Ardra.pl

U brzegów Polski. Część VII.


07.02.2023

Część I (1-6) Część II (7-13) Część III (14-22) Część IV (23-27) Część V (28-34) Część VI (35-40)

41. Leibniz, Polska, metapolityka i intuicja.

Jeden z większych uczonych nowożytnych, Gottfried Wilhelm Leibniz, napisał dzieło pt. Wzorzec dowodów politycznych dotyczących wyboru króla Polaków nowym sposobem pisania doprowadzony do oczywistej pewności przez Jerzego Ulikowiusa Litwina w Wilnie roku 1669. Napisał je pod pseudonimem, na zlecenie, z okazji wolnej elekcji w Polsce po abdykacji króla Jana Kazimierza Wazy. Celem było uzyskanie merytorycznego i skutecznego poparcia w oczach szlachty dla jednego z kandydatów na tron Rzeczpospolitej podczas elekcji. Kandydatem tym był Filip Wilhelm von Neuburg. Zabiegi propagandowe uskuteczniane przez potencjalnych pretendentów do tronu były czymś pospolitym (pomijając fakt intrygi, Niemiec wszak podał się za Litwina, chociaż w innym razie, nikt by tego co napisał nie respektował, był młody oraz był to okres przed jego największymi odkryciami matematycznymi - podstaw rachunku różniczkowego i całkowego Nova Methodus pro Maximis et Minimis - stosowanymi do dziś notacjami). Traktat Leibniza, zawierający ponad 150 stron, nie został na czas rozpowszechniony.
W owym okresie Rzeczpospolita znajdowała się w głębokim kryzysie, który nastąpił po czasie wojen ze Szwedami, Moskwą, Kozakami, Tatarami, wojną domową; oraz nadciągającą kolejną batalią, tym razem z Turkami, ponieważ zaczęli zagrażać polskiej granicy. Średnia szlachta mająca dość obcych wpływów i skorumpowanych magnatów, wybrała na tron Michała Korybuta Wiśniowieckiego „króla Piasta”, za zasługi ojca Jeremiego.

Rozprawa napisana przez Leibniza - jednego z większych umysłów całej epoki - jest unikatowa, ponieważ logiczne wnioski mające charakter polityczno-naukowy są wyciągane m.in. z dedukcji matematycznej użytej w metapolityce. Zawierają również sporo trafnych spostrzeżeń. Jest to literatura tendencyjna, napisana przez człowieka Rzeczpospolitej przychylnego i obiektywnego.

W tamtym czasie polski naród szlachecki, będący 10% populacji całej ludności kraju, był największą grupą obywatelską sprawującą władzę nad państwem w ówczesnej Europie. Na Zachodzie panowały monarchie absolutne. W Rzeczpospolitej istniał ustrój republikańsko-demokratyczny w którym szlachta kontrolowała króla i senat.
Oligarchie magnackie - według uczonego - były niebezpieczeństwem dla Rzeczpospolitej, ponieważ mogły finalnie służyć do umocnienia określonego rodu, a nie kraju (arystokracja w Polsce praktycznie nigdy nie istniała, jest to synonim obcy, zaistniały z nadania zaborców od końca XVIII w.), m.in. za tym Leibniz proponował kandydata zagranicznego, co w jego opinii było korzystniejsze dla równowagi w państwie rządzonym przez szlachtę. Diagnoza dotycząca magnatów była trafna ponieważ wiek później to właśnie oni byli jednym z głównych powodów zaistnienia potężnych wpływów rosyjskich i pruskich w państwie, co finalnie doprowadziło do agresji zbrojnej na I RP, a później rozbiorów.

Z kolei, jeśli chodzi o religię, nie-katolicy w Rzeczpospolitej byli żywiołem bardzo mocnym, przede wszystkim dzięki sprzyjającym im potężnym sąsiadom. Uczony odradzał jednak używania siły przeciwko dysydentom, zalecał godzenie przeciwnych żywiołów religijnych, gdyż sam był protestantem, chcącym ponownego zjednoczenia chrześcijan. Uważał również, że to co pożyteczne dla polskiej szlachty jest sprawiedliwe, ponieważ cele szlachty polskiej i chrześcijaństwa są zbieżne. Polaków uznał w XVII w. za przedmurze chrześcijaństwa, naród prawdziwie chrześcijański. Muszący posiadać silne wojsko, aby bronić Europy przed Moskalami, Turkami, Chanatem Krymskim (w tamtych czasach Niemcom zagrażali Turcy, więc było tu także sporo interesu uczonego). Obawiał się wojen domowych na tle religijnym, które spowiły całą środkową Europę - kilka dekad wcześniej zaistniała wojna trzydziestoletnia. Polski jednak nie dotyczyła, w Rzeczpospolitej istniały wielkie tradycje tolerancyjne, w 1573 roku jako pierwsza na świecie szlachta uchwaliła wolność religijną, aktem konfederacji warszawskiej.

