Ardra.pl

Przykuty Prometeusz i strącony Momos.


15.04.2023

Ontologia jest dziedziną/teorią dotyczącą ogólnych zasad bytu, starającą się sformułować mniej lub bardziej precyzyjne określenia dotyczące tzw. podstawy rzeczywistości. Jest więc logiczną kodyfikacją zawartą w słowa i znaki (litery i liczby), zawierającą podstawowe wyrażenia egzystencjonalne, wynikające z obserwacji i badań. Zasadniczo narzędzia w niej wykorzystywane nie są oparte o żadne wcześniej przyjmowane założenia egzystencjonalne. Nie da się bowiem poprzez spekulacje filozoficzne, a priori (bez dowodu, doświadczenia) dowieść twierdzeń o istnieniu. Ontologia zatem, pozostaje jedynie pustym słowem lub założeniem (które, nigdy nie wyjdzie poza dyskurs intelektualny) odnoszącym się do prymarnych spostrzeżeń naukowych.
Człowiek X czy Y, może mieć także doświadczenia i z nich wynikającą wiedzę, co nazywa się poznaniem - a posteriori; narzędziem zaś jest czysty umysł i logika, którą rozum uskutecznia kodyfikując określoną teorię. W przypadku poznania a posteriori, do udowodnienia jakiś aspektów ontologicznych używa się dyskursu logicznego (w postaci słów lub znaków) lub matematycznej spekulacji.
Zarówno matematyka, jak i fizyka (mająca matematykę za narzędzie) są kodyfikacjami/porządkowaniami, które uskutecznia umysł starając się zbadać określone zagadnienia. Często w tych dwóch dziedzinach, naukowcy stają przed ścianą, której nie da się przebić np. teoria względności, prawdopodobnie nigdy nie będzie zunifikowana do teorii kwantowej, ponieważ m.in. próg percepcji zawsze zbija w dół – rozprasza, nie da sie go przekroczyć, ani upunktowić na stałe. Błądząca losowo rzeczywistość prawdopodobnie jest nieobliczalna, a kolejne jej przeobrażenia opierają się o różnego rodzaju wariacje zlepków współrzędnych. Rozpychająca wszechświat energia pojawia się znikąd. Nie możemy poznać ostatecznie zasad rzeczywistości. Pozostaje więc pytanie, czy wszechświat (jako całość, zakres badalny metagalaktyki) jest w stanie emanacji czy degradacji - a zapewne w jakiś sposób emanuje degradując się (co - moim zdaniem - na poziomie symbolicznym przybrało postać m.in. mitów o strąceniu aniołów, czy poszczególnych bogów z Olimpu).
Umysł może wyliczyć liczbami e i liczby pi to czego nie można wyrazić całkami - pozostają to jednak ciągi liczb, znaków.
Ontologię można również „przeżywać”, co ludzie określili słowem „mistyka”. Nauki ścisłe pchają technologię do przodu, ciało biologiczne żyje dość krótko. Gdy człowiek – na pewnym poziomie – zda sobie naprawdę sprawę, że nie ma nic do odkrycia, co pozostaje? Zbiór zdań, na które składają się słowa, tworzony według określonych i przyjętych reguł - nazwany językiem.

Matematyka w sensie obiektywnym, nie może być ujęta przez określone „wielości” uprzednio znane – przez system założeń (Natomiast matematyka w sensie subiektywnym – może), co wiemy dzięki Kurtowi Gödelowi. Zbiór „wszystkich” założeń, w sensie ontologicznym, nie może być stworzony przez żaden określony formalny system (przez żadną maszynę Turinga).
Z kolei nie da się zaprzeczyć temu, że wszystko co człowiek udowadnia, może być wydedukowane przez określony system (maszynę Turinga), czyli za pomocą skończonych reguł formalnych - jednak człowiek poprzez swoje rozumienie rzeczywistości, nie może nigdy dowiedzieć się „na pewno”, że tak jest tzn. że wszystko co stara się dowieść, można zawrzeć w postaci skończonej reguły. Jest to paradoks języka - liczb i liter, czyli narzędzi dedukcji ontologicznych.
Gdyby człowiek mógł udowodnić w zakresie matematyki, że wszystko można zawrzeć w postaci skończonej reguły - ludzki umysł byłby równy skończonej maszynie, skończonej, lecz również nie potrafiącej całkowcie zrozumieć swojego własnego funkcjonowania. Obecnie ludzki umysł jest nieskończoną maszyną, która nie potrafi zrozumieć swojego własnego funkcjonowania, i tak zapewne zostanie.
Matemtyka jest językiem, który nie tylko opisuje rzeczywistość, ale nieraz ujawnia niespodziewane i głębokie jej własności, czego wielkim przykładem były m.in. badania Alberta Einstena nad światłem (że prędkość światła jest największą prędkością w przyrodzie i dla każdego obserwatora jest taka sama, niezależnie od jego własnej prędkości). Dzięki matemtyce człowiek jest w stanie opisać kosmos i poznawać jego własności.

