Ardra.pl

U brzegów Polski. Część IX.


25.03.2023

Część I (1-6) Część II (7-13) Część III (14-22) Część IV (23-27) Część V (28-34) Część VI (35-40) Część VII (41-45) Część VII (46-50)

51. Agresywny sąsiad Prusak.

Zarówno Prusy Książęce, jak i Pomorze Zachodnie począwszy od wczesnego średniowiecza były terenami znajdującymi się w obrębie polskich wpływów. Zamieszkiwali je Słowianie, jednak politycznie odrębni od macierzy polskiej. Do XII w. Słowianie połabscy utrzymywali swoją niezależność. Zostali zniszczeni przez Niemców podczas Krucjaty połabskiej rozpoczętej w 1147 roku. Dwadzieścia lat później spalono Arkonę, ostatnią świątynię tradycyjnych bogów, wyznawanych na tych nadbałtyckich terenach.
Z części podbitych rdzennych słowiańskich ziem, Niemcy stworzyli Marchię Brandenburską. Księstwo Pomorskie należące do słowiańskiej dynastii Gryfitów - względnie niezależne, do XVI w. było zamiennie strefą wpływów polskich i niemieckich; finalnie Rzeczpospolita utraciła swoje oddziaływanie na tych terenach.
Z kolei Prusy Książęce były państwem sztucznym, stworzonym przez Zakon Krzyżacki chrystianizujący siłą fragment nadbałtyckiej ziemi; były one polskim lennem, strefą wpływów, aż do 1657 roku i nieszczęsnych Traktatów welawsko-bydgoskich, gdy Rzeczpospolita tracąc całkowitą kontrolę nad tymi starymi słowiańskimi ziemiami, pozwoliła zapanować na nich niemieckiej dynastii Hohenzollernów. Utrata Smoleńska (1654), Potop szwedzki i moskiewski (1655), utrata wpływów w Prusach Książęcych (1657) - raz na zawsze zakończyły polską świetność.

I Rzeczpospolita była państwem nieinwazyjnym militarnie, rozciągała swoje oddziaływanie uniami na Wschód, czyli niesieniem idei jednoczących, idei których linią graniczną okazała się religia - wpływów rzymskiego katolicyzmu i prawosławia nie dało się pogodzić przez co Słowianie Zachodni i Wschodni nigdy nie zostali zjednoczeni większą Unią.
Od wieków najdawniejszych widoczna jest pewna zależność - Niemcy parli na Wschód, czyli na nieswoje ziemie - toporem, mieczem i gwałtem. Tymczasem Polacy parli na swój Wschód tj. Litwę i Ruś, uniami, ugodami i ideami.

Wrogie najazdy i kryzys drugiej połowy XVII w. rozpoczął ponad 100 letni rozkład I RP. Stare słowiańskie nadbałtyckie ziemie wpadły w niemieckie ręce, jedynie polskie Prusy Królewskie pozostały częścią Korony, do momentu I rozbiory w 1772 roku.

W XVIII w. zaistniał napływ ludzi z Saksonii i Prus do Rzeczpospolitej. W drugim pokoleniu ludność ta była już całkowicie spolonizowana, bardzo często byli to narodowcy i osoby bardzo zasłużone dla Kultury, jak np. Samuel Bogumił Linde, autor pierwszego spisanego i monumentalnego słownik języka polskiego oraz polihistor Joachim Lelewel. Tradycja łatwej polonizacji Germanów/Prusaków/Niemców (którzy zapoznając się z Polską Kulturą uznawali ją za godniejszą, wyższą od swojej własnej) sięga czasów II RP oraz ciągnie się do teraźniejszości. W Polsce istnieje znacząca ilość osób (nawet w polityce) posiadających nazwiska niemieckie, nazwiska sięgające zazwyczaj kilku pokoleń wstecz. Wielokulturowa II Rzeczpospolita była zamieszkiwana przez ponad 700 tyś. osób deklarujących się jako mniejszość niemiecka.

Na przestrzeni dziejów dawne słowiańskie tereny nadbałtyckie zostały prawie całkowicie opanowane przez pruskich mieszczan; aż do 1945 roku, gdy Józef Stalin postanowił zrobić przewrót graniczny w tej części Europy, zabierając Polsce wszystkie wschodnie naturalne dążenia, i repolonizując (komunizując) większy pas pomorza.

Trzeba także wspomnieć o Śląsku, czyli starych piastowskich ziemiach z okresu średniowiecza (Henryk IV Probus był np. niedoszłym królem Polski). Przez cztery wieki (XVI, XVII, XVIII, XIX) region ten nie należał do Rzeczpospolitej. Tymczasem Niemcom nie udało się zgermanizować ludności śląskiej. Czego świadectwem jest głównie język, w którym zaistniały jedynie mocne naleciałości niemieckie, jednak śląska gwara jest całkowicie zrozumiała dla Polaków, 400 lat rozłąki z macierzą za-skutkowało jedynie odczuciem odrębności wśród niektórych Ślązaków, co jest całkowcie zrozumiałe, ponieważ był to okres długi.