W czasach polskiego renesansu zaistniało wiele niewypełnionych potencjałów, chociażby myśl polityczna Andrzeja Frycza Modrzewskiego (połowa XVI w.), wyprzedzająca epokę o 300 lat m.in. chcąca zrównać w prawie wszystkie stany. Natomiast trzy dekady wcześniej, uczony Maciej Miechowita - mieszczanin/chłop, pochodzący z chłopskiej rodziny, gdyż w tamtym czasie w I RP chłopi mogli się edukować i pełnili często bardzo wysokie stanowiska w państwie. Działo się tak dzięki tzw. szkółkom parafialnym, w których księża uczyli dzieci. Zauważywszy któreś bystrzejsze, promowali je i często fundowali mu naukę. Takim sposobem – co jest paradoksem - poniekąd chłop Maciej Miechowita zrobił z Polaków Sarmatów, pisząc Traktat o dwóch Sarmacjach i rozpowszechniając uwagi Jana Długosza.

Wraz z panowaniem dynastii Wazów duże znaczenie zaczęli mieć Jezuici. Jezuityzm był efektem kontrreformacji w Europie, był więc zakonem reakcyjnym, mającym stać w kontrze do protestantyzmu i reszty odłamów, więc stał się także żywiołem fanatycznym, jak i również wykształconym; jezuici byli polskimi patriotami i chcieli zazwyczaj dobrze dla kraju (chociaż, patrząc długofalowo, to co robili okazało się nienajlepsze), jednak m.in. przez ich działalność wiele możliwości zostało na zawsze zaprzepaszczonych, być może przede wszystkim zgoda na Wschodzie i misja Polaków w zjednoczeniu Słowian Wschodnich, chociaż byłoby to niezmiernie trudne.
Religia zawsze była odbierana bardzo politycznie, przodowała w polityce, szczególnie w tamtych czasach (ale tak naprawdę zawsze) była podstawą politycznych sporów. Nic dziwnego, że Jezuici urośli tak na sile od końca XVI w. najsławniejszy z polskich jezuitów, Piotr Skarga, napisał m.in. takie dzieło jak Żywoty świętych. Jest to bardzo solidna książka, i nie można się dziwić, że miała przez wieki tak wielkie oddziaływanie na świdomość zbiorową.
Polska szlachta wyznawała tradycję jako całość, i była zawsze bardzo związana z kultem maryjnym, szczególnie od czasów Bogarodzicy i bitwy pod Grunwaldem. Jezuici kult ten uwypuklili.
(Jednak, co podkreślę, tak jak - w mojej opinii - zakon Templariuszy był zdrowym chrześcijańskim nurtem i niespełnionym potencjałem, tak Jezuici, którzy powstali ponad 200 lat po zniszczeniu Templariuszy, mając pełnić podobną funkcję, czyli stać się elitą papiestwa, wraz z dekadami stali się żywiołem również hamującym rozwój. Zaczęły także powstawać liczne nadużycia co doprowadziło do kasaty zakonu na początku drugiej połowy XVIII w. Z kolei, wraz z początkiem XIX w. zakon reaktywowano).

Leibniz w swoich metapolitycznych rozważaniach stwierdza, jako jeden z pierwszych teoretyków polityki, że nie ma prawdziwej przyjaźni między państwami są tylko interesy. Świat podzielony jest na zantagonizowane wspólnoty, wśród których jedne dominują nad drugimi. Docelowa Europa tzw. Zachód, istnieje od Francji do Polski (Rzeczpospolitej). W tej części świata zaistniały najlepsze potencjały m.in. nauka, technologia, państwo prawa – stworzyły one ludzi wolnych, od których zależne są sprawy całego świata.
W realizacji celów politycznych cywilizacje, narody, rodziny jako grupy istot współmożnych, tworzą koalicje. Zwycięża największa koalicja. Zbiory potencjałów i grupy istot współmożnych, które je realizują, uczony nie liczy w ilości populacji tylko w ideach; więc są one zbiorami bezczasowymi, które mogą się pojawić lub nie. Metafizyka polityczna Leibniza jest bardzo logiczna i trafna.
Celem polskiej szlachty powinna być wolność, równość i bezpieczeństwo. Rzeczpospolita w XVII w. była samowystarczalna i niezależna, i takowa powinna być zawsze.
Aby to zachować/stworzyć potrzebna jest w realizacji potencjałów spójność faktów, przy możliwej maksymalnej różnorodności. Tu chodzi o to, że nie ważne jakie „dane” ugrupowanie ma poglądy, w finalnym rozrachunku Racja Stanu i suwerenność ekonomiczno-kulturowa narodu powinna być nadrzędna. Jeśli jakieś ugrupowanie polityczne wyłamuje się z tego, znaczy to, że działa na korzyść zewnętrznej siły, w taki sposób w państwie powstaje rozłam i zaczynają się problemy. Króla Polaków wgl. Leibniza trzeba obecnie definiować jako Rząd, czyli głownych decydentów, ministrów (nie Sejm).
Anglia jest przykładowym krajem (zapewne również dzięki temu, że jest to wyspa), gdzie zarówno Konserwatyści, jak i Partia Pracy, zachowywali takową nadrzędną spójność, pomimo wewnętrznych sporów. Z kolei w polityce zagranicznej na przestrzeni dziejów stosowali bezwzględność i często blef. Co dla Polaków było całkowcie obce, wręcz brzydzono się takimi postępowaniami. Polska oczywiście to zupełnie co innego, geograficzno-politycznie leży na jednym z trudniejszych regionów świata, na połączeniu Zachodu ze Wschodem.