Odnosząc się do filozofii umysłu - Gödel rozważał sytuacje, w których umysł jest równoważny maszynie, uznawał, że działa podobnie jak komputer cyfrowy, nie uważał jednak, by niemożliwy był umysł poza materią. Neurobiologowie radykalni, uważają że bóg powstał w umyśle, że jest biologiczny, i że jest związany z enteogenami. Traktują homo sapiens jako biologiczną maszynę, nigdy jednak nie potrafili wytłumaczyć m.in. fenomenu samoświadomości. Ich poglądy wynikają wprost ze światopoglądu materialistycznego. Bańka nauki jest pompowana, natomiast ludzie żyją i umierają nie dowiadując się zanadto na temat ontologicznego sensu tych procesów.

Z perspektywy logiczno-filozoficznej niektórzy filozofowie matematyki i fizyki uskuteczniali czasem różne rozważania, starając się przekładać liczby na słowa np. Alfred Whitehead wprowadził tzw. „nieśmiertelność obiektywną” jako kategorię czysto filozoficzną, tworząc system słów, znaczeń, który można nazwać panteizmem logicznym, będącym przykładem rozumu dedukcyjnego starającego się rozłożyć rzeczywistość na czynniki pierwsze. Nie wykracza to jednak poza wielce rozbudowane słowne wygibasy, mające swoje pochodzenie w platońskim pojmowaniu świata - widzianym przez pryzmat angielskiego profesora nauk ścisłych.
Czasem zdaje mi się, że helleński bóg Momos, strącony z Olimpu, jest patronem teoretyków (oraz chyba praktyków także) matematyki i fizyki, nieustannie wodząc ich za nos - ingerując w spekulacje naukowe.

Nauka jest pchana do przodu w stopniu ogromnym, tymczasem tzw. samo-wiedzy brakuje ludzkości całkowicie. Tworząc nowoczesną nauką, tworzy się kolejne zabawki i ułatwienia życia, zazwyczaj jednak nie myśląc o konsekwencjach.
I całkowitą rację mają m.in. ci ludzie, którzy reprezentują idee wedyjskie (jako system religijno-filozoficzny) twierdzący - patrząc z perspektywy całej planety - że panuje wiek hipokryzji. Istnieje stopniowy zanik (prawdziwej) religii, powstały jej liczne odłamy i wypaczenia; całkowicie zanika zaś prawdomówności, zdolności przebaczania i miłosierdzie. Pogoń tylko za szczęściem materialnym to przejaw pożądania, i w finalnym rozrachunku zawsze kończy się rozczarowaniem. Bezbożna cywilizacja to gigantyczne przedsięwzięcie - gigantyczny projekt oparty na radościach zmysłowych. Każdy szaleje za pieniądzem, ponieważ umożliwia on zdobycie upragnionych wszelakich obiektów. Wielki Kapitał działa jak perpetuum mobile. Większości, od głowy rządu po osoby, które zamiatają ulicę przyświeca cel - zdobycia majątku, stało się to myślą zupełnie naturalną, wpisaną w system społeczno-gospodarczy.
Świat jest pełny w nielegalne interesy, pieniądza jako substytutu wartości przedmiotów, na planecie nie brakuje. Brakuje pokoju. Ludzie poświęcają całą energię na zdobywanie zasobów finansowych, dlatego umiejętności w tej dziedzinie znacznie się powiększają. Na rynek dopływa w znacznej ilości niekontrolowany i spekulacyjny pieniądz, co zakłóca gospodarkę.
Z kolei na boku, produkuje się w dużej ilości – już od ponad pół wieku - kosztowne, nowe rodzaje broni i sprzedaje wszędzie gdzie to możliwe. Nowo wyprodukowane bronie są eksperymentowane i testowane na ludziach podczas wojen, od Afryki, przez Azję po Bliższy Wschód. Zamiast dążyć do pokoju, zarządcy bogatych krajów planują jak uniknąć zapaści i kryzysu oraz jak ograć innych. To wszystko opiera się na ogromnych nakładach finansowych oraz kosztem zagłady licznych istnień.