W latach 1740-1763 odbyły się trzy wojny między Prusami i Austrią o panowanie nad Śląskiem. Zwycięsko z nich wyszli Prusacy, lecz nie bez strat - następnie zaczęli wykorzystywać potencjał tego regionu. Prusacy zbudowali swoje imperium opierając się na surowej musztrze wojskowej oraz dzięki eliminowaniu korupcji z życia publicznego i politycznego. Władzę mieli fachowcy, kładziono duży nacisk na edukację i kulturę, powstał Uniwersytet Humboldta w Berlinie, co m.in. doprowadziło w XIX wieku do zjednoczenia Niemiec za czasów Bismarcka właśnie pod Prusami. Z małego surowego państwa leżącego nad Bałtykiem, budowanego od podstaw, wraz z zaistnieniem i wykorzystaniem systemu kapitalistycznego, Prusacy urośli do rangi potęgi europejskiej, zarówno gospodarczej jak i militarnej. Również kosztem bezprawnego przejęcia znacznej części polskich ziem. Bez wyeliminowania Rzeczpospolitej nie byłoby to możliwe.

52. Narodowy liberał.

Wypadkową z konserwatywnego-liberalizmu i narodowego-socjalizmu, czyli dwóch sprzecznych koncepcji ustrojowo-gospodarczych, jest w pewnym sensie narodowy-liberalizm.
Konserwatystą jest każda osoba zakorzeniona w tradycji, szanująca ją oraz w osądach przedstawiająca stan faktyczny najbliższy obiektywizmowi. Socjalizm natomiast nie sprawdza się, ponieważ oczekuje rezultatów krótkoterminowych i nie wytwarza autonomicznych jednostek; a tylko solidne autonomiczne jednostki mogą stworzyć zbiór będący suwerennym narodem, z potencjałem liczonym więcej niż dekadami.
Polski narodowy liberalizm gospodarczy narodził się w 1794 roku wraz z Hugo Kołłątajem (rewolucją socjalną było/miało być nadanie ziemi chłopom i uregulowanie ich stosunku z państwem, i to tyle).
Z perspektywy gospodarczej dorobek naukowy i twórczy Romana Rybarskiego jest w prostej linii ostatnią – gotową do skorzystania, na tyle ile to możliwe i zasadne – polską teorią narodowego liberalizmu.

Fundamentem narodowego liberalizmu jest własność prywatna, jednak nie wystarczy jej szerokie istnienie, musi mieć zapewnioną możliwość rozwoju, przy minimalnej ingerencji państwa. Nie będę się tu silił na swoje własne rozważania na ten temat (bo i nie jestem osobą kompetentną). Istnieją polskie szeroko rozwinięte koncepcje, w postaci twórczości polskich naukowców, które w ogóle nie są używane, ponieważ kasty polityków, czyli atrapy i fasadowcy - na których hasła polityczne łapie się znaczna ilość społeczeństwa - z przyczyn różnych, nigdy nie naprawiali państwa.
Monopol kilku partii jest na tyle silny, że ludzie ulegli złudzeniu istnienia demokracji, tymczasem faktycznie nic takiego nie istnieje, ponieważ pierwotna demokracja klasyczna zakładała, że wybrani obywatele będą służyć społeczeństwu oraz że będą osobami rozumnymi, tymczasem w miejsach polityków są osoby traktujące posługę społeczną jako zwykły zarobek, co następnie prowadzi do niszczenia dorobku wszystkich obywateli państwa, przez grupkę ludzi u władzy.
Kapitał polski nie ma miejsca do tworzenia się, kraj jest biernym sługą obcego kapitału, zapożyczonego za granicą, proces ten rozpoczął się w 1989 roku - zapoczątkowany został przez komunistów, postkomunistów oraz namaszczonych przez nich innych osobników.
Prywatna inicjatywa i przedsiębiorczość w Polsce, czyli odbudowa warstwy średniej (szlachty zniszczonej doszczętnie za komuny) jest dłuższym procesem, ponieważ jest to poszukiwanie możliwości do stworzenia nowego kapitału - w kraju będącym ekonomicznym sługą obcych monopoli; a nie własnym suwerenem.

Społeczeństwo jest zduszone ekonomicznie, nie dlatego, że politycy popadli w brak wiedzy, jest to robione świadomie; problemem są partie, które zmonopolizowały politykę i zwalczają się wzajemnie, nie służąc obywatelom.
Jednymi z idei, które dotyczą odbudowy polskiego kapitału na własnym terenie, jest twórczość Romana Rybarskiego i Adama Heydela. Koncepcje te mogły być wprowadzane już w 1939, albo 1945, albo 1960, 1989+ - okupacja komunistyczna je wykluczyła.

