średniowiecza/renesansu/nowożytności, których idee wyprzedzały epoki. Polacy już od XVI w. mieli swoje filozofie, polityczne, społeczne - całkowicie oryginalne systematy. Np. idee Andrzeja Frycza Modrzewskiego wyprzedzały epoki, wcześniej Stanisława ze Skarbimierza niósły moralne światła.
Polakiem był także jeden z najwybitniejszych europejskich poetów tamtych dawnych czasów - Macieja Kazimierz Sarbiewski, tworzący po łacinie (łacina była wtedy, jak angielski dzisiaj, i niemal każdy świadomy Polak potrafił mówić lub dogadywać się po łacinie).

Już w tamtych czasach występowało wiele niemal prymarnych problemów, ustawicznie się odnawiających, problemów dotyczących konfliktów, gier interesów na arenie międzynarodowej.
Takim był spór polsko-niemiecki, spór dwóch zupełnie innych widzeń świata - bardzo mocno zakorzeniony w kulturze, ponieważ Polacy i Niemcy to niemal dwie inne cywilizacje, dwa inne charaktery narodowe.
Jednym z takowych był konflikt, którego stronnikami byli Paweł Włodkowic i Jan Falkenberg – konflikt ten, można uznać za polityczny proto-spór polsko-niemiecki zaistniały na arenie międzynarodowej - na soborze w Konstancji w latach 1414 -1418; spór wygrany przez Polaka, który odparł niesłuszne niemieckie paszkwile.
Elity polskie - już z tamtego czasu - charakteryzowały się ogromną tolerancją m.in. religijną, wobec wiar tradycyjnych przedchrześcijańskich (był to przejaw myślenia helleńskiego). Polacy byli także pacyfistami, działającymi zgodnie z prawdziwie chrześcijańskimi zasadami. W zestawieniu z niemiecką wizją rzeczywistości - było to niemal starcie światów.
Starcie, które swój punkt kulminacyjny miało podczas bitwy pod Grunwaldem w 1410 roku - będącą jedną z ważniejszych bitew w dziejach.
Jeśli chodzi stricte o polskie oddziały, uczestniczyło w niej rycerstwo, giermkowie, czeladź z całego kraju - liczne chorągwie dworskie, regionalne, prywatne, od północy po południe; z m.in. Poznania, Gniezna, Kalisza, Pyzdr, Wielunia, Sieradza, Radomia, Krakowa, Sandomierza, Lublina, Rzeszowa, Dynowa, Lwowa, Bełzu po samo Podole. Liczni Polacy oraz ich potomkowie w wielu następnych pokoleniach szczycili się, a trafniej to określając - pysznili się, że mieli udział w tym starciu.
Wtedy też zgodnie niestety z pewnym umiłowaniem do pacyfizmu, nie zdecydowano się dobić i usunąć Zakonu Krzyżackiego z ziem polsko-litewskich. Nie wykorzystano zwycięstwa, na którego dokonanie złożył się wspólny wysiłek rycerstwa z całego kraju.

Na czym polegała różnica między Polakami, a Niemcami/Krzyżakami z tamtych dni? Polacy nie godzili się na politykę siłowego nawracania wojną mniejszych ludów, z kolei Niemcy twierdzili, że im samym oraz papiestwu to przynależy, jako naturalnym zarządcom znanego świata; a tak naprawdę pragnęli realizować swoje ambicje podbojów.
Polacy negowali jakikolwiek przejaw nawracania siłą i mieczem - dlatego byli już wtedy, jedynym prawdziwe chrześcijańskim narodem. Nawracać chciano tylko słowem, i głęboko w to wierzono – dlatego też, daleko na Wschód niesiono idee pacyfistyczne i unijne, a nie siłowe.

Później, wraz z rozkwitem panowania Jagiellonów oraz władców następnych, szlachta – ogólnie - była niechętna prowadzeniu wojen, obawiano się, że kraj będzie przez to popadał w zniszczenie. Praktycznie do lat 30’ XVII w. panowała niepodważalna hegemonia Rzeczpospolitej w centralno-wschodniej części Europy.
Wtedy też, wraz z panowaniem dynastii Wazów, urósł problem kozaczyzny. Dzikie pola były terenami znacznie wyludnionymi, zbiegało tam wielu przestępców i osób podejrzanych. Kozaków interesowały łupy i grabież, w czasach pokoju nic nie zarabiali. Gdy powstawały kłótnie z Rzeczpospolitą, starszyzna kozacka dążyła do licznych ugód, których czerń nie chciała, często mordując starszyznę.