Leibniz stwierdził, że w Rzeczpospolitej istnieją trzy zbiory potencjałów: Katolicy, Heretycy i Schizmatycy. Określił to zgodnie z chrześcijańskim nazewnictwem, ponieważ świat europejski od X w. do XX w. był stricte chrześcijański - praktycznie całkowicie i do dzisiaj również jest, nawet jak owe potencjały wraz z przyspieszeniem technologicznym zostały podmyte.
(Tyle Leibniz i) Trzeba podkreślić, idąc tą terminologią, że Katolicy stanowią trzon państwa polskiego, naród polski był od wieków narodem katolickim, więc można rozumieć to także jako szeroko pojęta tradycja. Heretycy to śmiałe nurty polityczne, wyprzedzające swoją epokę o dekady lub stulecia. Schizmatyków z kolei trzeba określić jako odstępców od tradycji, idących w kosmopolityzm (również wynarodowienie lub obcą zależność kulturową oraz ekonomiczną), lecz zachowujących w sobie odcień polskości.
Wszystkie inne nurty, które mogą zaistnieć w obrębie polskiej kultury, nie są jej częścią i nie mogą być ani decyzyjne, ani definiowalne, ponieważ ich potencjałem zazwyczaj jest rozkład kulturowo-ekonomiczny społeczeństwa.

Zatem jeśliby popatrzeć (tą terminologią) na dzieje i XXI w. Katolicy – to tradycyjny żywioł polski, stara tradycja łącznie z sarmatyzmem i jego naleciałościami. Heretycy – to wszystkie żywioły modernizujące kraj lub re-definiujące, zatem heretyckim nurtem jest zarówno Oświecenie polskie, jak i Romantyzm polski, ponieważ oba transmutowały tradycję, oświecenie polskie stworzyło reformami nowoczesny naród polski. Schizmatycy zaś to żywioł polski-kosmopolityczny podatny na wpływy z zewnątrz i zdradę polskiego interesu państwowego.

W II Rzeczpospolitej (1918-1939) powszechna świadomość społeczna większości, funkcjonowała w obrębie wzorców chrześcijańskich-katolickich, tak jak podczas komunistycznej okupacji, ponieważ był to/jest filar państwowości, co dobrze rozumiane było przez zbiorowość.
W II RP - co ważne - etos szlachecki rozlał się na całe polskie społeczeństwo - teoretycznie całe społeczeństwo zostało uszlachetnione. Komunizm jednak zacofał świadomość zbiorową na pół wieku.

III RP natomiast, czyli bezpośrednia kontynuacja PRLu, stała się okresem, gdy nomenklatura komunistyczna zmieniła „legitymacje”, zostając w większości w kręgach decyzyjnych i ekonomicznych państwa.
Natomiast obecnie (2023) władzę mają w 90%+ Schizmatycy, czyli najgorszy z trzech możliwych nurtów. Polska jest zależna ekonomicznie od widzimisię zarządców baronów Wielkiego Kapitału, politycy-decydenci to pacynki wystrugane jak Pinokio.

42. O księdzu Hugonie i niespełnionych nadziejach.

Ilekroć cofam się myślą w czasy dla Polski wielkie, czasy powstania narodu, pierwszego w Europie, może i również na świecie w takiej formie, to zdaję sobie sprawę ile wtedy zostało stracone - Konstytucja 3 maja była najnowocześniejsza w ówczesnych czasach, była początkiem; z kolei później podczas Insurekcji roku 1794 planowano pójść dużo dalej z reformą całościową.
Patrząc na tamte czasy jeszcze bardziej doceniam kanclerza Hugo Kołłątaja – jeszcze bardziej podziwiam jego dokonania i to co starał się uczynić. Ostatnio jak poczytuje pisma, publicystykę Kuźnicy Kołłątajowskiej z lat 1788-1792 oraz 1794 (twórczość środowiska reformatorów, patriotów – Kuźnica Kołłątajowska, wybór źródeł, op. Bogusław Leśnodorski. Wiele zniszczono podczas spalenia-zdewastowania przez Niemców w 1944 polskich archiwów głównych m.in. rękopis monumentalnej monografii naukowej dotyczącej Kołłątaja, autorstwa prof. Wacława Tokarza), stwierdzić mogę, że publicystyka reformatorów to myślenie wyprzedzające epokę, pragmatyczne, cięte, czasem bezwzględne w koniecznej prawdzie. Sam kanclerz myślał o kilkanaście pokoleń do przodu, wzywał do nie oglądania się na współczesnych. Smutek jedynie, że wrogowie zewnętrzni nie dali ich wdrożyć.