Zgromadzone niezgodnie z etyką fundusze są zabierane obywatelom w postaci m.in. podatków itp., a następnie najczęściej marnowane. Politycy i powiązani z nimi oligarchowie nie zadowalają się uczciwym postępowaniem, chcą coraz więcej, w taki sposób działają sprzecznie z zasadami „nie pożądaj rzeczy bliźniego swego”, „nie kradnij” - trwoniąc to co do nich nie należy. Według starożytnej wschodniej tradycji nikt nie ma prawa nadużywać finansów i bogactwa nalężącego (symbolicznie) do bogini Lakszmi - czyli zarządzając dużym systemem społeczno-gospodarczym, działać w oderwaniu od publicznej służby, od jak to określają religijne systemy - służby boskiej. Ktokolwiek to robi będzie podlegać według dalekowschodniej tradycji wielkiej karze; przyzwolenie na to istnieje tylko dlatego, że ogólnie - obecne globalne warunki na planecie i zaciemniona natura ludzka, pozwalają na to.

Z perspektywy teologicznej, według tradycji platońskiej i wedyjskiej, uznaje się istnienie dwóch ciał oraz ich wędrówki (z czego większość ludzi nie zdaje sobie sprawy). Są to - fizyczne ciało materialne (krew, woda, kości, mięśnie, zmysły) i subtelne ciało materialne (kombinacja umysłu, inteligencji i fałszywego ego). W dzień zapomina się o ciele subtelnym, w nocy zapominamy o ciele fizycznym. Po śmierci, pierwsze ciało ulega rozkładowi. Wędrówka istnieje oczywiście także za życia, każdy w wieku 15, czy 30 lat, nie jest tą samą osobą, którą jest w wieku 60, 70 lat. Jako podmiot-Ja lub obserwator podmiotu-Ja, czasem jesteśmy obserwatorami ciała fizycznego/otoczenia, czasem mentalnego/umysłu.
A co jest pierwszą prawdą ontologiczną? Zapewne to, że w pierwszym, wczesnym stadium wszechświata istniały tylko dwa pierwiastki - wodór i hel. Wszechświat był jednorodny, ale każdy ruch musi zostać przez coś zainicjowany. Z tej entropii, helleńskiego - mitycznego chaosu, powstało wszystko inne, cały błądzący losowo porządek (logos).
Dzisiaj jako obywatele określonego kraju trzeba przestrzegać praw w nim ustanowionych, natomiast rządy globalne i lokalne, degenerują życie na planecie.

Patrząc w przeszłość, w Europie po upadku Cesarstwa Rzymskiego oraz etosu filozoficznego, nauka była regularnie hamowana, ponieważ wykluczano przejawy samodzielnego myślenia na rzecz myślenia doktrynalnego. Pomimo faktu, że w średniowieczu powstały uniwersytety, były to także wieki ciemne, zanim poprzez Renesans narodziła się Nowożytność. Dorobek naukowy był zawsze zasługą małej grupki ludzi. Ortodoksja rzymskokatolicka hamowała naukę, ponieważ zazwyczaj piętnowała samodzielne myślenie. Watykan, szczególnie na terenie gdzie sięgały jego wpływy, wykluczał każdy przejaw tego co nie uznawał za zgodne z własną doktryną teologiczną. I następowało to nie tylko w przypadku wielkich myślicieli jak np. Giordano Bruno, czy Galileusz, ale również w przypadku zwyczajnych ludzi, za przykład można podać włoskiego młynarza z XVI w. Domenico Scandelle nazywanego przez lokalną ludność Menocchiem, który w tamtych czasach miał inne zdanie - dotyczące mitologii i kosmogonii - od kleru oraz je przedstawiał, za co został uśmiercony (Zaistniała zapewne cała masa nieudokumentowanych podobnych przypadków).