Trzeba znieść podatki i dać miejsce dla wzrostu kapitału polskiego oraz jego gromadzenia. Tylko silne jednostki, mogą stopniowo zwalczać przejawy naleciałości obcego kapitału, który się w Polsce zadomowił.

Rybarski:
Jeżeli człowiek zarabia po to, by natychmiast przejeść to, co zarobi, jego wysiłek nie ma poważniejszego znaczenia. Ale egoizm gospodarczy nie jest egoizmem, skierowanym wyłącznie ku zaspokojeniu potrzeb doraźnych. Zarabia się, by gromadzić kapitał, by zabezpieczyć byt swój i swoich najbliższych. Działalność, obliczona na zysk, zostawia trwałe ślady w postaci oszczędności. Oszczędność, to gromadzenie zasobów dla przyszłych pokoleń. I jeżeli gromadzą się trwałe dobra, zarówno te, które bezpośrednio przynoszą dochód jak i te, które dochodu nie przynoszą, to wtedy mocniejszemi się stają podstawy bytu narodowego. Naród staje się bogatszy, a temsamem — do pewnych granic — silniejszy i bardziej zdolny do obrony. Pozatem egoizm gospodarczy nie jest w przeważnej części czysto jednostkowym egoizmem. Człowiek pracuje normalnie dla swojej rodziny. Rodzina jest także wspólnością materjalną. Gdy odpadną te ekonomiczne węzły, które łączą rodzinę i wyodrębniają ją od innych, wówczas i węzeł rodzinny będzie słabszy. Wspólne gospodarstwo domowe jest ściśle związane z prowadzeniem gospodarczej działalności na własny rachunek. Gdyby np. państwo przejęło całą troskę o przyszłość dzieci, rodzina uległaby gruntownemu rozluźnieniu, ze wszystkiemi konsekwencjami tego faktu dla życia narodu. Patrzymy więc na wolną działalność gospodarczą jako na narzędzie rozwoju narodowego gospodarstwa.

Każdy warsztat produkcyjny, każde gospodarstwo, ponosi ciężary publiczne. Tego nikt nie może poddawać w wątpliwość. Ale warunkiem rozwoju tego warsztatu, pozostającego w rękach prywatnych, jego rentowności, jest, że te ciężary nie zabierają całego lub przeważnej części dochodu, lecz tylko część dochodu; że nie opodatkowuje się wtedy, gdy niema dochodu. A przedewszystkiem, że ciężary podatkowe są ściśle określone, opodatkowany może się bronić przed dowolnością podatkową, jest spokojny, gdy pozostaje w zgodzie z ustawami podatkowemi. Na wymiar podatku nie mogą wpływać żadne uboczne względy — oczywiście tam, gdzie istnieje praworządność podatkowa. O ile jest inaczej, rentowność gospodarstwa i korzystanie z niego przez właściciela wisi w powietrzu. Gdy można każdej chwili wystawić majątek na licytację, zachwiać jego równowagą przez cofnięcie ulg podatkowych lub nałożenie nowych ciężarów, wytwarza się stan niepewności, w którym własność prywatna nie może spełnić swoich produktywnych zadań. Bo wtedy władza podatkowa jest panem mienia jednostki.

Po pierwsze własność prywatna powinna w normalnych warunkach przynosić dochód. Bez opłacalności gospodarstw niema własności prywatnej. Po drugie własność i inicjatywa prywatna powinna mieć dostatecznie rozległą sferę działania. Gdy rozrosła się nadmiernie bezpośrednia działalność państwa i związków publicznych, wykonywanie prawa prywatnej własności staje się iluzoryczne. Po trzecie własność prywatna nie może mieć charakteru prekaryjnego, treść tego prawa nie może być zawisła od woli i samowoli władzy administracyjnej. Ograniczenia własności prywatnej powinny być ściśle ustawowo określone. Koniecznem jest istnienie sfery, w której własność jest bezpieczna.

Potencjał produkcji polskiej został roztrwoniony. Polacy nie dysponowali swoim kapitałem inwestycyjnym na dużą skale po 1989 r. Potencjał zakładowy był wyprzedawany za grosze w latach 90’, kolonizowano Polskę ekonomicznie. Osoby, które były decyzyjne politycznie wtedy, pragnęły jedynie swoich zysków, monopolizując gospodarczo własny rynek, także za łapówki.

Dzisiaj natomiast ludzie nie dysponują takim kapitałem własnym, aby inwestować w produkcję, aby oczekiwać rezultatów w skali dłuższej. Podatki nakładane na średnich przedsiębiorców powodują obawę o brak rentowności, i błędne koło tak trwa już ponad 30 lat. Zatrudniać wielu pracowników za godziwą płacę mogą jedynie zagraniczne molochy. Własność prywatna nie jest ani zabezpieczona, ani uwolniona. Polacy przestali wierzyć, że mogą robić nakłady, z których będą korzystać przyszłe pokolenia - że dzieci będą mogły korzystać z owoców ich pracy. Dlatego ilość populacji spada, i tylko zagwarantowanie bezpieczeństwa własności prywatnej na masową skalę, dokona cudownego wzrostu populacji. Żadne fantomowe programy socjalne tworzone przez partie polityczne tego nie zrobią, ponieważ nie zapewniają trwałego bezpieczeństwa, trwałe bezpieczeństwo wynika tylko z własności prywatnej lub z rentowanej pracy opartej o kapitał polski, czyli wewnątrzpaństowy.