Kołłątaj działał za dziesięciu, stworzył środowisko narodowe. Nie będąc posłem stanowił największą siłę myślenia w sejmie, miał za sobą wiele lat pracy przy reformach Akademii Krakowskiej, był jednym z głównych twórców Polskiej Konstytucji. Charakteru był żywotnego, umysł miał ruchliwy, posiadał wielkie zdolności intelektualne, wad też miał kilka, ale wymienić ich nie będę, zasługi miał po stokroć większe. Był najzwyczajniej drapieżnym politykiem w stylu angielskim, potrafiącym manewrować i dostosowywać zaistniałą sytuację w polityce wewnętrznej i zewnętrznej do sprawy polskiej. Był wielkim politykiem, patriotą i uczonym, cytując klasyka – nigdy kto szlachetny, nie był mu obojętny. Gdyby udała się rewolucja drobnoszlachecka, bo taką formę docelowo przyjęła rozchodząc się na cały naród, rozwój ekonomiczny i kulturowy kraju byłby ogromny.

Stronnictwo reformistyczne-patriotyczne urosło na znaczeniu pod wpływem jego szerokich działań. Nikt w Polsce w tamtych czasach nie mógł i nie umiał pisać tak jak Kołłątaj. Kierował się żelazną logiką realpolityczną sytuacji nagłej oraz Polską Racją Stanu, był to pierwszy tak nowoczesny polityk w dziejach Polski; i w Europie jeden z pierwszych. Dawał projekt całościowych reform ustrojowych m.in. w dziełach pt. Listy Anonima, Prawo polityczne narodu polskiego. Fundamentem społeczeństwa miała być własność prywatna, podział na stany szlachecki i mieszczański (podług własności) oraz włościański. Sejm miał nadzorować rząd. Później w 1794 roku, widział już reformy w bardziej szerokim zakresie i szybszym. Konstytucję 3 maja traktował jako punkt wyjścia. Trzeba było całościowo odróżnić dawniejsze błędy od nowych doskonałości, prawdę od fałszu, rządy od nierządu, starać się pomnażać wolną pracę, jedność obywatelska miała dotyczyć także obywateli włościan. Kościuszko, nie biorący udziału w sprawach ustrojowych i ekonomicznych państwa (podpisywał się tylko, bo wspólnie uznano, że będzie dyktatorem) ufał Kołłątajowi, który uważał, że w czasie Insurekcji należy walczyć z wrogiem zewnętrznym, a miarę możności z wewnętrznym, choć ten ostatni wymaga szczególnej czujności i ostrożności. Trzeba się jednak zdobyć na największy wysiłek. Miały zaistnieć przebudowa społeczna, niepodległość i dobro narodu.

Podczas Insurekcji w Radzie Najwyższej Narodowej był ministrem skarbu, jednak faktycznie stał na jej czele, rada była obstawiona jego wpływami, chociaż opanowanie całościowej władzy cywilnej i wojskowej było niemożliwe. Zaczęto wprowadzać ogromne nagłe reformy, na które nie było czasu, ponieważ zaistniała wojna z najeźdźcami. Planowano wykluczyć wszelaki zbytek i wszelaką prywatę, aby po Insurekcji cała ludność była wolna i szczęśliwa. Powołał 24 kwietnia 1794 Klub Patriotów (Jakobinów), którego najbardziej obawiali się jego przeciwnicy polityczni tzw. zamek, stronnictwo zamkowe.

Uniwersał połaniecki, także przygotowany przez Hugona (oraz Ignacego Potockiego, zwolennika konstytucyjnego monarchizmu, człowieka który się nie nadawał ani na wojnę, ani do rewolucji) zwykło się traktować w opinii publicznej jako główne i ostatnie słowo dokumentów związanych z Insurekcją, zazwyczaj nie wspominając o wielu innych aktach zaistniałych w tamtych czasach, głównie dlatego, że pozostały na poziomie papierowym, gdyż Polska została rozszarpana przez wrogie armie. Kołłątaj napisał np. ustawę, projekt ustawy dnia 20 października 1794 roku o nadaniu ziemi chłopom na wieczne dziedzictwo, co było kulminacją jego dążeń w sprawie kwestii włościańskiej. Więc można uznać, że w Rzeczpospolitej dokonało się (mogło się dokonać) uwłaszczenie chłopów na dwa tygodnie przed rosyjskim szturmem Warszawy, za sprawą kanclerza. W nowej Polsce stopnie w państwie i wojsku miały być nadawane w zależności od wielkości nagromadzonych czynów i zasług na rzecz kraju, zarówno w rangach, jak i w rozmiarze przyznawanych gospodarstw.

