Ardra.pl

U brzegów Polski. Część VIII.


24.02.2023

Część I (1-6) Część II (7-13) Część III (14-22) Część IV (23-27) Część V (28-34) Część VI (35-40) Część VII (41-45)

46.

Polska od wieków rozciągała się daleko na Wschód; faktyczna Rzeczpospolita Kresowa ciągnęła się od Bugu do Berezyny oraz na północ niedaleko za Dyneburg, dalej to już ziemie mieszane polsko-ruskie i jeszcze dalej ruskie. Jednak prawdą jest, że nie starczyło nas na te tereny, zbyt mało nas było, aby realnie je zasiedlić. Utrata Smoleńska w 1654 roku była na tyle bolesna, iż rozpoczęła kryzys w całym kraju, można również przyjąć, że Berezyna stała się realną linią graniczną między wpływami polskimi i moskiewskimi; jeszcze Mohylew był punktem spornym, ponieważ było to miasto mocno związane z Rzeczpospolitą, aż po czasy rozbiorów.

Na przestrzeni dziejów podzieliła Polaków z Rusinami/Rosjanami/Białorusinami/Moskalami religia i obyczaje; może religia bardziej, przez nią nie doszło to pojednania słowiańskich narodów - przez dwa rodzaje dogmatu: katolicyzm i prawosławie, zamiast chrześcijaństwa. Po licznych najazdach z Dalekiego Wschodu, Rosjanie stali się w większości narodem niemal azjatyckim z charakteru, bolszewizm wszystko przypieczętował.

Gdy ktoś powie, że Polak z Rosjaninem nie może być bratem – powie to człowiek, który nie patrzy dalej niż za czubek swojego nosa. Jak to się w końcu nie stanie, to przez kolejne 50, 100, 200 lat, będą odbywać się szarpaniny. Polacy będą za to płacić bo Rzeczpospolita jest na pierwszej linii.
Naród rosyjski jest zindoktrynowany, boi się cara, ale tak samo się bał cara i wierchuszki 600 lat temu, jak i teraz - wierchuszka ma władzę nad zmanipulowanym narodem. Musi się to zmienić w końcu i zapewne tak się stanie. W Rosji władzę ma nadal 2-3 pokolenie NKWD, ale Rosjanie nie są głupi tylko zduszeni, a w znacznej liczbie ogłupieni, i obecnie, myślę, że Rosji jest już kilka.

I prawdą jest, że żaden Polak nigdy nic od Rosjanina nie będzie chciał, bo jedyne czego można chcieć, to żeby Rosja stała się federacją wolnych Republik niecentralistycznych z otwartymi granicami - Stany Zjednoczone Rosji. Mocna centralistyczna władza w tym kraju post-komunistycznym doprowadziła do skrajnej degeneracji. Aby cokolwiek zdziałać wobec tego państwa trzeba uskuteczniać propagandę pokoju, żeby dekabrystyczne elementy się uaktywniły. Propaganda wojny będzie podsycać rosyjski opór i jeszcze bardziej wzniecać instynkty agresora, nigdzie nie prowadząc.
I tu zatacza koło odezwa do Rosjan z maja 1794 roku, napisana przez Jakuba Jasińskiego, a wydana zbiorowo z ramienia Rady Najwyższej Litewskiej. Żołnierze Rosyanie, z postaci człowieka za ludzi od nas znani, srogiej dzikich komendantów poddani władzy, znamy was za braci, bliźnich i litujemy się waszej doli, że wzdychając do wolności, mieć i kosztować jej pod barbarzyńskim rządem nie możecie. Znajdujecie wy w umyśle Polaka ludzkości względy i skoro namyślicie się, że tyran, stan wasz niemal z bydlęcym stanem równa (…)

Wracając do dawnych granic - na Kresach południowych, I Rzeczpospolita sięgała mniej więcej Dniepru, jednak był to teren dziki - „dzikie pola”, tym bardziej prawy brzeg tej rzeki. Na południu z kolei tereny między Dniestrem i lewym brzegiem Dniepru były także w znacznej części wolnymi przestrzeniami i dość niebezpiecznymi.