53.

Wesele, Akt III, Scena XXXVII.

Jasiek

Tyle par, tyle par!

Chochoł

Tańcuj, tańczy cała szopka, a cyś to ty za parobka?

Jasiek

Kajsi mi sie zbyła copka - przeciem druzba, przeciem druzba, a druzbie to w copce słuzba.

Chochoł

Miałeś, chamie, złoty róg, miałeś, chamie, czapkę z piór: czapkę wicher niesie, róg huka po lesie, ostał ci sie ino sznur, ostał ci sie ino sznur.

(Kogut pieje)

Jasiek

Jezu! Jezu! zapioł kur! - Hej, hej, bracia, chyćcie koni! chyćcie broni, chyćcie broni!! Czeka was WAWELSKI DWÓR!!!

Chochoł

Ostał ci sie ino sznur. (...) Miałeś, chamie, złoty róg.

Jasiek

(nieprzytomny) Pieje kur; ha, pieje kur...

Chochoł

Miałeś, chamie, złoty róg...

Czasy się zmieniają, sens również wpasowuje w nowe konteksty. Słowo – określenie tzw. cham jest pejoratywne. Cham nie ma nic wspólnego z polskim włościaninem, chłopem. Cham to pewnego rodzaju przejaw działania, charakteru i zachowania.

Kto rządził kolonią sowiecką, czyli PRLem po 1944 roku? M.in. chamy. I efekty tego są w przykry sposób odczuwane po dziś dzień, ponieważ wraz z okupacją komunistyczną nastąpiło pół wieku degeneracji społecznej - po tym jak wykluczono polskie elity. W 1962 roku powstał artykuł pt. Chamy i Żydy Witolda Jedlickiego. Po okresie stalinizmu, ludnością na terenie Polski rządziły właśnie te dwa ugrupowania, środowiska. Artykuł odnosi się tylko do wycinka prawdy, więc trzeba ją doprecyzować.

Skąd się wzięły chamy, czyli tzw. chamokomuna, PPR. W znacznej części byli to kryminaliści, złodzieje, bandyci, analfabeci lub ludzie posiadający takie zapędy, ponieważ PPR, GL i AL (czyli partyzantki sowieckie) w czasie II wojny, swoje kadry bardzo często rekrutowały z osób pochodzenia kryminalnego, i jest to dosłownie prawdą, ponieważ nikt z Polaków nie chciał mieć nic wspólnego z tymi ugrupowaniami. W 39’ gdy Niemcy napadli Polskę, otworzono kryminały żeby więźniowie nie wpadli w ręce nazistów. Niestety później na wsiach grasowały zgraje bandziorów, tworzących za pewien czas właśnie m.in. partyzantkę sowiecką (sprawiali wiele problemów ludności lokalnej, panowało bezprawie; NSZ i AK tępiło wszystkie przejawy tych bandytyzmów).
Z kolei Żydy czyli żydokomuna to byli płatni agenci Moskwy, którzy w okresie stalinizmu mieli władzę w PRLu, często byli to skoczkowie lub inni dywersanci posługujący się językiem polskim w mniejszym lub większym stopniu, byli także przywiezieni wraz z NKWD w 1945 roku.
Te dwa „środowiska” kłóciły się ze sobą o władzę nad PRLem w latach 50’, 60’; po czym chamy w 1968 wygnały Żydów z Polski, wtedy też z PRLu uciekło wielu katów stalinowskich, prowadząc następnie obfite życie na Zachodzie Europy, i w innych miejscach.

Wtedy też powstał tzw. domniemany antysemityzm, który do dziś środowiska sukcesorów (chamów i żydów) starają się przypisywać Polsce.
Pewna anegdota z przeszłości (którą zapamiętałem) dobrze to ukazuje. Gdy w 1956 roku dwie frakcje w PZPR zaczęły się ze sobą kłócić, tzw. „Natolińczycy” i „Puławianie”. Zaczęto nawzajem się obwiniać o morderstwa jakich dokonywano podczas stalinizmu.
Wyglądało to mniej więcej tak:
Chamy zaczęły mówić do Żydów: towarzysze to wy mordowaliście! Żydy odpowiadały: my!? głównie to wy towarzysze!
Chamy: ale wy nam kazaliście i rozkazywaliście!? Żydy: Antysemici!