Kanclerz był dobrym człowiekiem i chciał dobrze, w latach wcześniejszych został nazwany nawet przyjacielem ludzkości ponieważ pod jego mieszkaniem w Warszawie była umocowana specjalna skrzynka pocztowa, każdy mógł tam wrzucić swoją prośbę, pismo, papier. Jako pierwszy wysunął także postulat, że szlachectwo powinno być nadawane za heroiczną cnotę żołnierza lub za talent nauczyciela. Pod koniec Insurekcji powołał Zgromadzenie dla Utrzymania Rewolucji i Aktu Krakowskiego.

Trzeba jednak nadmienić kilka cech, które można określić jako pejoratywne. Kołłątaj bywał pamiętliwy, mściwy i przewrotny. Podczas wydarzeń 28 czerwca, zależało mu na wykluczeniu z życia politycznego zdrajców kraju, szczególnie tych, których osobiście nie tolerował, jak np. Antoniego Stanisława Czetwertyńskiego i biskupa Wojciecha Józefa Skarszewskiego, ciężko jednak było tolerować tak wielkich zdrajców; ponieważ naród i rząd insurekcyjny, wymagały tego, aby ci, którzy zrządzili zgubę kraju lub się do niej dzielnie przyczynili, ukaranymi zostali. Stronnictwo tzw. umiarkowane zarzucało mu, że protesty, pochody i zamieszki nazywa robotami publicznymi. Ksiądz uważał, że były skierowane przeciwko kunktatorstwu i nieudolności oraz aby wywrzeć presję.

Liczne paszkwile z którymi się mierzył, jeszcze z lat wcześniejszych, pochodziły głównie od Targowicy oraz od tzw. Kuźnicy Zamkowej, czyli obozu związanego z królem. Zarzucano mu „zasady demokrackie”, „jakobinizm”, „makiawelizm”, „z piekła rodem”, „chciwość”, „skłonność do gwałtownych kroków”. Polityczna droga Hugona zakończyła się wraz z upadkiem Insurekcji. Wtedy też przelała się szala goryczy, m.in. Aleksander Linowski (on wymyśli również nazwę Hugoniści) napisał główny paszkwil na Kołłątaja, powstało też kilka anonimowych.
Z kolei francuscy agenci, dyplomaci m.in. Descorches (którzy go dobrze znali, gdyż zabiegi dyplomatyczne księdza miały szerokie działania), określili go jako - duch niezmordowanie twórczy, filantrop i liberał, erudyta pełen energii. Agenci austriaccy zaś obawiali się go jeszcze w 1809, wiele lat po Insurekcji. Niejaki hr. Wurmser, związany z galicyjską policją, ułożył opinię dla prezydenta policji rządowej - talent pełen pomysłowości, charakter pełen siły, jak i również zaciętości i okrucieństwa.

Opinia wrogów, często przeinaczona, jest świadectwem wielkości tego człowieka. Dwukrotnie - nie będąc żołnierzem - zbiegał przed Rosjanami z Warszawy, w 1792 i 1794. Gdyby mu się udało wprowadzić swoje reformy, Polska stałaby się faktycznie najnowocześniejszym narodem na świecie, on zaś miałby dziś pomniki w każdym większym mieście. Jako pierwszy zrozumiał sens nowoczesnego politycznego przewodnictwa - pisał do marszałka Małachowskiego w czasach Sejmu Wielkiego (Listy Anonima) Naród, któremu masz przewodzić, nie jest bez siły, nie jest bez sposobów, ale jest bez śmiałych i mężnych przewodników.

Pod koniec stycznia 1794 roku, targowiczanin Fryderyk Moszyński przywołany do siebie przez nowo powołanego rosyjskiego ambasadora, posła Osipa Igelströma, który stwierdził, że stoi na czele policji i boryka się z „jakobinami”, których jest w mieście więcej niż dwa tysiące. Moszyński odpowiedział mu, że w Warszawie jest ich więcej niż pięćdziesiąt tysięcy, ponieważ wszyscy poszkodowani obywatele nimi są (ówczesna liczebność miasta to 120 000).

Insurekcja objęła całą Rzeczpospolitą od Wielkopolski po Kurlandię, głównymi ośrodkami były Warszawa, Wilno i Kraków. Zaistniały szanse, zabrakło jednak siły militarnej. Nie udało się wprowadzić Insurekcji na Ukrainie, a było bardzo blisko, co także stało się wielką szkodą, ponieważ ten teren mógł związać wielkie siły rosyjskie. Ludność miała odpowiednią sposobność do działania, dowództwo na tych terenach nie poszło jednak za pierwszym trafnym impulsem i wyczekiwano momentu, następnie wszystko padło. Wcześniej Ignacy Józef Działyński, wyznaczony na głównodowodzącego owych ziem, został aresztowany – paradoksalnie - na granicy galicyjskiej przez oficera kozackiego na żołdzie wrogów i jego oddział, niejakiego Marczenkę.