Faktyczne ziemie z ludnością rdzenną polską kończyły się mniej więcej na linii Kamieniec Podolski - Nowogród Wołyński – niczym z mapy Romana Dmowskiego proponowanej podczas konferencji paryskiej po zakończeniu I wojny światowej. Ziemie dalsze zamieszkiwane były bardziej przez Rusinów, późniejszych Ukraińców oraz inną ludność; gdyby Sowieci nie pochłonęli Ukrainy po 1920, na tych terenach Rusini mogliby stworzyć zdrowe państwo.

Obecna mentalność rosyjska to także naleciałości psychologiczne z czasów chanów, którzy napadali Wielkie Księstwo Moskiewskie; i w Rosji nadal uskutecznia się takowe rozumowanie; podając przykład chociażby rozumowania jakie chan krymski i kazański Sahib I Girej przedstawiał w liście do nowo koronowanego Polskiego Króla Zygmunta Augusta, w 1548 roku, odnosząc się do południowych kresów I Rzeczpospolitej. Daj temu, Wasza Miłość, Bracie Mój, pokój; kto co z tych ziem i uroczysk w swych rękach trzyma i używa, tego to i jest, bo ziemia ta ani Twoja, ani Moja, jeno Boska; kto mocniejszy ten ją dzierży.

Zwieść może jedynie, że jest to myślenie azjatyckie, gdyż uskuteczniano je również w środkowej Europie i to w XX w. Tatarzy jedynie potrafili w XVI w. przedstawić sprawę wprost. Dzisiaj władza w Moskwie nadal siłą walczy o owe tereny z Rusinami/Ukraińcami - napadając na suwerenne państwo. Na myśl od razu przychodzi porozumienie białowieskie z grudnia 1991, kiedy powołano do istnienia m.in. osobno Rosję, Ukrainę i Białoruś (Borys Jelcyn, podczas rozmów, głupio uśmiechnięty na jednym z archiwalnych nagrać mówił mniej więcej, że „to się nie utrzyma w takiej formie”). W ten sposób kraje - których zdegenerowana władza komunistyczna zaczęła tworzyć nowe twory państwowe - skorumpowane do cna, zaczęły wchodzić w XXI w.

Jeśli zaś chodzi o tereny kresów na skraju wpływów polskich i rosyjskich – polska ludność była od wieków siłą paraliżującą wszystkie zamiary rusyfikacyjne; i nawet gdy Polski nie było na mapie, rany goiły się szybko i święciła triumfy. Dla Rosjan, polskość nie była w wiekach dawnych, ani dworem, ani kościołem, tylko nieśmiertelnym duchem tego kraju, co stwierdzali już w XIX w.

Z kolei polskie tereny zachodnie (polskie wpływy) opierały się o brzegi Odry – jest to stara ziemia piastowska, którą cesarz niemiecki Fryderyk I Barbarossa uważał w XII w. za mur obronny Polski - Poloniam velut murus ambit.

47. Sześciu wieszczów.

Wesele, Akt II, Scena III.

Chochoł

Kto mnie wołał, czego chciał? Zebrałem się, w com ta miał: jestem, jestem na Wesele, przyjedzie tu gości wiele, żeby ino wicher wiał.

Co się w duszy komu gra, co kto w swoich widzi snach: czy to grzech, czy to śmiech, czy to kapcan, czy to pan, na Wesele przyjdzie w tan.

Isia

Aj, aj, aj ? aj, aj, aj, a cóz to za śmieć?!

Chochoł

Tatusiowi powiadaj, że tu gości będzie miał, jako chciał, jako chciał.

Isia

A ty mi się przepadaj, śmieciu jakiś, chochole, huś ha, na pole!

Chochoł

Tatusiowi powiadaj...

Isia

Huś ha, na pole, głupi śmieciu, chochole!

Chochoł

Szepnij w ucho mamusie...

Isia

Wynocha, paralusie!

Chochoł

Kto mnie wołał, czego chciał...

Isia

A, słomiany nygusie, wynocha, paralusie!