W I Rzeczpospolitej faktycznie wydarzył się tylko jeden większy przypadek prześladowań tego typu, pod koniec XVII w. za panowania Jana Sobieskiego, w czasach, gdy sarmatyzm popadł w dekadencję. Znana jest sprawa dotycząca Kazimierza Łyszczyńskiego, protoplasty ateizmu, który można sądzić, swoje nieroztropne poglądy wygłaszał z przekory wobec tego co zaobserwował, w szczególności patrząc na prowadzenie się części kleru. Mając wielu wrogów nie liczył się z konsekwencjami, co skończyło się dla niego źle. W tamtych czasach, po okresie licznych wojen, w Rzeczpospolitej podejrzliwie patrzono na innowierców i odstępców od doktryny. Łyszczyński popełnił także błąd logiczny – w dziele pt. O nieistnieniu Boga (praktycznie w całości spalonym), chciał dowieść pozytywnego sądu o negacji. Faktycznie, jak się zdaje, były to tezy przeciwko obłudzie - niepotrzebnie wyolbrzymione. Jednak jego śmierć stała się publicznych przejawem prześladowań za poglądy i przekonania.
Rzymski-katolicyzm wielokrotnie na przestrzeni wieków, nie miał nic wspólnego z chrześcijaństwem - a bardziej decydenci tej wielkiej religii oraz ich zachowania.

W wiekach dawanych bardzo często trzeba było wyznaczać się szczególną odwagą, aby wygłaszać poglądy sprzeczne z oficjalnymi, szczególnie, gdy dotyczyły teologii - ale pod teologię podciągano większość odkryć naukowych, które ukazywały inny obraz świata niż oficjalnie przedstawiany. Instytucja kościelna do momentu Oświecenia miała monopol na wyłączność, jeśli chodzi o religijność w Europie - od IV w. do XVIII w. nieprzerwanie. (Później oświeceniowcy także byli często doktrynerami).
Teologowie - twórcy doktryn religijnych, tworzyli pod wpływem wzorca kulturowego oraz tego co wyczytali w pismach, które kompilowali, jak i na podstawie własnych przemyśleń - czyli tego jak widzieli świat; a jak świat widział Chrystus żyjący w czasie początków istnienia Cesarstwa Rzymskiego? Patrząc na opisane poczynania, być może tak jak m.in. niektórzy święci dalekowschodni lub platońscy mędrcy, uważający, że - kto poznał boga nie twierdzi, że ujrzał go wczoraj wieczorem, a już dziś go nie widzi. Ci którzy rozbudzili w sobie miłość do boga, widzą go dzień i noc bez przerwy we wszystkim, ponieważ jest wszechobecny. Nie jest to jednak przystosowane do realiów społecznych.

Od czasów najdawniejszych ludzie chcieli dowiedzieć się jaka będzie przyszłość, niezmiernie interesowano się również przeszłością, z przeszłością związane było także poznanie tego co ukryte, wewnętrzne, mistyczne, czy rytualne. W kręgu europejskim od czasów homeryckich i wieszcza Kalchasa, przez całą starożytność, ludzie wyznaczali się wzmożoną potrzebą poznania swojego przyszłego losu. W tym celu wykonywano różne rytuały, również państwowe. Zwyczaje te istniały do samego końca epoki Cesarstwa zachodniorzymskiego. Rytuały wykonywano nie tylko w celu poznania przyszłości, także w celu obcowania z bogami.
Poprzez rytuał ucieleśniano mit. Istnieje zasadnicza różnica między wiedzą, opowieścią o micie, a jego przeżywaniem. Rytuały, jako ściśle określone sformalizowane reguły, przetrwały od wczesnego antyku po dziś dzień, na przestrzeni dziejów były zmieniane lub wykluczane, w każdej znanej wielkiej religii, chociażby za przykład można podać liturgię w kościele katolickim.

W starożytnej Helladzie zaczęto zastanawiać się ten sensem wierzeń, rzeczywistości i związanych z nimi czynności; to właśnie tam, po raz pierwszy w historii dziejów myślenie magiczne przerodziło się w naukę. Przy czym nawet najwięksi naukowcy, byli często bardzo dobrze świadomi swojego ograniczenia poznawczego i m.in. dlatego uczeni nie negowali (nawet jakby chcieli to zrobić) Pytii, czy Sybilli Kumańskiej – ponieważ były one ucieleśnieniem transcendencji, jak i tradycji.