Natomiast całe Kresy centralno-północne bezbłędnie ruszyły do Insurekcji. Bezbłędnie została przeprowadzona Insurekcja wileńska, przez komendanta Jasińskiego, stworzony został spisek konspiracyjny na tyle zabezpieczony i ochoczy, że przejęcie Wilna trwało chwilę i zaistniało w jednym momencie ze wszystkich stron, w nocy z 22 na 23 kwietnia 1794 roku.
W Wilnie czas do połowy kwietnia był zupełnie spokojny, niczego się nie spodziewano większego, chociaż dowódca w tym zapalnym czasie do miasta przedostawał się tylko nocą (teren Korony został już wyzwolony). Jeszcze niedawno Jasiński udawał się na bale do Targowiczan, gdy na boku istniała konspiracja. Pewnego razu na przyjęciu, mówiono o francuskiej rewolucji, której Moskale się niezmiernie obawiali. Zaistniała konfrontacja gen. Nikołaja Arsenjewa, głównodowodzącego rosyjskim garnizonem w Wilnie, z Jasińskim, Rosjanin zapytał – Cobyś Pan robił, gdyby w Wilnie powstała rewolucja? Odpowiedział dostał przewrotną – Najpierw schwytałbym Pana generała. Skonfundowanie rosyjskiego żołdaka obrócono w żart. Jednak jak zostało powiedziane tak również i zrobione.

Konspiracja wojskowa odbywała się w wielu miejscach miasta. W bibliotece wileńskiej znajdowała się w tamtych czasach przetłumaczona na polski książka pt. Filozof indyjski albo sposób uszczęśliwienia życia ludzkiego w społeczności, zawarty w krótkiej liczbie nauk czystych obyczajowych, zebranych i ułożonych przez jednego starożytnego bramina. Autorstwa niejakiego Ph. D. Chesterfielda. Przepisy i zasady konspiracji były zapisane pod okładką nauk indyjskich - na taki szyfr, wzór - Ekstrakt z ksiąg moralnych Wielkiego Gooda, filozofa indyjskiego.
Insurekcja w Wilnie była prawdopodobnie najszybszą akcją w dziejach Polski, całkowicie zorganizowaną od środka, praktycznie bez strat własnych. Natomiast Insurekcja w Warszawie zaistniała kilka dni wcześniej, była krwawym i ciężkim pokonaniem rosyjskich wojsk.

Programem całej Insurekcji narodowej było wywalczenie niepodległości, a potem dalsza praca nad ustrojem państwa. Wraz z rosyjskim szturmem Pragi, który faktycznie zakończył szanse Polaków, wszystko się zakończyło, tymczasem szturm ten nie powinien mieć miejsca, miasto powinno zostać obwarowane na drugim brzegu Wisły w oczekiwaniu na zimę. Gen. Józef Zajączek upierał się niezmiernie, że chce zachować komendę nad obroną i lokacją przygotowania stolicy. Na Pradze umocnił wcześniej takie punkty, m.in. działami, które nic do obrony nie pomogły. Wróg mógł przedrzeć się przez środek szańców, i w tyły uderzyć, co z resztą się później stało. Zajączek, któremu w czasie Insurekcji ciężko zdradę zarzucić, był tylko nieodpowiednim człowiekiem na nieodpowiednim stanowisku - zdrajcą stał się dopiero 4 listopada, gdy zbiegł z pola bitwy jako jeden z pierwszych, bez żadnej świty, konno mostem, chustą jakąś okrywał lekko ranną rękę, uciekał jak zając. W sumie kto wie, czy go żaden ze swoich nie ranił, w złości, że opuszcza miejsce bitwy, bo taka pogłoska też od razu zaistniała.
Jasiński zaś pogrzeb miał w Wiśle, tęskno było ginąć i żegnać ojczyznę, jak wielu zacnych patriotów wtedy. W Wilnie, czekała na niego Tekla Paprocka, ożeniona w młodym wieku za mieszczanina wileńskiego Piotra Grozmaniego, konspiratora, ale i awanturnika i utracjusza, po 15 latach osobno, dopiero rozpoczęła wniosek o rozwód, za sprawą poety. Moskale z kolei jak odbili Wilno w połowie sierpnia 1794, całe mieszkanie i dobytek osobisty, papiery Jasińskiego, co tam zostało zostawione, zdemolowali i rozkradli. Tak samo też postąpili z młodą Polską Narodową Demokracją, która się dopiero urodziła.

Każdy rzetelny historyk, nie amator, nie dyletant i nie politykier, przyznać dziś musi, że zarówno 1794, jak i 1831 były wielkimi szansami, które się nie udały ze względów agresji zewnętrznych. O tyle, w 1794 nie było dostatecznej ilości wojska polskiego, o tyle w 1831, wojsko było, jak i również wszystkie okoliczności poboczne grały dla Polaków, wszystkie m.in. okrążona armia rosyjska gen. Iwana Dybicza spowita była epidemią cholery, mogła zostać zmieciona z powierzchni ziemi, tak się jednak nie stało, ponieważ wtedy tj. w 1831, zawiedli decydenci tzw. konserwatyści, czyli malutka grupka ludzi u władzy.

43.