Wraz z okresem kontrreformacji, interesy kościoła rzymsko-katolickiego (jezuitów) były często rozbierze z interesami szlachty polskiej - jednak od śmierci Jana Zamoyskiego szlachta nie posiadała już tak znaczącego lidera, który by ją prowadził. Działalność króla Zygmunta III Wazy nie podobała się szlachcie m.in. dlatego, że zaczął on dążyć do absolutyzmu (z czego się później wycofał), otaczał się licznymi jezuitami i cudzoziemcami, będącymi jego doradcami. Faworyzował zagranicznych twórców i dawał im mecenat, przez co również polska sztuka się nie rozwijała.

Jezuici (katolicy) byli przeciwnikami innowierców, a wielu Polaków (oraz innych obywateli Rzeczpospolitej) było wtedy protestantami i prawosławnymi. Co istotne, w większości szlachta katolicka popierała „innowierców”, czyli szlachtę innych wyznań - była wielce tolerancyjna (konfederacja warszawska, postulaty ruchu egzekucyjnego).

Bardzo często szlachta nie tolerowała jawnego mieszania się kościoła do polityki, praktycznie do czasu wzrostu znaczenia Jezuitów – katolicyzm w Polsce, w ogóle religijność polskiej szlachty była dość „letnia”. Od XVI w. spierano się o daniny na kościół i dążono do jak największego opodatkowania instytucji. Dobra kościelne - czyli majątki, przywileje, stanowiska były powodem licznych sporów szlachty z królem i klerem.
Szlachta zarzucała Jezuitom, że wyżej cenią religię (katolicyzm) od Rzeczpospolitej i jej ideałów.

Za panowania Zygmunt III wybuchła pierwsza wojna domowa w I Rzeczpospolitej (rok po śmierci kanclerza Jana Zamoyskiego) zwana Rokoszem sandomierskim (wojnę kokoszą pomijam). Powodem jej była m.in. tzw. „noc jezuitów”; zasadniczo szlachta chciała się zgodzić na wiele ustępstw wobec króla, jednak nie chciała zezwolić na tzw. „tumulty” – czyli, nie karanie prawnie, siłowych wystąpień przeciw innowiercom. Chciano ustawą prawną zakazać tego typu działań. Piotr Skarga jednak znacznie wpłynął na króla, i zaniechano owej ustawy – wtedy, niezdecydowana część szlachty dołączyła do związku zbrojnego, na czele którego stali Mikołaj Zebrzydowski i „uczony warchoł” Jan Szczęsny Herburt.
Po bitwie pod Guzowem (1607), wygranej przez rojalistów, osiągnięto kompromis. Dwóch największych wodzów epoki - Jan Karol Chodkiewicz i Stanisław Żółkiewski – stanęło, chociaż niechętnie, gdyż popierano opozycję - po stronie króla oraz ustalonych praw; mało kto chciał walczyć, ale inaczej szlachta nie mogła oczekiwać potwierdzenia swoich postulatów.
(Prawdopodobnie, gdyby np. hetman Żółkiewski opowiedział się po stronie rokoszu, to dynastia Wazów - zakończyłaby się wraz z panowaniem Zygmunta III. Szlachta niecały miesiąc przed starciem zbrojnym podpisała akt detronizacji króla - wystarczyło wygrać bitwę).

Finalnie w XVII w. kontrreformacja w Polsce poszerzyła swoje wpływy, wprowadzono m.in. cenzurę, indeks ksiąg zakazanych, kontrolę drukarni, zakazywano wielu dzieł, przez co bardzo zubożała Kultura Wysoka. Najzwyczajniej twórczość katolicka wyeliminowała konkurencję.

Szczególnie bolesne było wygnanie Polaków Arian, którzy byli ludźmi bardzo wykształconymi, byli prekursorami myśli oświeceniowej; w tamtych czasach, każdemu komu nie wystarczył katolicyzm w sprawach wiary, to interesował się również m.in. arianizmem. Arianie byli także drukarzami, mieli szerokie kontakty z Zachodem, z Amsterdamem. Podchodzili do tematów wiary bardzo intelektualnie (heretycko).
W 1638 roku nakazano zamknąć Akademię Rakowską „Sarmackie Ateny”, należącą właśnie do Braci polskich, znaną na całym kontynencie uczelnię.
Przez okresowo dość bezwzględną hegemonię katolicyzmu, kultura stawała się uboższa. Później w drugiej połowie XVII w., gdy Rzeczpospolita stała się placem wojen, do innowierców pałano często nienawiścią.

