Przenikanie Chronosa.
17.11.2024
Z perspektywy ontologicznej - naoczność czyli wszystkie bodźce, wrażania dopływające do poszczególnych jednostek zarówno ze świata zewnętrznego, jak i wewnętrznego (mentalnego) to jedyne co posiada i o czym może stwierdzać jednostka ludzka, konstruując swoje życie; życie będące ciągłą reakcją-interferencją ze światem fizycznym i mentalnym. Na poziomie ontologicznym ludzkie ciało zlepione jest z rzeczy-wistością, będąc jej immanentną częścią oraz bezpośrednim konstruktem. Bezpośredniość polega na braku możliwości odseparowania fragmentów jestestw od jawiącego się świata. Sama możliwość, czy też jej brak to jedynie konstrukty-słowa, będące również częścią rzeczy-wistości. W taki sposób można sobie uzmysłowić logiczny panteizm jawiącej sie naoczności. Świat materialny i jego prawa są z góry narzucone, będąc sumą zdarzeń całej (szeroko pojętej) przeszłości.
To co jednej osobie przekazuje druga jest tylko informacją, którą możną przyjąć lub nie - uznać za prawdę, fałsz lub nadać jej określone prawdopodobieństwo. W momencie przekazania, jest to tylko informacja (zbitek słowny) nie będąca doświadczeniem osoby, która informację przyjmuje. Mam na myśli pespektywę ontologiczną i szeroko pojętą (wszystko co naoczne wynika z doświadczeń poszczególnych jednostek).
Zatem umysł ludzki ma przed sobą nieustannie napływający doń świat jawień się - zarówno zewnętrznych, jak i wewnętrznych (mentalnych), splecionych nieustannie; umysł jest zanurzony w naoczności. Mózg biologiczny jest organem zarządzającym sprawczością mentalną.
Nad tematem - czym faktycznie jest naoczność głowiło się wielu od wieków najdawniejszych (Antycznej Hellady) po nowoczesną fizykę - natura materii jest definiowana różnie. Natomiast sfera psychiczna/mentalna jest realnie-naturalistycznie niedefiniowalna, poza staraniami ubrania jej w schematy, nie dające się jednoznacznie określić. Wszystko w dziedzinie psychologii (tak naprawdę) pozostaje na poziomie koncepcji.
Za tradycją europejską (helleńską-neoplatońską-neopitagorejską) przyjmuje się, że całościowy byt ludzki to monada - którą rozumiem jako fizyczno-mentalna (duchowa) jednostka-świadomość, świadoma swojej (jawiącej się) naoczności. Są to pojęcia abstrakcyjne, psychologiczne. Ludzie dysponują możliwością uświadomienia sobie swojej bytności w sposób bezpośredni.
A czym jest sama świadomość - nikt na tej planecie tego nie wie, nie zostało to zdefiniowane; w świecie nauki istnieją tylko hipotezy. Jednak jest ona pewnego rodzaju realną fenomenologią, która funkcjonuje. W tradycjach metafizycznych/religijnych/teologicznych nazwa się ją-świadomość m.in. duszą ludzką.
Pomimo, iż świadomość umyka zdefiniowaniu i określeniu (szczególnie naturalistycznemu) - jako wielorazowy akt uświadomienia sobie własnego jestestwa, jest ona cześcią szerszych procesów psychologicznych - procesów definiowalnych i stopniowanych.
Stopniowanie polega na tym, że stan umysłu nazwany świadomością, jest wieloraki - ponieważ ludzie są w stanie zarówno uświadamiać sobie swoje jestestwo, jak i stany psychiczne, a także otoczenie materialne oraz jego sensy. Świadomość zdaje sobie sprawę z napływających bodźców oraz zarządza nimi, jak i posiada określone możliwości. Rozumienie otaczającego świata, tworzenie go, wynika w dużej mierze ze świadomości własnego Ja-Ego, czyli zogniskowanego centrum osobowości, które zarządza naocznością m.in. rozróżniając świat zdarzeń/jawień.
Z perspektywy psychologicznej - ubranej w schematy - (uznajemy, że) istnieją poziomy nazwane: świadomością wyższą, średnią i niższą. Zaś sam akt świadomości, jak sie przyjmuje trwa ok. 1,5-3 sekundy.