Chochoł

Ubrałem się, w com ta miał, sam twój tatuś na mnie wdział, bo się bał, bo się bał, jak jesienny wicher dął, zaś bym zwiądł, róży krzak, a tak, tak, a tak, tak, skądże bym ja sam to wziął...

Isia

Idź precz, idź precz, na pole, huś ha, hulaj, chochole!

Chochoł

Kto mnie wołał, czego chciał...

Bywa tak w świecie, że na przestrzeni dziejów rodzi się w narodzie kilka osób, które niezmiernie rozwijają Kulturę i pod ich wpływem tworzone są pokolenia. W Polsce było to trzech wieszczów z czasów romantyzmu: Mickiewicz, Krasiński i Słowacki.
Podobnie stało się już w XX w. tyle, że trzech wieszczów z tego okresu nie uzyskało dostatecznej recepcji i przyswajalności - stało się tak z przyczyn różnych, a byli to: Wyspiański, Miciński i Witkiewicz.
Niech nikogo tylko nie zmyli kolejność wymienienia powyższych postaci, jeśli chodzi o ważność twórczości - wpisane losowo, równie dobrze mógłbym napisać: Miciński, Witkiewicz, Wyspiański lub Krasiński, Słowacki, Mickiewicz.

Tadeusz Miciński był twórcą posiadającym zmysł profetyczny, młodopolskim magiem, niestrudzonym siewcą oświaty, poetą, prozaikiem i dziennikarzem. Ekspresjonistą posługującym się również tzw. mrocznymi symbolami ludzkiej psychiki (ale tylko z pozoru mrocznym, bo tam gdzie mocny cień, tam i mocne światło) był także za życia osobą niezrozumianą dostatecznie, być może była to także zapłata za ekspresjonizm i jednak trudność w odbiorze dość wymagającej twórczości, zmieszanej właśnie z formą ekspresjonistyczną. Miciński stał się jedynym bezpośrednim kontynuatorem mistycznej części polskiego romantyzmu, rozwiniętym m.in. o idee własne. Był pułkownikiem oświaty w I Korpusie Polskim w Rosji - był to jednak „pułkownik”, który nie był „pułkownikiem” (tak samo jak np. marszałek Piłsudski nie był marszałkiem, bo wcześniej nie był ani generałem, ani pułkownikiem, ani majorem). Pomimo faktu, że Miciński „pułkownikiem” był przyszywanym, na tamte lata można uznać go za „marszałka oświaty”.

Było to w czasie, gdy I Korpus na fragmencie Rusi Białej, stworzył zalążek Państwa Polskiego. Na fragmencie ziemi, z siedzibą w Bobrujsku, gdzie zawidniał Polski sztandar i zaczęto wydawać prasę. Dowboria (od gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego) otoczona była przez zastępy żelaza Hindenburga z jednej strony, a z drugiej przez barbarzyńskich bolszewików.
Wiecznie zamyślonego i zatroskanego poetę przeznaczenie dopadło na Kresach, zginął jak męczennik chrześcijański ukamienowany przez rozjuszoną swołocz bolszewicką. Korsarz Miciński widział wcześniej cały tygiel i entuzjazm rewolucji lutowej w Rosji oraz stracone jej szanse - II Rzeczpospolitej już nie zobaczył. Wiele z jego prac zaginęło lub zostało gdzieś w rękopisach stracone.
Ideą mistycznej części polskiego romantyzmu, którą kontynuował, było przebóstwienie człowieka, a ideałem twórczym, poeta-prozaik-wizjoner.

Miciński był znaczną inspiracją dla Stanisława Ignacego Witkiewicza - w pewnym sensie będąc jego przyjacielem i jednostronnym mentorem. Witkacy z kolei przez swoje podejście do życia był twórcą „niedokończonym”. „Wariat z Krupówek” stosował maski-gęby niepoważności, aż do przesady. Traktował to jako sztukę.