Polska kultura za komuny również była degenerowana, najlepsi twórcy nie mogli nic robić, bo z komuną nie chcieli mieć nic wspólnego, więc mało co wychodziło godnego uwagi.
Andrzej Wajda, prawdopodobnie jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów, nagrywał wtedy z różnym skutkiem filmy; ale gdyby nie poszedł na układy z komuną, to nagrałby co najwyżej Jezioro łabędzie – drewnianą kamerą. Np. taki film ja Kanał – gdzie grupka ludzi bez żadnych emblematów jednostek z których pochodzą, bezwiednie miota się pod koniec powstania - nie był niczym chwalebnym.
Dziś nikt nie pamięta czym był film Popiół i diament nagrany w 1958 roku, i jak środowisko polskie zareagowało na ten film, będący wyrafinowanym paszkwilem stworzonym na podstawie ubeckiej książki. Jak ludzi mieli Wajdzie za złe to co zrobił. Z resztą do końca życia reżyser ten przeplatał dzieła wybitne, także z propagandą.
W dzisiejszych czasach np. reżyser Wojciech Smarzowski zadziałał również pod wpływem idei uskutecznianych przez chamo-żydów. Wielka szkoda, że talent reżyserki zechciał realizować także na służbie propagandy paszkwilanckiej - mającej pochodzenia w tamtym okresie - która ciągnie się po dziś dzień. Chociaż trzeba przyznać, że wszystkie filmy Smarzowskiego są zasadniczo takie same – tworzone na jedno kopyto - korzystając z wyolbrzymionych prymitywizmów. Może to jest taki Nikifor polskiego kina.

Odnosząc się jeszcze do dwóch wyżej wymienionych środowisk komunistycznych - w Polsce jest zawieszony temat reparacji za stalinizm, jeśli zaistnieje, będzie to sprawa wewnątrz-polska (ponieważ tych katów, którzy wyjechali z kraju w latach 60’ XX w. już się nie pociągnie do odpowiedzialności).

54. Hetman Czarniecki.

Dynastia Jagiellonów, polsko-litewska dynastia quasi-dziedziczna dawała pewnego rodzaju zaplecze mentalne trwałości państwa, gdy „dynastia” straciła charakter dziedziczny, stawała się powoli bezużyteczna. Oczywiście faktycznie dziedziczna nie była, ponieważ władca musiał poszerzać prawa szlachty (to szlachta obrała pierwszego Jagiellona), jednak w sposób naturalny, dynastia była kontynuowana do samego wygaśnięcia.

W czasie późniejszym, jednym z czynników rozkładowych kraju były tzw. bezkrólewia, które doprowadzały do kupczenia rangami i tytułami. Kandydaci do tronu dzielili naród, po czym odbywały się szarpaniny z możnowładcami (rokosze, sobiepaństwa). Rzeczpospolita nie była monarchią absolutną, szlachta uważała się za spadkobierców Republiki, jednak król był niezbędny i go sobie obierano.

Władcy w większości byli osobami przeciętnymi, neutralnymi lub mizernymi. W całej historii Polski, ciężko wyróżnić jednoznacznie jakiegokolwiek władcę i postawić go za wzór. Istnieli królowie wojownicy, administratorzy, oficjaliści, nie było nigdy na tronie króla filozofa-reformatora. Cała siła Rzeczpospolitej opierała się na hetmanach, czyli wielkich wodzach, dziłających pod królami, posiadających często wierne sobie wojska.

W drugiej połowie XVII w. z powodu wojen, ustrój uległ zapaści. Magnateria zaczęła być coraz bardziej chciwa, już podczas Potopu szwedzkiego część magnatów „skapitulowało”, ukazując słabość systemu politycznego, mającego swój tragiczny finał, gdy na tron został obrany przez wojsko moskiewskie oraz garstkę kupionych wyborców - August III Sas, po czym panował 30 lat, doprowadzając państwo do nędzy.
Od ok. 1660 r. przez 100 lat, kraj stał się Rzeczpospolitą magnacką, uwypuklającą swoje najgorsze odcienie. Był to także już tzw. stricte okres katolicki. Od czasów Zygmunta III Wazy, katolicyzm stał się religią całkowicie dominującą - w latach późniejszych, niemałe znaczenie miał na to wpływ najazdu Szwedów, niszczący I RP. Potop utwierdził antagonizmy wobec innowierców. Zapanowało powiedzenie - Lutry, Kalwiny, bezbożne syny. (Rzeczpospolita i tak była oazą spokoju, w porównaniu do wojen religijnych w środkowej i zachodniej Europie).