Jednak sto lat później, w XVIII w. w znacznej mierze ze strony duchownych katolickich wyszły idee reformatorskie – oświeceniowe; wtedy m.in. duchowni jako osoby wykształcone, wprowadzali reformy w państwie; lecz wiek wcześniej, silny wpływ katolicyzmu i kontrreformacji, wiele potencjałów zaprzepaścił.

Później na przełomie XVIII i XIX wieku, gdy Polska utraciła niepodległość, modelową postacią księdza, osoby uczonej, propagatora wielkich reform - był proboszcz Jan Ignacy Bocheński - zwolennik opodatkowania kleru, kasaty wielu dóbr kościelnych, praktycznie usunięcia bogatych duchownych - i przeznaczenia wszystkich tych funduszy na edukację młodzieży oraz pomoc biednym.

Pod koniec XVIII w. na terenie Rzeczpospolitej, odrodzonej, ale i upadającej pod wpływem inwazji zagranicznych wojsk, dokonała się szeroka laicyzacja społeczeństwa, szczególnie mieszczaństwa i wykształconej warstwy szlacheckiej.
W dzisiejszych czasach - XXI w. - wedle statystyk, polskie społeczeństwo jest jednym z najszybciej laicyzujących się w Europie, szczególnie pokolenie ludzi urodzonych po 1980 roku. Co jest prawdą, jednak nie jest to laicyzacja w stronę ateizacji, (czy też innych idei postmodernistycznych) jak się często podaje. W Polsce następuje laicyzacja na wzór deizmu i odsunięcia się od zorganizowanej Instytucji kościoła katolickiego - która bardzo się pogłębi za 20, 30 lat.
Jest to „wiara” poza instytucją.
Zatem, wraz z nowymi czasami, kościół powinien zastanowić się nad re-definicją swojej działalności. Bo przyszłość w Polsce, może być dla tej 1600 letniej instytucji bezwzględna. (Warto jednak pamiętać, że gdyby nie instytucja kościoła - ze wszystkimi jej ogromnymi wadami, to chrześcijaństwo nie miałoby szansy zaistnieć. Piszę to jako obserwator, który dobrze życzy kościołowi, jednak nie wydaje mi się, aby ta Instytucja, która dostaje wytyczne z Watykanu była do czegokolwiek zdolna).

71. Tytoń czy proch?

Żył kiedyś w Polsce (w XIX wieku) pewien hrabia co się zrusyfikował na opak, mam na myśli Henryka Rzewuskiego - był to człowiek mądry i utalentowany twórczo, lecz był także skrajnym konserwatystą, rozumiejącym niemal archaicznie swój konserwatyzm, był zacięcie i niesłusznie odporny na każdy przejaw prądów oświeceniowych, był także archetypem zdrajcy, który wywiódł swoje polityczne założenia z konserwatyzmu oportunistycznego. Żyjąc sentymentem do dawnej Rzeczpospolitej i jej zwyczajów, odrzucał rosyjskość, jednocześnie stając się poddanym cara. Uznał polskie przegrane militarne za wyrok opatrzności. Na poziomie politycznym był to konserwatyzm obłędny, uznający ostatniego feudała Europy – cara rosyjskiego, za coś lepszego od zachodnich prądów rewolucyjnych. Rzewuski jako dobrze sytuowany arystokrata kompletnie nie rozumiał, i zrozumieć nie chciał specyfiki Rewolucji polskiej.
Jednak pomijając całą politykę w ujęciu skrajnie konserwatywnym, której był reprezentantem, na poziomie filozofii był to bardzo mądry człowiek.

Głównym jego dziełem jest Pamiątki JPana Seweryna Soplicy, cześnika parnawskiego - swoista gawęda, żywa, ładna – ożywiająca ducha sarmackiego. Rzewuski był pisarzem przede wszystkim przejrzystym, i jak się zdaje - prekursorem, ponoć najlepszym polskim prozaikiem przed Sienkiewiczem (ale tego nie wiem, bo Trylogii nigdy nie czytałem – znam z filmów – kiedyś wstęp Potopu próbowałem, ale niezbyt mnie zainteresował).
Przypomniał mi się po przeczytaniu eseju (takiego w stylu esejów kontemplacyjnych) pt. W drodze ku polskiej filozofii narodowej – wokół myśli Henryka Rzewuskiego. (z: Ostatnie królestwo. Szkice teologiczno-polityczne, autorstwa prof. Bartosza Jastrzębskiego; swoją drogą współautora ciekawego reportażu o Buriacji pt. Cztery zachodnie staruchy. Reportaż o duchach i szamanach).