Witkiewicza twórczości „prozatorskiej” nie czytałem bo niezbyt mnie to interesuje (kartkowałem), bardziej jego rozważania jako logika i artysty. Witkacy miał aspiracje naukowe i tylko to uważał za rzecz godną uwagi w życiu np. raz zebrał najpoważniejszych profesorów uniwersyteckich i wygłosił na konferencji naukowej przed nimi odczyt pt. O ontologicznej beznadziejności logiki pseudonaukowego monizmu. Był ubrany w żółtozieloną koszulę, jasno-piaskowy garnitur i czerwony krawat. Mówił o „systemach bezpłciowych” konstruowanych przez logików i racjonalistów, „odproblemieniu świata”, „odtajemniczeniu przyrody”. Witkacy dobrze znał dorobek nauki i filozofii, często pod maską „głupkowania” - mówił to wszystko zupełnie na poważnie i miał rację. Pisał także dzieła logiczno-filozoficzne (zbyt rozwleczone i zbyt ciężkie).

Awangardowa proza Witkiewicza, może niesłusznie pomijana, zawiera elementy filozofii fizyki, z wywodem niczym Kitarō Nishida (najwybitniejszy filozof fizyki swoich czasów, o ile nie w ogóle).

Przecież mogłoby nie być nic, i mnie też – nigdy nie wychynąłbym na ten świat z nicości – ale jeszcze dziwniejsze jest to przypuszczenie, że świat mógłby być beze mnie. I był takim, i historia dawała sobie jakoś radę z tą luką – a co gorsza, będzie tak. (…) I czasy te, w których go [Izydora] nie było /i nie będzie kiedyś/, zwarły się w jedną chwilę graniczną pod nieskończonym ciśnieniem nonsensu aktualnie przeżywanego w żywym stworze Wielkiego Niczego. Nie darmo dawni mędrcy widzieli w Nicości pojęcie twórcze i dodatnie, jako odskocznię i kryterium. Dziś uważane jest ono za bezpłodną marę pojęciową i niesłusznie. (Jedyne wyjście)

I są to zasadniczo fundamentalne zagadnienia ontologiczne, nierozwiązywalne do dziś. Święty-mahatma Witkacy wiedział o czym pisze, uważam, że np. Martin Heidegger przy nim to był zmęczony niemiecki umysł, który stworzył bezpłciowy system - tyle napisał, a można to było w 4-5 stron zamknąć (pozostał na poziomie trwogi i wymęczonych konstruktów słownych).
Jeśli chodzi o Witkacego, w Polsce czasami miano problem z rozpoznaniem czyjejś wielkości. Z tym, że w przypadku jego, było w tym dużo winy samego Witkiewicza; wchodził jednak na zupełnie nowe szlaki i nie potrafił uściślić myśli, więc kto miał to rozpoznać?
Posiadał także zmysł profetyczny, szczególnie w rozważaniach dotyczących społeczeństwa oraz chyba słusznie uważał, że malarstwo skończyło się w latach 20’ XX w.

W malarstwie Witkacy wzorował się m.in. na Wyspiańskim.
Przeszła mi przez ręce książka pt. Wyspiański – dopóki starczy życia (autorka: p. Monika Śliwińska), jest to jakby życiorys ułożony w głównej mierze z korespondencji, czyli tego co inni pisali o artyście. Jako źródło historyczne nieraz może być to forma przydatna, jeśli kogoś to interesuje - mnie osobiście nie interesują i nudzą takie formy, nawet uważam to za wścibskie, wczytywania się w korespondencję. Przewinąłem od razu książkę bezwiednie na koniec, bo czasem tak bywa, że „zakończenie” jest sumą całości. Wyspiański był twórcą wielkim - fatum śmierci uruchomiło u niego „wielkość”. Był zarażony kiłą, którą nabył od pracownicy zakładu drukarskiego. Choroba ta przybrała u niego najgorsze z możliwych stadiów, i w latach 1898-1907 cierpiał bardzo, aż ciało całkowicie odmówiło mu użytku - był męczennikiem miłości.
Jedna z relacji osób trzecich – reżyserki teatralnej Stanisławy Wysockiej - w dobry alegoryczny sposób oddaje sedno z tamtego życia. Lato 1907 „Ten prawie dziecinnie wyglądający geniusz i nad nim pochylona tęga, zdrowa postać kobiety, którą dziwnie zmysłowo gładzi po opartej na wózku ręce. Biedna, wyniszczona, mizerna istota ludzka, tuląca się do zdrowej matki ziemi”. Jednak prawda jest taka, że w takim delirium nie było żadnego uświęcenia.
Nikt z sześciu wymienionych polskich wieszczów nie dożył 60 lat. A dwóch z nich tj. Miciński i Witkiewicz nadal gdzieś dryfują - ich twórczość i osoby, nie są wyjęte na światło dzienne w dostatecznej ilości.