Przekonanie o tym, że bóstwo/transcendencja mówi przez pieśni było w świecie antycznym dość powszechne, (to że bardziej wzniosłe dzieła są tworzone z tzw. natchnienia, uważa się po dziś dzień, tylko co to znaczy bardziej wzniosłe?) chodzi tu o pewien rodzaj ekstazy twórczej. Uważano, że muzy były obecne przy wszystkim - całej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, zatem dawały osobie przemawiającej tzw. uprzytomnienie sobie pewnych idei, i potem ich wypowiadanie. Jest to wyraz klasycznego myślenia platońskiego. Poeci, poetki, rapsodowie byli napełnieni wzorcem kulturowym przez który mówili (podobno Plotyn pierwszy wyraźnie rozróżnił ego od psyche), przykładem tego jest legendarny poeta Femios, działający na dworze Odysa, uważał się za samouka, przez którego następnie przemawia bóstwo - bóg wkłada mu w umysł rozmaite historie. Można przyjąć, że podobny wzorzec był uznawany powszechnie (wśród tych, którzy sie nad tym zastanawiali) – czyli, osoba tworząca jest napełniona wzorcem kulturowym, sama pieśń pochodzi często z boskiego natchnienia.

Innym przykładem jest Hezjod, który jako człowiek pobożny zakorzeniony we wzorcu helleńskim, uważał, że jego twórczość to łaska i dar muz; co więcej, uważał, że jemu mówią prawdę, a innym śpiewakom często zwodnicze pieśni, co było przejawem pewnej megalomani. Znał on zapewne podania dotyczące bogów, następnie sam je utrwalił.
Chociaż uważał, że osobiście go boginie uczyły pieśni. Jeśli istniał faktycznie – a zapewne istniał – to był mistykiem helleńskim, jak i dewotą.
W wiekach następnych, Hellenowie (i Rzymianie) uznawali bogów homerycko-hezjodowych i się do nich modlili, wierzyli w nich. Nikt nie chciał szczególnie udowodnić, czy zaprzeczyć ich istnienia, była to tradycja, z resztą ciężko udowodnić, jak i zaprzeczyć transcendencji (po dziś dzień), ponieważ wynika ona z doświadczeń prywatnych - mistyka jest prywatna, wiara jest publiczna.

Coś, co możemy z dzisiejszej perspektywy nazwać również przesądem, rozwinęło się znacznie w świecie rzymskim. Rzymianie chcieli dotykać przyszłości, używano różnych rodzajów dywinacji (często prymitywnych) m.in. lotu ptaków, wnętrzności ptaków, innych zwierząt, różne rodzaje wyroczni, bierki inne patyki, sny, ekstatyczne stany świadomości, wody, źródła itp.

Wraz z rozrostem chrześcijaństwa (pierwszy, większy zaistniał za panowania cesarza Marka Aureliusza), tradycje się przenikały. Chrześcijanie nie chcieli składać ofiar cesarzowi jako bogu, m.in. dlatego ściągnęli na siebie gniew Rzymian - za nie przestrzeganie zwyczajów. Mało kto wierzył z resztą w boskość cesarza, było to tradycją.
Wśród chrześcijan pojawiły się dobrze wykształcone osoby jak Tertulian, Orygenes, Klemens z Aleksandrii (II i III w. n.e.), starali się oni wyjaśniać swoje wierzenia oraz bronili ich. Chrześcijanie już wtedy ogromną wagę przywiązywali do tzw. wiary (ślepej) – pistis.
Kłócono się często z wyznawcami kultów tradycyjnych oraz z neoplatonikami - o cuda i przepowiednie, skąd pochodzą (może od złych duchów). Jednak co trzeba podkreślić, zarówno neoplatonicy, jak i chrześcijanie traktowali często swoje główne księgi alegorycznie. Neoplatonicy Homera, chrześcijanie Biblię. Neoplatonicy uznawali metempsychozę, chrzescijanie nie. Starożytni, wszystkich wyznań, powszechnie uważali, że przy ziemi zostają tylko zmarli nagłą śmiercią albo zmarli nie w czas, następnie niespokojne duchy błąkają się - towarzystwo ich nie było pożądane. Uznawano ich za tzw. złe duchy, które chrześcijanie zaczęli nazywać również diabłami, zgodnie ze swoim nazewnictwem.
Pierwsi wyznawcy Chrystusa, byli odważni w swoich poglądach oraz ponadklasowi, byli skuteczni. Chrześcijanie przyjmowali wszystkich, była to religia dość świecka, wysokie stanowiska pierwotnie oparte były o talenty własne i cechy charakteru. Do zbawienia (wybawienia duszy) nie było wiele potrzebne, zasadniczo przynależność. Nie byli elitarni jak neoplatonicy, a religie tradycyjne popadły w dekadencję. W taki sposób w IV w. chrześcijaństwo stało się naturalną kontynuacją świata Antycznego.