Zdaje się, że Polska to od stuleci kraj wiecznie niespełnionego potencjału. Problem w tym, że zazwyczaj decydenci w Polsce, szczególnie ci po 1989 roku, nie chcą oświeconego społeczeństwa; wraz z przyspieszeniem informacyjnym rusza również przyspieszenie dezinformacyjne. Politycy nie chcą uruchomić najlepszych potencjałów w polskim państwie i społeczeństwie. Od tematów politycznych nie można uciekać, ponieważ zaważają na wszystkim. W obecnej demokracji polskiej, zdaje mi się, że około 80-90% posłów, nie nadaje się do Sejmu, to atrapy, nie rozumiejące podstaw tego czym jest dobro kraju. III RP, czyli bezpośrednia kontynuacja PRLu, powoli stając się reliktem, nadal trwa w najlepsze, a raczej najgorsze.

Mniej więcej od 2005 roku, gdy postkomuniści stali się w Sejmie mniejszością, kreatorami polskiej polityki zostały dwie osoby oraz to co stworzyli: Jarosław Kaczyński i Donald Tusk.
Donald Tusk okazał się finalnie typowym politykiem kompradorskim, czyli takim, który wykonuje obcą rację stanu na terytorium własnego kraju (a takich polityków w historii Polski była zawsze pewna ilość), z perspektywy polskiej – jest politycznym bankrutem i prawdą jest, że nikt rozsądny nie chciałby ponownych rządów ekipy urzędników napływowych, którzy by przytakiwali na wszystkie niemieckie, unijne nonsensy i narzędzia anty-demokratyczne.
Natomiast Jarosław Kaczyński jest politykiem, który finalnie cofnął kraj do lat 90’, kosztem dobra społeczeństwa partia jest spasiona bez opamiętania. Przyszłość zapamięta: fasady, defilady, obstawę samochodami i blokowanie ulic, wieńce, propagandę, wybory kopertowe, inflacje, kopalnie, pomniki własnej rodziny (leninizacja? kult?), „Polki dają w szyję”, pogardę wobec oświaty – bezdenna pycha.
Trzeba jednak przyznać, że są to politycy tzw. wodzowscy, na tyłach zostają sami teczkowi (coraz bardziej karykaturalni), więc w przyszłości zapewne partie te stopniowo się posypią. A faktycznie powinno się to już zakończyć, bo jest tragiczne w skutkach, przede wszystkim są to ludzie, którzy nie kochają własnego narodu.

Paweł Kukiz w 2015 roku był chwilę cieniem nadziei na zmiany, przypomnieć trzeba, że w wyborach prezydenckich zagłosowało na niego 3 100 00 Polaków. Był to w znacznej części również tzw. elektorat niezagospodarowany. Jednak w latach następnych jego „ugrupowanie”, zostało politycznie zjedzone przez bezwzględnych i cynicznych polityków, z czym sam Kukiz sobie niestety nie poradził, nie wiedział na co się pisze, szkoda.

O reszcie nic wspominać nie będę, ponieważ do progu decyzyjności niestety daleko. Np. Narodowa Demokracja w przededniu II Wojny światowej, była potężnym ruchem politycznym za którym stały światłe elity narodu, profesorowie, uczeni etc. I zostało to całkowicie zniszczone przez komunistów. Dziś np. Ruch Narodowy, nic nie znaczy poza około 2% wyborców.
Największą wydajność można osiągnąć tylko przy maksymalnej różnorodności i spójności wewnętrznej (i Racja Stanu definiowana jako interes ekonomiczny obywateli Polski), lecz musi to być naturalne. Nic takiego w Polsce nie powstało.

44.

Podobno ponawiające się napady Niemiec na Francję były spowodowane odrzuconą miłością. A w rzeczywistości były to ciągłe próby kontroli i agresji, licząc od bitwy pod Valmy w 1792, później związki militarne niemieckie w XIX wieku, wojna prusko-francuska, I wojna światowa - atak na Francję, Holandię i Belgię, następnie II wojna i kampania francuska w 1940 roku. Wszystko ustawicznie ponawiało się.

W Polsce z Niemcami był zasadniczo spokój od czasów wojen krzyżackich - gdy Rzeczpospolita stała się mocarstwem, nie zapędzali się w te tereny. Dopiero pod koniec XVIII w. już po I i II rozbiorze, król Fryderyk Wilhelm II osobiście oblegał Warszawę w 1794 roku, co mu się z resztą nie udało, ale ostatni rozbiór się udał; i dopiero Powstanie Wielkopolskie z 1918 wydarło prusakom polskie ziemie, nie trwało to jednak długo, przyszedł okrutny wrzesień 1939 i kolejna napaść (Niemcy bezpośrednio uczestniczyli w zniszczeniu zarówno I RP, jak i II RP).

Okrucieństwo tego okresu jako pierwszy przekazał do międzynarodowej opinii Amerykanin, reżyser i fotograf, Julien Bryan i jego słynny film z obrony stolicy oraz masa zdjęć z kampanii wrześniowej. Spisał także wspomnienia licznych wypadków m.in. z jednego ze słynnych i tragicznych zdjęć. Trzeba wracać do tych ostatnich dni II RP, aby każdy wiedział, jakich zniszczeń dokonano w Polsce.