48.

Józefowi Piłsudskiemu można zarzucać wiele rzeczy: autorytaryzm, cenzurę, niszczenie przeciwników politycznych, nie stworzenie po sobie środowiska, które by zabezpieczyło Polskę, zniknięcie gen. Włodzimierza Zagórskiego, wykluczenie gen. Tadeusza Rozwadowskiego, przywłaszczanie sobie zasług innych, ogólnie bilans jego rządów był słaby - to mało powiedziane; lecz była to dopiero Polska formująca się, w ledwo ponad dekadę po 123 latach niewoli. Aby powstało coś wielkiego potrzebne jest więcej niż dekada, czy dwie.
Piłsudski w 1918 roku był tylko jednym z wielu, którzy odbudowywali Rzeczpospolitą i na tym niech zostanie. Jednak np. zarzucanie mu, że był niemieckim agentem w 1916-1918, jest absurdalne - kraju nie było, a każdy z dowódców robił co mógł, grając na różne fronty polityczne.

Jeśli zaś chodzi o fatalną powtarzalność, co zaistniało w latach 30’ XX w. i jest teraz tragiczne w skutkach, to hegemonia urzędników. W Polsce jest obecnie ponad pół miliona urzędników, z tego około kilka tysięcy to bezpośrednio płatni urzędnicy państwowi stanowiący tzw. „głowę państwa” - członkowie rad nadzorczych przedsiębiorstw państwowych, urzędnicy różnego szczebla zazwyczaj bezsensownego – niepotrzebna kasta kwitków i świstków. Jest to specjalnie utrzymywane przez partie polityczne rządzące, które budują na tym swoje tzw. bazy, po czym kraj jest drenowany, dorobek milionów jest drenowany przez grupkę powierników świstków i kwitków. To jest problem główny i zasadniczy.

System demokratyczny ma to do siebie, że od wieków opiera się na zastraszaniu, co widać bliżej wyborów – kasty świstków i kwitków opanowują media (zarówno publiczne, jak i kompradorskie i postkomunistyczne) po czym, nie ma w nich nic merytorycznego, nie podaje się tam stanu faktycznego państwa, tylko napuszcza się i zastrasza społeczeństwo. Bronią polityczną stały się twarze i nazwiska oponentów politycznych ugrupowania rządzącego i pretendentów (czyli największych polskich partii).
I tu przypomina mi się twórczość Stanisława Cata-Mackiewicza publicysty, przedstawiciela tzw. konserwatyzmu bezwzględnego i faktycznego, taki jest obecnie potrzeby w Polsce. Publicyści są po to, aby krytykować, dzienikarze i dyplomaci zaś, aby podawać stan faktyczny.
Trzeba zmniejszyć biurokrację, uwolnić społeczeństwo, znieść bezsensowne podatki, trzeba również wyciągnąć konsekwencję z wszelakich nadużyć, które zostały poczynione w ostatnich dekadach.

21 lutego 2023 roku do Polski zawitał skorumpowany prezydent USA Joe Biden (wcześniej był na Ukrainie, gdzie zapewne m.in. dobijał deal’u dotyczącego sprzedawania broni, zarabiania i różnych innych rzeczy). Biden w Polsce m.in. wygłosił przemówienie opowiadając michałki, a wcześniej kilku oficjeli państwowych rozckliwiało się nad nim żałośnie z maślanymi oczami. Przemówienie rozpoczął od słów - Witam Polskę, naszego wspaniałego sojusznika, Panie prezydencie, Panie premierze, wspaniali Polscy ministrowie (…) największa wojna lądowa od drugiej wojny światowej [Wietnam, Irak, Afganistan??] (…). Oczywiście była to wizyta propagandowa; faktycznie nic nie uzyskano ze strony polskiej, natomiast ostatnimi czasy zamiast propagandy pokoju wobec Rosji, jeszcze bardziej podburza się propagandę wojny.