Definiując czym one są - warto mieć na uwadze - że zjawiska należy upraszczać, zamiast tworzyć liczne, abstrakcyjne rozgałęzienia, nie mające realnego pokrycia w faktyczności; upraszczać należy, aby miały one pokrycie w realnym funkcjonowaniu.
Zatem przyjmujemy, że na ludzkie JA-całościowe składa się - świadomość średnia (Ego-osobowość-centrum). Świadomość wyższa Ja-idealnego, moralnego, obserwująca świadomość-świadka, intuicyjna, transcendentna, jest to coś niedefiniowalnego-wyższego. (Oraz) Świadomość niska, służąca zarządzaniu przetrwaniem na poziomie tzw. najniższym biologicznym, zarządzająca automatycznie ciałem biologicznym, instynktami, popędami, zapotrzebowaniami - będąca z perspektywy Ego-ja, tłem naoczności.
Świadomość centralna (Ego-ja) nieustannie karmi się wrażeniami, wspomnieniami, planami - zarządza życiem; posiada cele, własną logikę działań. Ciągle coś przetwarza. Ocenia, klasyfikuje, funkcjonuje. Posługuje się językiem. Szuka nowego, ulega znudzeniom i złudzeniom. Analizuje nieustannie napływające myśli (dość refleksyjnie) i podąża za nimi wedle własnego mniemania i powinności, podąża także za emocjami (mniej lub bardziej świadomie).
Myślący umysł ma narzuconą naoczność, w której funkcjonuje; korzysta przy tym z ogromnego zasobu pamięci własnej, z której dopływają do niego informacje.
Ja-ego jest dyktatorem konieczności, cały czas spostrzega i działa wedle wartości wynikających z cech osobowości. Średnia świadomość ma swoją historię, poglądy, doświadczenia - pobiera je z pamięci-Ego oraz selekcjonuje, aby wedle nich funkcjonować.
Wszystkie zmysły wydają się być zawłaszczone przez świadomość (zogniskowanego) JA, jednak jest to złudzeniem. Ego odczuwa złudzenie posiadania kontroli (ma ją faktycznie, ale tylko nad małym wycinkiem rzeczywistości w działaniu), realnie dopływają do niego tylko małe fragmenty całości, będące nieustannie przetwarzane i klasyfikowane. Sprawczość jest zatem tylko fragmentaryczna i pozorna. Ego-ja to radykał własnych osądów, zarządzający niższym ja, wedle wlasnego uznania.
Pracą organizmu zarządza automatyczna - (umownie nazwana) świadomość niska - świadomość tła. Od narodzin do śmierci niższe, automatyczne ja zarządza m.in. organizmem - biciem serca, krwią, pracą organów - całym idealnym funkcjonowaniem organizmu. Niższa, zwierzęca świadomość biologiczna działa (prawie) idealnie i instynktownie, utrzymując (poza świadomością Ja-ego) funkcjonowanie biologicznego organizmu. Świadomość niska jest tłem dla świadomości średniej.
Niższe ja przyjmuje sugestie Ja-ego - np. w przypadkach skrajnych, wtedy, gdy Ego jest o czymś przekonane i czegoś chce dokonać m.in. pod wpływem stresu człowiek zaczyna odczuwać określone efekty biologiczne, organizm sam zaczyna siebie truć. Ale nie tylko, pod wpływem zagrożenia uaktywnia się adrenalina - podkręcająca reakcje, zmysły, służąca to przetrwania w określonych warunkach kryzysowych. Jednak, aby coś zostało uznane za zagrożenie, musi je za takie uznać (średnie-centralne) Ja-ego, bazując na naoczności, czy to fizycznej namacalnej (np. podczas wojny) - gdy coś zobaczy nagłego. Czy tylko mentalnej, gdy coś stresującego ma się wydarzyć w przyszłości (w tym przypadku adrenalina nie uaktywnia się, lecz stan mentalny, czyli nienamacalny, nierealny - zaczyna mieć wpływ na funkcjonowanie organizmu; także w przypadkach pozytywnych poprzez endorfiny - co właśnie ma początek w średniej, centralnej świadomości, a skutek widzimy w świadomości niskiej - organizmie).
Zdaje się, że tylko w przypadkach nagłego, realnego zagrożenia, świadomość niska wie dużo lepiej od świadomości średniej co się może wydarzyć, i w ułamkach sekund potrafi się uaktywnić poza(?) świadomością Ja-ego. Opierając się na pierwotnym instynkcie przetrwania. (Pomijam fakt, że radykalni naturaliści utożsamiają bezpośrednio wszystkie świadomości, nawet jak je stopniują, z biologią).