Poważnym czynnikiem destabilizującym I RP był także spór katolicyzmu z prawosławiem. Moskale już w drugiej połowie XVII w. wchodzili wojskiem na tereny Rzeczpospolitej pod pretekstem ochrony ludności prawosławnej (nie jest to scenariusz nowy, tylko wiecznie powtarzający się). Z kolei Rusini południowi (Ukraińcy) wywoływali wojny domowe od początku XVII w., co również przyczyniło się do wielkiego kryzysu, a nawet go zaczęło.
Z tym, że trzeba to powiedzieć - Kozacy zaporoscy w tamtych czasach to była dzicz, w zachowaniu upodobnieni całkowicie do Tatarów, z którymi wojowali - albo i nawet gorsi.
Swoje zapędy ukazywali już wtedy, dopuszczając się okrutnych mordów, po bitwie pod Batohem wymordowano kilka tysięcy jeńców szlachty polskiej na rozkaz Chmielnickiego. Podobnie postępowali z Żydami (których wielkim obrońcą był kniaź Jarema Wiśniowiecki). Kozacy wykazywali się wielkim okrucieństwem, co opisał m.in. żydowski kronikarz Natan Hannower - wojsko Chmielnickiego obcinało nogi i ręce, kadłuby ciał rzucano na drogę, rozpruwano brzuchy ciężarnym, grzebano żywcem, uśmiercano niemowlęta w okrutny sposób, już od 1648 roku. Następnie powielali te zachowania cyklicznie - Koliszczyzna, rzeź Humania w 1768 roku, ostatni raz podczas Rzezi wołyńskiej. Kozacy najemni w wojskach różnych armii, dopuszczali się takich samych czynów. Dlatego też na przestrzeni dziejów byli nazywani swołoczą. Nigdy nie chcieli być tak naprawdę, ani częścią Rzeczpospolitej, ani Rosji, przy czym sami nie potrafili się zorganizować.

Wielkość I Rzeczpospolitej wynikała w głównej mierze ze świetności oręża - świetności buławy hetmanów. Dopóki istniały wielkie jednostki, państwo było silne.
Ostatnim z wielkich był Stefan Czarniecki, potrafiącym nieraz, jeśli wymagała tego sprawa, forsować rzeki wpław konnicą na przedzie armii; jak twierdził - Jam nie z soli ani roli, ale z tego, co mnie boli wyrosłem, niejednokrotnie narażając sie w sytuacjach ciężkich.
To, że dożył ponad 60 lat, przy ilości bitew i wojen, w których brał udział od najmłodszych lat na pierwszej linii, było ogromnym szczęściem. Jego śmierć w 1665 roku, następnie wojna domowa i bitwa pod Mątwami w 1666 roku, zakończyły pewien duży okres - okres szans na odzyskanie dawnej pozycji Rzeczpospolitej hetmańskiej. Zabrakło wodzów tego pokroju przez następne sto lat.

Spór zdewociałego fircyka króla Jana Kazimierza Wazy, z dobrym wodzem, ale pyszałkiem Jerzym Sebastianem Lubomirskim, był sporem głupiego z głupim, szczególnie przy dookolnych wojnach i niemożności porozumienia - zakończonego rokoszem. Za tym wszystkim faktycznie jednak stała królowa Ludwika Maria Gonzaga, której udało się poniekąd przeciągnąć na swoją stronę podstarzałego, lecz nadal bitnego Czarnieckiego, posiadającego legendę, chwałę i uznanie, lecz nie posiadającego proporcjonalnego majątku do pozycji jaką odkrywał, a chciał powiększać wpływy, aby więcej móc zdziałać, a także zamierzał wielce uposażyć córki.

Za kryzysem roku 1666 stała m.in. zagraniczna kobieta, już drugi raz w historii Polski, po Bonie Sforzy, będącej intrygantką wykazującą regularne haniebne zachowania – dwukrotnie zagraniczne kobiety i ich zwyczaje przywiezione z obcych dworów, miały wpływ na destabilizację Rzeczpospolitej, lecz nie było to regułą.
Przed rokoszem Lubomirskiego, w momentach kryzysu, decydenci w państwie raczej nie byli małostkowi, w obliczu zagrożeń zewnętrznych i nawet popełnionych błędów oraz regularnego obrzucania się paszkwilami - potrafili jednak się jednoczyć.

Polityka króla Jana Sobieskiego, władającego państwem pod koniec XVII w. przez 22 lata, poniosła całkowitą klęskę. Władzę po nim przejął August II Mocny, a kraj wpadł na stałe w orbitę obcych wpływów. Paradoksalnie odsiecz wiedeńska nie okazała się korzystna dla sprawy polskiej, gdyż uratowana Austria z cesarzem Leopoldem I Habsburgiem, nie dość, że nie okazała wdzięczności, to później przybiła gwóźdź do trumny I RP, siejąc intrygi i poszerzając obce wpływy w polskim państwie. Sobieskiemu nie udało się również pojednać magnatów litewskich.
Zatem paradoksem jest to, że gdyby Turcy wzięli Wiedeń to cały Zachód zostałby pogrążony w kryzysie (miasto i tak zostałoby po czasie odbite). Przy skrajnym osłabieniu państw niemieckich, Rzeczpospolita wzrosłaby na sile. Turcy jednak nie dążyli do sojuszy z chrześcijanami, w tamtych czasach podchodzili pod granice szukając zdobyczy, nie było wiadome w kogo uderzą.
Podczas odsieczy wiedeńskiej pierwszy raz wybrzmiało hasło Za wolność nasza i waszą, przy czym skutki były odwrotne do zamierzonych.