Cofnąć się jednak trzeba do początków Grecji klasycznej, gdzie w VI w. p.n.e. powstało pierwsze prawdziwe poznanie. Poeta Ksenofanes jako jeden z pierwszych, w opinii publicznej wykluczył antropomorfizm bóstw, w który wierzono zgodnie z tradycją. Stwierdził, że bóg jest jeden. Bóg Ksenofanesa wszystko widzi, spostrzega i słyszy – pozostając zawsze w tym samym miejscu. Spokojnie trwa w widzeniu i poznawaniu (i to mówił nie tylko Budda Siakjamuni, przed nim byli Hellenowie).
W Europie, Bóg jako istota spostrzegająca wyłonił się m.in. ze spekulacji teologicznej Ksenofanesa.

Zaczęto uważać, że człowiek dzięki własnemu namysłowi i badaniom, dochodzi do tego co lepsze. Ludzką wiedzą jest zatem wynik samodzielnych dociekań - w taki sposób pojawił się ogląd, który dziś możemy nazwać naukowym. Hellenowie mówili na ten temat bardzo dużo, obok uznając transcendencję, której nie mogli zaprzeczyć, poddawali ją więc wielu rozważaniom.

Jednak, jak zauważył Heraklit, wiele ludzkich dociekań było śmiechu warte, uważał również, że tzw. doświadczenie wcale nie musi czynić człowieka mądrym. W rozważaniach o rzeczach niewidzialnych, uszy i oczy są złymi świadkami ludziom, którzy mają barbarzyńskie dusze. Doświadczenie jest w takich przypadkach bezwartościowe.
Heraklit, posiadający doświadczenia mistyczne i niełatwy charakter, był przekonany, że lepiej niż zwykli ludzie pojmuje boskość, że jest ona mu dana. Innymi wzgardził, uważając ich za śpiących, pijanych, niczym dzieci, niczym zwierzęta. Uważał, że Logos przemawia przez wszystko, a zarazem jest od wszystkiego oddzielony. Człowiek jest zaś istotą pomiędzy zwierzęciem a bogiem, ponieważ jest zarówno witalny, jak i intelektualny.

W świecie helleńskim za pomocą języka zaczęto przekraczać sferę zmysłową, powstała metoda indukcyjna, wśród m.in. Ksenofanesa, Protagorasa, Heraklita, Alkmeona z Krotonu, Empedoklesa, Protagorasa itd.

Parmenides, filozof i mistyk helleński, uznając ludzi za „niewiedzących”, zaczął szukać wiedzy boskiej. Przyszedł mu pomysł na wejście w transcendencję. Jego wzorcem kulturowym była religia homerycko-hezjodowa, więc uskuteczniał takie wyobrażenia, wczesnych poetów uznawano za kapłanów i jasnowidzących (co już wielokrotnie wspominałem), uznawano ich za łączników z transcendencją.
Parmenides zaczął więc tworzyć liryczne pieśni chóralne (patetyczne i wzniosłe). Uważał, że Muza doprowadzi go do nieprzemijającego i niezrodzonego. Uznał, że do transcendencji doprowadzi go religijne wzniosłe poruszenie. A samo poznanie osiągnie dzięki łasce bogini. Ze swojej wiedzy był bardzo dumny, ale oświecenie przypisywał łasce bogini, która z resztą nie wymagała ślepej wiary w jej objawienie/transcendencję - nakłaniała człowieka do tworzenia. Parmenides był świadomy, że każdy jest inaczej przystosowany do przyjęcia Prawdy, którą uważał za Jedno. W taki sposób Hellen został doprowadzony do tzw. „czystej myśli”, którą można ująć byt. Drogą stała się pieśń. (W tradycji chrześcijańskiej są to m.in. chorały gregoriańskie i pieśni staro-cerkiewno słowiańske, ale to Hellenowie byli pierwsi).

Właśnie w VI w. p.n.e. wśród Hellenów narodziło się coś unikatowego na skalę światową, co oddziałuje do dziś.
Uważam, że Hellenowie jeśli chodzi o spekulacje logiczno-filozoficzne powiedzieli już wszystko, dziś tylko ich powtarzamy. Nawet, jak o tym nie wiemy, to i tak ich zazwyczaj powtarzamy.
Co innego z nowoczesną spekulacją naukową, ona jednak nie wydaje się wkraczać w tzw. transcendencję, tylko rozwija technologię.