I tenże Rzewuski, zrusyfikowany na opak rojalista, zaistniał gdzieś zawieszony obok całego polskiego romantyzmu, po powstaniu listopadowym stwierdzając, że Polski nie da się odnowić, że uleciała, zaginęła, uległa dekompozycji, śmierci.
Zmiany dla niego nie istniały, istniała stara sarmacka tradycja, którą opiewał, i którą wcielając w swoje gawędy potrafił tak pięknie przedstawić.
Nie zrozumiał - co z perspektywy czasu można przyznać - że Polska uległa rozszarpaniu i transformacji, a nie śmierci – na tym polegał jego błąd.

Rzewuski filozof idei to postać trochę inna, niż Rzewuski polityk-publicysta, z tym, że swoje filozoficzne rozważania również wywodził z radyklanego konserwatyzmu. Pod koniec pierwszej połowy XIX w. wydał dzieła pt. Mieszaniny obyczajowe i Wędrówki umysłowe - Mieszaniny to książka - złośliwa, głupia, pogmatwana, mądra, dziwna, zaprzańska. I chyba nie sposób przebrnąć przez nią.
Jednak pomijając wyolbrzymione szkalowania i moralizatorstwa obyczajowe, trzeba przyznać, że Rzewuski był oryginalny i w wielu stwierdzeniach wyprzedził swoją epokę. Widział jałowość i odrzucał – modną w tamtych czasach – niemiecką myśl filozoficzną, uważając, że Polacy już to wszystko mieli w czasach dawnych, ale nieusystematyzowane, rozrzucone - polityczne, statutowe, prawne.
Niemiecka i zachodnia myśl to dla Rzewuskiego gadulia filozoficzna. Uważał, że taka teoretyczna filozofia to obumieranie ducha, a nie jego rozkwit, odrzucał więc fenomenologię Hegla, jakby przewidując podświadomie jej czarne strony - to właśnie poniekąd z początków tej myśli narodziły się wiek późniejsze totalitaryzmy.

Pisarz bronił wyjątkowości narodów jako odrębnych bytów, posiadających swoje cechy i swoje atrybuty. Naród jako zbiór jednostek - przybrał u niego formę niemal (raczej faktycznie) transcendentną i unikatową - będąc objawieniem jakiejś idei moralnej, żyjąc dopóki tę ideę przedstawia. Omylnie przyjął jednak śmierć narodu polskiego i pogodził się z jego stratą.

Historie narodów - każdego z osobna - uznał za ich filozofię – był więc prekursorem takiego myślenia obok m.in. Joachima Lelewela – twierdząc, że charakter narodu objawia się w jego dziejach. Rzewuski przekłada intuicję i natchnienie ponad gołe rozumowanie. Uważał, że wgląd w dzieje, jest możliwy głównie dzięki intuicji i natchnieniu. Drażniły go modne w tamtych czasach filozoficzne systemy będące początkami trupów myśli. Za osobę wiedzącą, uznał, kogoś kto podania dotyczące swojego narodu reflektuje w sobie i wystawia przed innymi, dając mu poznać własną siłę. I tak też sam czynił, tyle, że został na poziomie sarmackich gawęd, a później popadł w defetyzm. Mieszaniny są przejawem m.in. zgorzknienia i prowokacji.
......... I spokojnie dożył swoich dni jako carski lojalista, poddany tyrana.

W czasie nocy paskiewiczowskiej nad Polską (1831 – 1856), cały naród był szczególnie uciemiężony, Polacy potracili dorobki swojego życia - wiele majątków pokonfiskowano. Aż do czasu rządów margrabi Aleksandra Wielopolskiego, nędzna była sytuacja w dawnym Królestwie. Wielopolski - również będący ideowym konserwatystą - pomimo swoich reform, nie potrafił zrozumieć wielu rzeczy.
Polacy porozrzucani po Europie oraz po ziemiach zabranych, byli wtedy zasadniczo sami wobec kolejnych dekad nie posiadania własnego kraju. Wiosna Ludów nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, ludność żyjąca na terenie dawnej I Rzeczpospolitej kooperowała ze sobą, a świat przybierał nową industrialną formę.

72. Wierzeje ducha.

Część Dziadów III – pt. Scena II. Improwizacja, napisana w 1832 roku, jest wstępem do docelowego polskiego romantyzmu (stworzona została rok po klęsce Powstania listopadowego/ oraz próby drugiej Rewolucji polskiej).
Poeta ukazał w niej bezradnego Prometeusza, przepełnionego wolą mocy i naprawy rzeczywistości, a skrępowanego okolicznościami i ludzkim ciałem, w konfrontacji z Demiurgiem. Monolog Prometeusza jest mieszanką miłości i pychy.
Mickiewicz do końca życia niczym Prometeusz chciał dokonać niemożliwego.