Zatem świadomość tła, automatyczna niska świadomość - reaguje na to, co się jawi, widząc poniekąd całe spektrum naoczności. Pobiera informacje, sugestie z centrum Ja-ego, które nią zarządza. Ja-ego nie widzi całego spektrum, tylko wycinki rzeczywistości-naoczności, które widzieć chce, natomiast świadomość niska widzi wszystko, ale nie jest to widzenie świadome tylko automatyczne.
Ego-ja podejmuje określone decyzje - że zrobi to, a to np. że będzie jeść dużo mięsa, a świadomość niska wykonuje to, co zarządzi świadomość średnia, aprobując bezwiednie prace organizmu pod określone zadania, jednak - co oczywiste - organizm działa sam, w tle.
Świadomość tła funkcjonuje w oparciu o automatyzmy i wdruki. Za przykład można podać sportowca zawodowego, którego wyuczona pamięć mięśniowa - wie jak wykonywać określoną dyscyplinę sportu, jednak mentalnie pod wpływem (świadomości Ja-ego) np. zdenerwowania, stresu, napięcia - świadomość niska z określonym wdrukiem umiejętności - potrafi sama siebie hamować i wykonywać coś źle, czy też nie na tyle efektywnie na ile mogłaby. Przykładów oczywiście można podawać całą masę, głównie z życia codziennego, gdy robimy coś automatycznie ze względu na wyuczoną powtarzalność.
Tak naprawdę świadomość niską, świadomość tła, ciężko nazwać świadomością, lecz trzeba użyć tego określenia, ponieważ posiada ona duży zasób pamięci, którą świadomość centralna Ja-ego pomija (do czego wrócę później). Niska świadomość jest m.in. cześcią nieświadomości zbiorowej (mówiąc Carlem Jungiem).
Faktycznie to mało wiemy o stopniowaniu świadomości. Oczywiście wszystkie te koncepty psychologiczne są umowne, gdyż nie istnieją realnie, są częścią dość abstrakcyjnej, irracjonalnej warstwy psychologicznej człowieka, jednak działają, gdyż człowiek m.in. sam siebie rozpoznaje, więc istnieją.
Wszyscy koegzystują w zbiorowości przedmiotów, będąc w stanie ciągłego oczekiwania, chwytania i reagowania na badźce - na to, co się jawi, na myśli, które coś przedstawiają nieustannie konstruując przyszłość. Świadomość Ja-ego działa (najczęściej) podług swojej woli. Używając wole, może robić coś źle - błądzić, prowadzić się na tzw. zatracenie, nawet tego nie wiedząc; bazując na określonych danych, ktore mu odpowiadają może prowadzić cały byt biologiczny (czy też mentalny) na zatracanie.
Zatem (jak przyjmujemy) mamy świadomość centralną (zwaną średnią) i świadomość tła (niską) - skąpaną w tzw. nieświadomości zbiorowej, czyli pewnej większej całości, którą świadomość centralna pomija we własnym ograniczeniu. Świadomość Ja widzi tylko to co wybiera, aby widzieć, świadomość niska, widzi całe tło, ale nie obejmuje tego umysłem dyskursywnym, widzi mimowolnie.
Posiadamy także świadomość wyższą, która przejawia się niezbyt często - występuje w postaci różnych intucji, sztuki, poezji, transcendencji, pewnych ideałów do których się dąży, które nam coś ukazują, uzmysławiają, podpowiadają itp. Świadomość wyższa jest czymś nieuchwytnym i transcendentnym, czymś co patrzy z dystansem na odwiecznie uwikłaną świadomość średnią. Ego-ja zanurzone jest w świadomości niskiej oraz steruje bytem biologicznym. Dość klarownie można stwierdzić czym jest świadomość średnia i niska, natomiast o świadomości wyższej możemy powiedzieć najmniej. Nie utożsamiał-bym jej (do końca) z freudowskim naturalistycznym Super-Ego; jest czymś dużo więcej, jest poniekąd transcendentna. Każdy ją posiada, lecz w większości ludzie odcinają się od niej - bazując na duopolu Ego-biologia (Centrum-Tło).