I tu można wrócić do Cata-Mackiewicza.
Pamiętacie opowiadanie Sienkiewicza, jak to Prusacy, aby zachęcić swych polskich żołnierzy do atakowania Francuzów na bagnety pod Gravelotte, kazali orkiestrze pułkowej grać „Jeszcze Polska...”. Nie wiem, jak tam było naprawdę, ale jako symbol to opowiadanie Sienkiewicza jest genialnym wyczuciem polskiej rzeczywistości. Właśnie taka orkiestra spod Gravelotte przygrywała nam przez cały czas wojny, dyrygowana przez Anglików (…). Z Polakami wszystko da się zrobić systemem zręcznej prowokacji. Kilku urzędników angielskich i trochę angielskich pieniędzy wystarczyło, aby naród polski w czasie wojny ubiegłej wykonywał obstalunki angielskiej racji stanu. (Chciałbym przekrzyczeć kurtynę żelazną).

W 1918 I Korpusu Polski gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego, skapitulował w Bobrujsku przed armią niemiecką, była to kapitulacja haniebna, ale ile żyć oszczędziła. Korpus znajdował się w kleszczach między Niemcami, a bolszewikami, I wojna się kończyła. Grupka oficerów „piłsudczykowskich”, znajdująca się w oddziałach, chciała rzucić cały Korpus przeciw Niemcom - generał zdecydował, że składa broń. Aby to uczynić, przejąć dowodzenie, zrobili mały pucz na generale - gdy go uskutecznili rozbrajając go, dowódca wyśmiał ich (kapitulację brał na siebie).
Następnie puczyści stanęli przed całym Korpusem oznajmiając o swoich decyzjach, i również zostali wyśmiani – zachowywali się jak agitatorzy. Po latach generał, który nie wyciągał konsekwencji na „wyrywających się buntownikach piłsudczykowskich”, humorystycznie skwitował owe zajścia tylko ja przeszkodziłem w urzeczywistnieniu wielkiego projektu pobicia trzydziestu korpusów niemieckich przez jeden I Polski Korpus.

W Polsce jest jakiś - jeszcze mały, nie duży, ale istniejący impuls samobójców ekonomicznych i politycznych. Musi on zostać całkowicie i skutecznie wyhamowany; tym bardziej nie może mieć władzy w Rzeczpospolitej. Osoby u władzy przekładają dobro finansowe i ekonomiczne własnego narodu ponad inny naród (skorumpowany od trzech dekad) – a faktycznie ponad własną nomenklaturę partyjną. Partie są w stanie zadłużać do wali całą gospodarkę, dodrukowywać pieniądze masowo, aby tylko utrzymać się u władzy kilka lat dłużej.

49.

Lewica w Polsce w moim pojęciu nie istnieje, ponieważ po czasie nawałnicy dziejowej słowo Lewica jest dla bardzo znacznej ilości osób synonimem słowa „komuch”, „post-komuch”, „wynarodowieniec” itd. Lewica polonofobiczna z kolei, jakby dostała kiedykolwiek stery w Polsce, to po dekadzie, bylibyśmy bezwiednie dryfującą ultra-kolonią ekonomiczną wierchuszki unijnej (niemieckiej). W ogóle ta nazwa „Lewica” nie jest odpowiednia, powinno używać się innej - „Pelikany”, ponieważ łykają to co pod nos im jest podstawiane przez globalistów (wielki kapitał). Ultra-socjaliści natomiast mają się w Polsce dobrze i funkcjonują pod innymi nazwami. Prawica zaś jeśli chodzi o decyzyjność, to nisza. Ludzie mogą mieć poglądy prawicowe i jest ich w Polsce bardzo dużo, jednak później idą i oddają głosy na ultra-socjalistów, ponieważ wydają im się oni prawicą, bo tak jest to przedstawiane przez media, a większości nie chce się myśleć (z kolei życie nie jest po to, aby je przeżyć i konsumować, tylko żeby zostawić świat lepszym). I tak to wygląda. Natomiast liberałowie, czy to w ujęciu: konserwatywny-liberał, czy lewicowy-liberał (neoliberał), to zupełnie niepodobne do siebie pojęcia. Faktycznie całkowicie dalekie.