Później przyszedł wiek XVIII, magnacka zdrada rozkwitała, tymczasem już podczas Potopu szwedzkiego, pierwszy raz zapaliło się światełko w polskich głowach, gdy kilku możnych (w tym przyszły król Jan Sobieski) złożyło wiernopoddańczy hołd Karolowi X Gustawowi, motyw ten powtórzył się sto lat później wobec carycy Katarzyny.
Wraz z Insurekcją narodową - Rewolucją Polską roku 1794, wielu magnatów miało utracić wszystko, mieli zostać skrajnie schłopieni, co byłoby z resztą dla nich wielką nagrodą, i ratunkiem przed wiesidłami.

55.

(…) gdy zastanawiam się nad skutkami dzisiejszej edukacji, gdy widzę, jakimi zdaniami w prawach, w polityce, w obowiązkach ku ludziom i Ojczyźnie napoiła umysły; gdy uważam, że mimo tego, iż od rządu obca przemocą uciśnionego podsycenia nie miała, do takiej jednak mocy, do takiej gorliwości usposobiła serca – najlepsze na przyszłość czynię sobie nadzieje. Bo jeźli w przeciągu tych lat kilkunastu, tak chwalebną w sposobie czucia i myślenia sprawiła odmianę, tyle szkodliwych wykorzeniła przesądów, do tylu wysokich prawd rozumy podniosła, czegoż nie dokaże, gdy od silnego rządu wspartą będzie? Jaki utworzy charakter w Polakach, gdy młodzież wychodząc na świat, te w rządzie panujące zdania i maksymy obaczy, którymi w pierwiastkowych latach napojoną została? (O właściwe rozumienie ustawy rządowej) Pisał Franciszek Ksawery Dmochowski w 1792 roku. W tamtych czasach (głównie 1788-1794) w polityce decyzyjnej była cała masa ludzi rozumnych i uczonych. Sprawa została przegrana militarnie, ale to z nich wyrosło następne pokolenia Polaków - wielkie XIX wieczne pokolenie.

Nie ma to żadnego porównania do czasów dzisiejszych, dzisiaj w polityce panuje kołtuństwo i sobiepaństwo partyjne. Ciężko w ogóle określić kim jest większość ludzi decyzyjnych, panuje propaganda i pomieszanie - często kłamstwa w żywe oczy oraz fasadowy (pseudo)patriotyzm, archaiczny i cyniczny - nieprawdziwy, tylko na pokaz, do celów politycznych. Jarosław Kaczyński przypomina schyłkowego Gomułkę - jest Gomułką 2.0. Rekordowa inflacja, dookoła prezesa partii grupki namaszczonych ludzi bez kompetencji na wysokich stanowiskach, religia stała się narzędziem politycznym; chociaż nie jest to nic nowego, zawsze była.
Z drugiej strony to co nazywa się tzw. pseudo-totalną opozycją to w znacznej części ludzie z mentalnością fornali i karbowych - wpływów niewiadomych, bo sami już nie wiedzą jakich, a jedyne po co im polityka - to po korzyści własne.

Z kolei w liczbach wygląda to tak, w Polsce żyje niecałe 38 mln ludzi, uprawnionych do głosowania jest lekko ponad 30 mln. Na PIS głosuje jakieś około 6-7 mln ludzi, na KO (PO) około 5 mln. Te dwie nomenklatury razem to nieco ponad 1/3 wszystkich ludzi uprawnionych do głosowania (nie widzących alternatyw), zostaje całe 2/3 populacji kraju. W taki prosty sposób widać, że w Polsce decydentami są zawsze skrajne mniejszości, bo nawet te 7 mln, to jakieś ok. 17-19% całości populacji Polski.
Natomiast z tym co wartościowe walczy się zazwyczaj przemilczeniem. Monopol informacyjny jest najskuteczniejszym narzędziem politycznej walki.

II RP, 100 lat temu, była budowana przez narodowców, ludowców, konserwatystów i lewicę niepodległościową, po czasach okupacji komunistycznej większość zostało stracone.

56. Poza katedry.

Akropolis, Akt I, Scena IX.

Klio

Nie powstają umarli. Gdy ginie jedno życie, już drugie nowe zakwita; upada, ziarna sieje; tak z życiem ich się dzieje. Umarli — nie powstaną. Ciała się skruszą w prochy. Pełne tych ciał te lochy. Dziś z ciał tych mnogich pył, żadnych już nie ma sił, by wstał i znowu był. My jedno nieśmiertelne duchem.

Panna

Ich dusze żyją?

Klio

Żyją.

Panna

Gdzież są?

Klio

Te z win się myją, zanim wstąpią do Raju.

Panna

Cóż dla nich Rajem jest?