Na temat tego, czym jest świadomość wysoka i jakie są jej właściwości można tylko spekulować wkraczając w irracjonalizm, abstrakcję.
Dla wyższej świadomości czas - platoński świat ideii (zapewne) biegnie inaczej, niż dla świdomości średniej (Ja-centrum).
Z perspektywy Jedni - obserwator, jak i przedmiot obserwowany - na pewnym poziomie - są jednym i tym samym. Mówiąc ontologicznie - informacje (na których bazuje Ego) są równe działaniom, zarówno umysł, jaki i byt biologiczny są immanentnymi częściami całego układu - całej rzeczy-wistości; na takiej zasadzie - uzyskujemy o czymś wiedzę, w ogóle można cokolwiek uzyskać i przyjąć, tylko dlatego, że jesteśmy częścią większego spektrum, dzięki któremu, tę wiedzę-informacje możemy skądś pobrać i przetworzyć umysłem, a później użyć. Granice poznania wynikają z zasobu informacji i umiejętności ich przetworzenia przez umysł, lecz jest to tylko umysł (świadomość średnia). Zatem, granice poznania są dla ludzi-bytów biologicznych ograniczone. Zarówno antyczni mędrcy, jak i nowocześni fizycy, badając naturę materii - (zatrzymywali)zatrzymują się w tym samym miejscu - miejscu jakim jest umysł dyskursywny tworzący liczne obserwacje, wyliczenia, spekulacje, z których wynikają różne możliwości twórcze. Rzeczy-wistość jest przetwarzana oraz używana przez świadomość Ja-ego, czyli przez świadomość średnią.
Zaś, aby wytłumaczyć różnicę między świadomością niską-tła, a średnią-Ego (obie są częścią triady, całości ludzkiej psychiki - wedle tego co przyjęliśmy) w klarowny i realny sposób - wystarczy sobie uzmysłowić to, że innym jest widzenie czegoś, co znajduje się w spektrum naoczności mimowolnie, na co nie zwracamy normalnie uwagi, a czym innym jest - sam akt świadomości, że coś się widzi. Świadomość widzenia, nie jest tym samym co automatyczne widzenie np. jadąc samochodem zwracamy uwagę na drogę, ale nie zwracamy uwagi na wszystko dookoła, widzimy to kątem oka, bez świadomości, jednak to wszystko, to całe spektrum naoczności także zapisuje się w pamięci zbiorowej, tyle, że poza świadomością Ego. Kłębi się gdzieś w tle, jako zbiorowa nieświadomość. Niekiedy umysł ludzki w stanie transu hipnotycznego, potrafi się cofnąć np. o kilka dni, kilka lat, lub dalej, i zwracać uwagę na elementy, które Ego-ja w określonym momencie życia pominęło - co stanowi jeden z dowodów na istnienie pamięci świadomości niskiej-tła; podobnie, oniryczne krajobrazy (sen) są konstruowane - bardzo często - z elementów tego co jawiło się świadomości niskiej, poza świadomością Ja-ego.
W naukach świata europejskiego było to przez stulecia pomijane, dopiero nowoczesna psychiatria (psychologia), i to raczej jej boczne ścieżki, starają się badać i uwzględniać owe tematy, tematy faktycznie nieuchwytne. Bezgraniczne przestrzenie ludzkiej psychiki (ludzkiego ducha) są słabo uchwytne.
W wielkich filozofiach i religiach Dalekiego Wschodu, głównie w buddyzmie, psychologiczne elementy (ich rozbudowanie oraz m.in. metaforyzacja) istnieją praktycznie od samego początku, czyli od wczesnej starożytności.
Na przykładzie (głównie) buddyzmu można zobrazować pewną zależność tzn. mam na myśli to, że gdy centrum-Ego zaczyna być świadome swojej iluzoryczności (na co w tej religii/filozofii kładzie się duży nacisk) to zostaje świadomość niska i świadomość wysoka, idąc dalej tą drogą rozumowania, można stwierdzić, że bez centrum, świadomość niska - tła jest bytem biologicznym, z kolei o świadomości wysokiej-transcendentnej, faktycznie nic nie wiemy. W tym miejscu występuje coś, co nazwałbym paradoksem buddysty. Polegajacym na tym, że po uświadomieniu sobie iluzoryczność centrum, wraca się do teologii, ponieważ każda logiczna dedukcja na temat natury umysłu, czy też mistyki buddyjskiej jest (tylko) krążeniem informacji.