W Polsce konserwatywni liberałowie wpadli w pewną pułapkę myślową w swoich niektórych koncepcjach po 1990, mam na myśli UPR p. Janusza Korwin-Mikkego - czyli chyba jedyną mocno pro-polską partię po 90’ w sejmie. Ludzie ci chcieli dobrze, będąc zwolennikami kapitalizmu radykalnego, w jednym zdaniu poglądy te oznaczają „idźcie i bogaćcie się, i niech nikt nie przeszkadza”, ale to tylko w teorii, ponieważ w praktyce po 1990 roku oznaczało to zupełnie co innego; oznaczało wierchuszkę sprzedającą Polski przemysł za „srebrniki” (oczywiście faktyczne poglądy UPR nie zostały wdrożone, bo byli mniejszością). Po 1992 roku wprowadzono kapitalizm-kontrolowany-postkomunistyczny (wrogi Polsce) m.in. Trójkąt Buchacza, wcześniejsze afery itp. itp. I tak trzeba nazywać tzw. tranformację ustrojową.

Natomiast zwolennicy kapitalizmu radykalnego, który miał Polskę uwolnić gospodarczo z komuny, nie wzięli pod uwagę, że w 1990 roku społeczeństwo nie nadawało się na takie eksperymenty (nie wzięli pod uwagę najzwyczajniej natury ludzkiej i tego czym był ten naród w 1989 roku).

Dlatego trzeba wracać w przeszłość, aby to objaśniać. Podczas II wojny światowej, komuniści mieli całą siatkę agentów, którzy urabiali opinię na Zachodzie (w USA dookoła Roosevelta kręciła się cała masa komunistów i Żydów związanych z tą ideologią). Komintern miał stosy agentów m.in. antypolskich, jak np. Bolesław Gebert, Oskar Lange, Stefan Litauer i tuziny innych zakamuflowanych w Polskim Rządzie na Zachodzie np. Józef Retinger. (Co dopiero FBI, komisja senatora Josepha McCarthy’ego ujawniła po 1947, gdy zaczęła się mniej więcej zimna wojna i USA potrzebowało znowu Polaków, będących zawsze tylko narzędziem polityki i niczym więcej).
W PRLu, po 1945 obok faktycznej władzy czyli NKWD, Żydów-komunistów i innych, istniała także mała grupka psychopatów-Polaków jak np. Gomułka, Moczar (PPR), którzy nienawidzili komunistów rosyjskich i żydowskich, ale byli pod nimi; co Gomułka miał zakomunikować Stanisławowi Mikołajczykowi w 1945 w czasie działań komunistycznego TRJN - Zniszczymy wszystkich bandytów reakcyjnych [AK, NSZ] bez skrupułów. Możecie jeszcze krzyczeć, że leje się krew narodu polskiego, że NKWD rządzi polską, lecz to nie zawróci nas z drogi. Były to czasy m.in. Obławy augustowskiej i walk partyzanckich w całej Polsce. Ludzie Moskwy, Bierut i Osóbka-Morawski, dokonali wcześniej komunistycznego rozbioru Rzeczpospolitej (z kolei kim był Mikołajczyk, jego zachowanie, najlepiej odzwierciedla to - jak go nazwał Jan Lechoń, nazwał go „największym gównem Polski”). Podczas procesu szesnastu w Moskwie, komuniści pozbyli się resztek przywódców polskiego państwa podziemnego z lat 1939-1945, tych, którzy się ujawnili na pertraktacje.

Sól polskiej ziemi natomiast walczyła dalej, m.in. Zdzisław Broński „Uskok”, czy Jan Morawiec oraz dziesiątki tysięcy z AK, NSZ, NZW (m.in. warte przeczytania pamiętniki z tego czasu - Zdzisław Broński „Uskok”, Pamiętnik (1941– maj 1949), Warszawa 2004).