Klio

Rajem powrót do kraju. Gdy na wyższe się duchy przetworzą. Inne wśród żywych idą odrodzone, ród mnożą, skazane w powrót służby i te są, jako drużby, które naród prowadzą człowieczy. Dusza taka się leczy.

W czasach przedchrześcijańskich Słowianie zamieszkujący tereny obecnej Polski, prawdopodobnie nie wyznawali żadnej zrytualizowanej i określonej religii, nie przetrwały do dzisiaj żadne mity, analogiczne do mitów greckich, rzymskich, indyjskich, celtyckich, germańskich. Nie dysponujemy żadnymi źródłami, kronikami, które pozostawiły takowe opisy, opisy związane z kultem i obyczajami. W świecie nauki, na ten temat zostało powiedziane bardzo dużo, niemal wszystko, jednak zasadniczo nic z tego nie wynika, poza rozważaniami.
Czasy przedchrześcijańske nazwałbym - okresem Konfederacji Grodów. Przeszłość ostawała się w słowie, dlatego często od imion, powstawały nazwy miejscowości. Warszawa, gród Warcisława. Sieradz, gród Wszerada. Poznań, gród Poznana. Imiona były nadawane od zasług, od cech charakteru, po przodkach lub wedle życzeń.
Na terenach starożytnej Polski istniało także zagłębie hutnicze, największe w tej części Europy poza Imperium Rzymskim. Starożytni hutnicy wytapiali w piecach żelazo. Miało to miejsce w Górach Świętokrzyskich - będących również świętym miejscem dawnych Słowian. Łysiec i Łysica były górskimi sanktuariami wierzeń tradycyjnych.

Słowianie prawdopodobnie wierzyli w jednego boga – władcę m.in. nieba, Swaroga (na Rusi wyznawano m.in. Welesa). Inną nazwą Swaroga był Perun, Jasny, Gromowładny, poniekąd analogiczny do Dzeusa Hellenów, czy dalekowschodniego Indry. Jednak głównie wierzyli w całą plejadę bóstw pomniejszych, duchów, diabłów, duszków, również tzw. bezosobowych, przyjmowanych jako gromady związane z przyrodą. Było to coś w rodzaju polidoksji.

Pochodzenie wielu słowiańskich nazw, słów, imion, określeń itd. wskazuje na dalekowschodnie korzenie. Sami Słowianie, jako ludy zamieszkujące określone ziemie i uskuteczniające określone obyczaje - są tematem dużym i niejasnym.
Najstarszym znanym pismem jest głagolica, przerobiona przez Cyryla i Metodego na grekę. Na temat jej pochodzenia istnieją tylko same hipotezy. Zasadniczo Słowianie nie wytworzyli własnej kultury wysokiej, w naszym dzisiejszym rozumieniu tego znaczenia. Świat słowiański został schrystianizowany i przyjął wzorzec helleńsko-rzymski, usposabiając go na własną modłę, będącą także w pewnym sensie kontynuacją własnych tendencji - gminowładztwa.

Na przestrzeni stuleci wiele zwyczajów i bogów ukryło się w języku oraz wśród ludu. Badać to zaczęli ludzie pokroju Zoriana Dołęgi-Chodakowskiego na początku XIX w.
Sztuka i kultura stały się miejscem odnowy dawnych obyczajów i motywów, romantyzm zaczął nawiązywać do wzorców tradycyjnych przedchrześcijańskich. Twórcy poszukiwali inspiracji w dalekiej przeszłości i ludowości. Tematy słowiańskie były bardzo rozmyte, rekonstrukcje ich wymagały inwencji własnej, skrupulatności, a także pewnego zmysłu wewnętrznego. Spośród kultury wysokiej, po okresie romantyzmu (Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki byli największymi rekonstruktorami słowiańszczyzny w sztuce), w czasie Młodej Polski, Tadeusz Miciński nawiązywał szeroko do słowiańszczyzny, mieszając ją z innymi tradycjami. Inspiracją dlań byli np. Słowianie z Pomorza w dramatach Koniec Wenety i Słoneczny król [Helu]. Hermetyczny twórca, za swoje najważniejsze dzieło uważał Wita. Powieść, nawiązującą również m.in. do szeroko pojętej słowiańszczyzny. Innym przykładem takiej twórczość są sztuki misteryjne pt. Raróg i Dziewanna autorstwa poety, literata Jacka Dobrowolskiego.

Słowiańszczyzna jest tematem plastycznym i nadal otwartym, lecz na zawsze rozmytym, ponieważ została całkowcie schrystianizowana. Chrześcijaństwo tworzyło w Europie kulturę wysoką i budowało przez stulecia cywilizację.

Symbolika w twórczości, czasami jest niewidoczna, lecz to za jej sprawą człowiek może lepiej zrozumieć coś ukrytego na poziomie np. podświadomym. I obojętne czy jest to np. renesansowy obraz, utwór muzyczny, twórczość literacka, modernistyczna brzydka rzeźba czy średniowieczna pieśń.

Część X (57-61)