Dlatego buddyzm (pomimo, iż sięga bardzo daleko w swoich naukach) wprost wraca do teologii (swoją drogą, bardzo chwalebnej) - w ogromnym uproszczeniu - mającej na celu wyzwolenie wszystkich istot czujących (faktycznie duchów uwikłanych w twardą materię) z kręgu reinkarnacyjnego - samsary, będącej powodem nieskończonych pragnień, a zatem i ciepień. Ciągłe odradzenie się w uwarunkowanych ciałach biologicznych jest powodem zmieszania, zatem trzeba się wyzwolić, uwolnić z okowów-umysłu (centrum-Ja, świadomości średniej), dystansując się od siebie-samego, aby przestać być uwikłanym m.in. w emocje i pragnienia, a za tym w liczne żywoty ziemskie.
Rozważania tego typu, skomplikowane rozważania nad psychiką ludzką i naturą umysłu - z religii występują faktycznie tylko w buddyzmie i hinduizmie. W tradycji europejskiej występowały w platonizmie i późniejszym neoplatonizmie, lecz zanikły w V w., aby powstać znowu w czasie Renesansu i Odrodzenia, już w innych formach, a później w czasach tzw. nowoczesnych, gdy zaistniała psychologia jako nauka.
Z triady - najłatwiej zdefiniować czym jest świadomość średnia (centrum Ja-ego), lecz już trudniej, czym są faktycznie - świadomość niska i wysoka. Jaka w ogóle jest różnica między niską i wysoką, skoro obie są faktycznie tłem. Każdy człowiek, na poziomie najbardziej podstawowym, ontologicznym, dysponuje tylko własną naocznością oraz informacjami, które docierają do centrum Ego.
Zasadniczo są to tereny przez naturalistyczną naukę niepoznawalne. Najwięksi spośród uczonych zajmujących sie tą dziedziną, starali się wniknąć w naturę ludzkiej psychiki, nie lekceważąc i nie odrzucając wielu realnych fenomenów, które naturaliści w swym oportunizmie woleli odrzuciać i udawać, że ich nie widzą.
Wybitny lekarz psychiatra Stanisław Grof (faktycznie to drugi człowiek po Carlu Jungu, który starał się definiować wielkie zagadnienia owej dziedziny - którą się zajmował - w sposób całościowy, rozbudowany, dochodząc do namacalnych wniosków), był jednym z nielicznych nowoczesnych badaczy starających się zdefiniować najgłębsze poziomy ludzkiej psychiki oraz ulokować je w świecie nauki, w sposób całkowcie profesjonalny (gdyż, przy definiowaniu nowych pojęć, tylko taki sposób może się przyjąć, a nauka polega na odkrywaniu i definiowaniu nowych pojęć m.in. bazując na faktach, analogiach i powtarzalnościach).
Wielkich syntez na granicy psychiatrii i psychologii (chyba) nikt już nie tworzy; lecz (jak mi się zdaje) zarówno Grof, jak i Jung orbitują gdzieś na granicy naukowego-ezoteryzmu, pomimo, iż w swych definicjach dokonywali odkryć wielkich.
Grof był (jest) praktykiem, i z praktyki lekarskiej oraz terapeutycznej wyciągał wnioski, teorie. Używał narzędzi terapeutycznych, których był pionierem, twórcą jak oddychania holotropowego oraz m.in. stanów transowych, quasi-hipnotycznych - badając ludzkie umysłu, zapatrywania, traumy cofał się (metodami) do dzieciństwa, niemowlęctwa, stanów okołoporodowych, i jeszcze dalej wstecz, co opisał (rzeczowo językiem nauki) m.in. w książce pt. Najdalsza podróż.
Na szczególną uwagę zasługuje chociażby synteza z podrozdziału pt. Samoistne oraz wywoływane doświadczenia poprzednich wcieleń u osób dorosłych.