Cały twór Stalina ustanowiony w 1945 roku, trwał do 1989 roku.
(Obecnie istnieją historycy, jak np. Andrzej Friszke, którzy tworzą cały mit środowisk napływowych po 1944 roku, i okresu między 1944 – 1989 +, tworząc historiografię postkomunistyczną. Ale to nie przejdzie, bo wszystko co napływowe, w sposób naturalny zostaje odrzucone całkowicie. Tu też nie chodzi o to żeby się z tym „siłować”, z historiografią napływową; chodzi o to żeby w 2-3 zdania temat został zakończony, bo jest 2023).

Stefan Kisielewski „Kisiel” był człowiekiem mądrym, tylko połowicznie się z nim zgadzam, ale warto do niego wracać, aby ukazywać pewne zaistniałe fenomeny. Mazowiecki, Geremek, Kuroń itp. byli ludźmi ze środowisk komunistycznych, byli to więc komuniści, którzy zmieniali poglądy, aby się przystosować po 1989, niestety mieli w tym czasie duży wpływ na polską politykę.
„Kisiel”: Michnik ze swoim „powrotem do Europy” i „prawami człowieka” nadaje się do dyskusji zastępczych, które naturalnie do niczego nie prowadzą, bo kluczem do wszystkiego jest gospodarka, na której Michnik z kolei się nie zna i znać nie chce. Kuroń rozzłościł mnie, gdy – jako minister pracy w rządzie Mazowieckiego – zamiast uczyć, jak ludzie mają szukać pracy w nowym ustroju, radził, gdzie i jak żebrać, dokąd zgłosić się po zasiłki.
Brat Michnika – Stefan Michnik był katem komunistycznym, nieosądzonym. Po 1989, środowiska te posiadały potężną prasę i zaiste stało się tak, jak powiedział „Kisiel” - istniały tematy zastępcze, często antypolskie, które zamydlały kapitalizm-kontrolowany-postkomunistyczny, grabiący państwo.

50. Klamry dziejowe.

W dziejach narodów istnieją określone punkty przełomowe, które definiują nowe czasy lub większe zmiany. Punktem takim może być zarówno wydarzenie, proces, osoba lub dzieło. Polski renesans był np. taką klamrą, a osobą m.in. poeta Mikołaj Sęp Szarzyński i jego twórczość: Rytmy abo wiersze polskie, Pieśni (II, O rządzie bożym na świecie). Renesans był okresem rozpoczynającym polskość literacką. Innym z takich okresów było np. Oświecenie polskie i twórczość Jakuba Jasińskiego (m.in. wiersze Do Boga, Do narodu), będące również wielką klamrą.

Co oczywiste klamrami są także zazwyczaj końce dynastii i wielkie przełomowe bitwy np. 1654 i utrata Smoleńska, jako punkt rozpoczynający wielki kryzys, wcześniej Bitwa pod Grunwaldem (1410) rozpoczynająca wzrost, pomimo niewykorzystania zwycięstwa. Unie Polsko-Litewskie itp. Ale również działalności poszczególnych osób, jak Jana Zamoyskiego, czy wielkich wodzów Jana Karola Chodkiewicza, Stanisława Żółkiewskiego, Stefana Czarnieckiego oraz decyzje Jeremiego Wiśniowieckiego czy Jerzego Sebastiana Lubomirskiego.

Wielką klamrą była klęska Insurekcji listopadowej, po niej zaistniała działalność trzech wieszczów narodowych. Dla mnie najistotniejszy był Zygmunt Krasiński, w kwestiach politycznych myślał więcej niż realnie, w przeciwieństwie do Mickiewicza i Słowackiego (często odrealnionych politycznie). Przedstawiał pragmatyczny romantyzm. Zmarł w majkach bez świadomości śmierci toczony kilkoma chorobami, udał się na Sybir, gdzie mogła się jego świecąca dusza już nie odnaleźć; nadzieją pozostał pragmatyczny romantyzm reprezentowany przez m.in. Augusta Cieszkowskiego oraz pokolenie pozytywistów, które po przejściu długiego procesu zaowocowało powstaniem II Rzeczpospolitej.

Część IX (51-56)