14 września 1939 r.
Jechaliśmy przez małe pole na obrzeżach miasta, ale byliśmy tylko kilka minut za późno, aby być świadkiem tragicznego wypadku. Siedem kobiet kopało ziemniaki na polu ponieważ zabrakło mąki i nie miały co jeść [początek trzeciego tygodnia niemieckiej inwazji, zapasy ludziom się kończyły]. Nagle dwa samoloty niemieckie pojawiły się znikąd i zrzuciły dwie bomby na mały dom jakieś dwieście metrów dalej. Dwie kobiety w domu, zostały zabite. Kobiety na polu schowały się mając nadzieję że nie zostaną zauważone. Gdy bombowce odleciały, kobiety wróciły do pracy, bo musiały znaleźć żywność. Ale hitlerowscy lotnicy nie byli zadowoleni ze swojej pracy. Po kilku minutach wrócili lecąc jakieś 60 metrów nad ziemią, grabiąc pole kulami karabinów maszynowych. Dwie z siedmiu kobiet zostały zabite a pozostałe pięć jakoś uciekły. Kiedy fotografowałem ciała, mała dziesięcioletnia dziewczynka podbiegła i znieruchomiała koło jednego z ciał. Kobieta była jej starszą siostrą. Dziecko nigdy nie widziało śmierci i nie mogło zrozumieć, dlaczego jej siostra nie odzywa się do niej. Dziecko spojrzało na nas w zakłopotaniu. Objąłem ją trzymałem mocno, starając się ją pocieszyć. Płakała. Ja też płakałem i dwóch polskich oficerów, którzy byli ze mną.
Po wielu latach dorosła już Kazimiera Kostewicz (dziecko z historii i zdjęcia) wyznała: (...)kiedy patrzę na tamto zdjęcie z 14 września 1939 r. to nadal nie mogę mówić. Potrafię się tylko trząść i myśleć o tym, jak bardzo Andzia była ambitna, jak napisała do „Kuriera”, że chce się uczyć, ale nie ma książek, jak się cieszyła kiedy odpisali, że je dostanie, i jak tego nie doczekała.

(Myślę, że tzw. 500+, powinni płacić Niemcy na polskie dzieci przez dłuższy czas, jako część reparacji).

45.

Mam swoją teorię historii polskiej i mam też zarys (skrót) ogólnie teorii kultury (której zapewne czytelnik może fragmentarycznie się łatwo domyśleć). Niekiedy coś mnie zaskoczy, prawdą jest, że nieraz poeta może się unieść nad ziemią - czasem metr, czasem dwa, czasem na orbitę. W drugiej połowie XX w. na orbicie z Polaków był chyba tylko Kaczmarski, z ponad tuzin razy (a może znam z 70-80% jego twórczości i tylko to co zagrał). Ostatnio zdałem sobie sprawę, że potężnym poetą był Stanisław Staszewski, którego twórczości nie znałem wcale (chociaż po 1945 zbłądził).

Źle się stało, że II RP nie uzyskała jeszcze swojej kontynuacji, źle się stało, że nie uzyskała kontynuacji wtedy w 1939 lub 1945. Rządy piłsudczykowskie kończyły się powoli, a różnica między ideami Piłsudskiego, a Dmowskiego była mniej więcej taka, że Piłsudski na starość myślał jak wyeliminować wrogów politycznych, a Dmowski oddawał swój zegarek na ulicy biednej kobiecie z dzieckiem.
Zarówno Hugo Kołłątaj, jak i Roman Dmowski to dwóch wielkich mężów stanu, najbardziej nadal niedocenionych, ponieważ wiele dali z siebie, natomiast ich idee nie zostały wprowadzone na tyle, na ile powinny.

W czasach gierkowskich w PRLu, powstało ugrupowanie o nazwie Konfederacja Nowego Romantyzmu, po czym zostało rozwiązane pod przymusem władz; prof. Bohdan Urbankowski twórca, jest autorem m.in. licznych prac dotyczących romantyzmu polskiego, jest znawcą epoki.
Nie wiedziałem o istnieniu owej twórczości, a myślę, że może być to ważne, szczególnie dla przyszłych pokoleń np. takie prace jak monumentalne cztery tomy, pt. Źródła. Z dziejów myśli polskiej.

Adam Mickiewicz był pierwszym światowym (Historia przyszłości) i polskim futurologiem, jak i twórcą tzw. politycznej rzeczywistości alternatywnej, w czasopiśmie Pielgrzym Polski, które redagował w Paryżu tuż po upadku Insurekcji listopadowej, wyobrażał sobie, wersję alternatywną, że wojna polsko-rosyjska została wygrana i po 50-60 latach Polacy ustanawiają Republiki na Syberii, a Rosja jest uwolniona.

Część VIII (46-50)