(fragment)
Ożywanie sugestywnych wspomnień dotyczących poprzednich wcieleń ma najczęściej miejsce podczas holotropowych stanów świadomości („duchowych emergencji"). Jednakże wspomnienia o różnej sile natężenia - od silnego poczucia déjà vu, występującego w określonych miejscach, do niezwykle obrazowych retrospekcji mogą pojawiać się także w codziennym życiu, kiedy dana osoba przebywa w mniej lub bardziej zwyczajnym stanie świadomości. Akademicka psychiatria i współczesne teorie dotyczące osobowości opierają się na monistycznym, materialistycznym światopoglądzie przyjmującym perspektywę jednokierunkowości czasu. Tradycyjnie zorientowani profesjonaliści zdają sobie sprawę z istnienia doświadczeń poprzednich wcieleń, ale bezustannie traktują je jako objawy psychotyczne, a zatem świadczące o istnieniu poważnych zaburzeń psychopatologicznych.
Tego rodzaju doświadczenia mogą zostać wywołane za pomocą przeróżnych technik, które umożliwiają dostęp do głębokich pokładów psychiki. Należą do nich między innymi medytacja, hipnoza, zażycie substancji psychodelicznych, przeładowanie sensoryczne i deprywacja sensoryczna, praca z ciałem oraz potężne narzędzia wykorzystywane przez psychoterapie „doświadczalne" (takich jak terapia pierwotna, rebirthing czy praca z oddychaniem holotropowym). Doświadczenia poprzednich inkarnacji często pojawiają się podczas sesji samoistnie, bez podejmowania jakiejkolwiek inicjatywy ze strony terapeuty, czasami też przytrafiają się osobom, które nie wierzą w ich istnienie i są zupełnie nieprzygotowane na ich przyjęcie. Ujawnianie się karmicznych wspomnień jest też przeważnie kompletnie uniezależnione od filozoficznych i religijnych przekonań badanego. Co więcej, tego rodzaju doświadczenia pojawiają się w tym samym kontinuum czasowym, co szczegółowe wspomnienia z czasów dojrzałości, dzieciństwa, niemowlęctwa, narodzin oraz okresu prenatalnego, których prawdziwość może zostać w wiarygodny sposób zweryfikowana. Bardzo często doświadczenia dotyczące poprzednich wcieleń pojawiają się w powiązaniu z matrycami perinatalnymi równolegle z różnymi elementami wyniesionymi z życia płodowego (ukazując głębszy poziom tego samego doświadczenia) albo na przemian z nimi (Grof 1988, 1992).
Wspomnienia dotyczące wcześniejszych inkarnacji pod wieloma względami przypominają elementy wyniesione z pamięci ancestralnej, gatunkowej oraz zbiorowej. Należy jednak podkreślić, że zazwyczaj są one obdarzone niezwykle silnym ładunkiem emocjonalnym, badany zaś w dużym stopniu utożsamia się z pojawiającymi się postaciami. Jednostkowa tożsamość przesuwa się na inną osobę, do innego miejsca, czasu i kontekstu. Cechą charakterystyczną tego rodzaju doświadczeń jest sugestywne poczucie przypominania sobie lub przeżywania czegoś, co zdarzyło się w przeszłości tej same osobie, tej samej jednostce świadomości. Tego rodzaju déjà vu lub déjà vecu jest porównywalne do namacalności doświadczeń codziennego życia, która pomaga nam odróżnić wspomnienia dotyczące rzeczywistych wydarzeń od naszych fantazji i marzeń. I tak na przykład ciężko byłoby nam przekonać kogoś, kto opowiada nam o zdarzeniach z poprzedniego tygodnia lub miesiąca, że nie przydarzyły się one w rzeczywistości, a jedynie stanowią wytwór czyjejś wyobraźni.
Doświadczenia z poprzednich wcieleń dotyczą zazwyczaj życia jednej lub kilku innych osób. W rzadkich przypadkach mogą brać w nich udział różne zwierzęta. Jednostka ma wtedy poczucie, że została „karmicznie wdrukowana" w scenę, w której jest zabijana przez tygrysa, rozdeptywana przez dzikiego słonia, ubodzona przez rozwścieczonego byka lub gryziona przez jadowitego węża. Tego rodzaju wydarzenia przypominają inne obrazy karmiczne za sprawą wpływu wywieranego na jednostkę, ale brak tutaj związków łączących je z późniejszymi wcieleniami. Można więc uznać, że odnoszą się do sytuacji, kiedy świadomość wykracza poza indywidualną inkarnację i wchodzi w obszar doświadczeń bezosobowych. Typowymi przykładami takich sytuacji są gorycz i zawiść związane z przeżywaniem bolesnej i dokuczliwej choroby, kalectwem lub paraliżem pourazowym; przerażenie i męki doświadczane w związku z przypadkową śmiercią podczas lawiny, przy zapadnięciu się w moczarach lub ruchomych piaskach, a także podczas erupcji wulkanicznej lub pożaru.