Dopełnieniem, a może bardziej uzupełnieniem tego utworu jest Psalm Wiary Zygmunta Krasińskiego - po transmutacji pychy w nadzieję; oraz wiersz pt. Syn Cieniów z dzieła pt. Trzy myśli pozostałe po ś.p. Henryku Ligenzie zmarłym w Morreale, 12 kwietnia 1840 roku.
Napisany przez autora pod pseudonimem (Henryk Ligenza to pseudonim - alter ego - samego Krasińskiego), jako wizje człowieka umierającego na suchoty. Krasiński był bardziej chrześcijański od Mickiewicza - będącego człowiekiem skrajnie zbuntowanym, prometejskim wobec niesprawiedliwego losu Polski.
Natomiast, filozofia genezyjska Juliusza Słowackiego jest ich uzupełnieniem/dopełnieniem.

Coś tak oryginalnego miało szansę zaistnieć tylko w kulturze polskiej. Zaś w formę praktyczną idee te oraz inne, przekuwała spora ilość polskich uczonych z tamtego okresu m.in. Bronisław Trentowski, Karol Libelt, August Cieszkowski, później Norwid również.

Mickiewicz - jak teraz tak patrzę na tamto XIX wieczne życie - chciał dokonać cudów i niemożliwości - udało mu się tylko (aż) poezja i literatura. Chyba, że policzymy jeden, wielki inny cud którego dokonał; coś, co pragnął uskutecznić przez całe życie Zygmunt Krasiński – ponosząc sromotną klęskę.
Mickiewicz sprawił, że pod jednym dachem żyły jego żona i kochanka, będąc względnie zaprzyjaźnione.

Polski romantyzm w swoich ideach wypracował wolność twórczej jednostki - jako rzecz najważniejszą. Bycie Polakiem znaczyło bycie osobą twórczą, doskonałą, pełną poświęcenia dla innych.
Co wchodziło także na poziom metafizyczny, szczególnie u Juliusza Słowackiego, który twierdził, że aby dostać się do Boga, trzeba być najpierw w jednym z wcieleń Polakiem. Uważano również, że osoby twórcze, reprezentujące powyższe ideały są najbliżej ziemskiej doskonałości, upodobniając się do Boga - gdyż człowiek został powołany, aby dokończyć jego stworzenia, brać w nim udział, tworzyć.

Niestety obecnie widzimy, jak ludzie, różne narodowości i systemy, które stworzono - opanowali planetę, degenerując ją.

Cały wiek XIX, i później praktycznie cały XX, jak można to symbolicznie nazwać - Polska była w Morzu Czerwonym; co prawda, w tym okresie doczekano rana, ale tylko chwilowego, ponieważ trwało 20 lat (1918-1939).

Na początku XX w. pojawił się inny wielki polski twórca, Tadeusz Miciński. Będący poniekąd kontynuacją twórczości Słowackiego. Był człowiekiem skrajnie intelektualnym, szanowanym, ale jego hermetyczna twórczość raczej zrozumiana nie została, czasem była odbierana jako osobliwość lub bluźnierstwo. A sam poeta dedykował własną twórczość naprawie ludzkości, twierdził też, że wszyscy ludzie to anioły utopione w chuci.
Poczynił także publicystykę pt. Do źródeł duszy polskiej (1906) i Walka o Chrystusa (1911), jednak zbyt chaotyczną i hermetyczną w większości.

Krasiński i Cieszkowski uważali w połowie XIX wieku, że poezja będzie tym, co przybliży ludzi do boskich prawd, transcendencji.
Wielka poezja to przede wszystkim metafory, czasem iluminacje. Np. utwór pt. Kazimierz Wierzyński, Jacka Kaczmarskiego, jest przykładem takowej.

Natomiast patrząc bardziej współcześnie, podam jeszcze dwa przykłady takiej sztuki, jednym jest requiem napisane dla siebie samego przed śmiercią przez Leonarda Cohena pt. You Want It Darker, drugim zaś epikurejska improwizacja wyrażona mrocznymi symbolami przez Adama Darskiego – jako zespół Me and That Man pt. Cross My Heart And Hope To Die.

Polski romantyzm chciał powiedzieć przede wszystkim to, że jak Polacy nie stworzą rzeczywistości najbliższej ideału sami - to inni, więksi, bezwzględni, zrobią to za nas.

Część XIII (73-76)