Doświadczenia karmiczne można podzielić na dwie główne kategorie wyróżniane za względu na jakość towarzyszących im emocji. W niektórych przypadkach odzwierciedlają pozytywne związki z innymi osobami - zażyłą przyjaźń, namiętną miłość, duchowe partnerstwo, relację uczeń-mistrz, więzy krwi lub związki ustanawiane przysięgą na śmierć i życie. Częściej jednak towarzyszą im emocje jednoznacznie negatywne, badany zaś znajduje się w sytuacjach, którym towarzyszy dokuczliwy ból fizyczny, ślepa i mordercza agresja lub nieludzka przemoc. Silny ból, gorycz i nienawiść, szaleńcza zazdrość i pragnienie zemsty, nieopanowana żądza czy chorobliwa chciwość charakteryzują drugą kategorię tych doświadczeń.
Wiele osób, mających do czynienia z negatywnymi doświadczeniami karmicznymi, jest w stanie wniknąć w naturę destrukcyjnych związków wiążących je z bohaterami przeżywanych przez nie epizodów. Zdają sobie sprawę z tego, że wszystkie te skrajne stany emocjonalne, takie jak mordercza pasja, nienasycone pragnienie, zżerająca zazdrość czy niewyobrażalny ból po osiągnięciu pewnego poziomu intensywności zaczynają być do siebie niezwykle podobne. Wejście w określony stan pobudzenia biologicznego i emocjonalnego powoduje, że wszystkie te dotkliwie odczuwane jakości zbiegają się w jednym punkcie, aby otworzyć przejście do wymiarów metafizyki. Osoby te, przebywając w tyglu namiętności i instynktów, są naznaczone całokształtem sytuacji, która je wywołała, bez względu na to, jaką pełniły rolę w danym wydarzeniu.
W sytuacjach, którym towarzyszą bardzo silne emocje, podniecenie kata i nieludzki ból doświadczany przez jego ofiarę zaczynają upodabniać się do siebie. Na tej samej zasadzie gniew mordercy zlewa się z cierpieniem i bólem umierającej z jego rąk ofiary. Wydaje się, że owe emocjonalne stopienie posiada znaczenie głównie w odniesieniu do wdruków karmicznych. W znacznie mniejszej mierze liczy się w kontinuum przeżywanych doświadczeń. Według osób przypominających sobie wydarzenia z poprzednich wcieleń, zawsze, gdy dwie osoby znajdują się w sytuacji wywołującej podwyższony poziom pobudzenia emocjonalnego, istnieje duże prawdopodobieństwo, że będą one zamieniać się rolami i powtarzać ten sam wzór w swoich następnych wcieleniach, dopóki nie osiągną poziomu świadomości umożliwiającego im rozwiązanie więzów karmicznych.
(...)
W celu całkowitego rozwiązania karmicznych wzorów i więzów, jednostka musi w pełni doświadczyć wszelkich bolesnych emocji i doznań fizycznych związanych z określoną destrukcyjną sytuacją z poprzedniego życia. Należy ją przepracować pod względem emocjonalnym, etycznym, filozoficznym i duchowym, przebaczyć sobie wzajemnie, i dopiero wtedy będzie można całkowicie uwolnić się od tego. Tego rodzaju wyzwoleniu z karmicznych więzów i schematów przeważnie towarzyszy poczucie osiągnięcia czegoś bardzo doniosłego, triumfu, którego natura wykracza poza zdolności oferowane przez racjonalne rozumowanie. Odnosi się także nieodparte wrażenie, że od dawna czekało się na tą chwilę, pracując na nią przez stulecia. Zazwyczaj wkracza się wtedy w stan ekstazy i zachwytu. Czuje się wszechogarniającą błogość. W niektórych przypadkach można też ujrzeć w przyspieszonym tempie całą swoją karmiczną historię i doznać przejrzystego wglądu w powtarzanie tego schematu poprzez kolejne wcielenia. Niektórzy badani opowiadają o przeżyciu czegoś w rodzaju oczyszczającego „karmicznego huraganu" lub „cyklonu" przechodzącego przez ich wcześniejsze inkarnacje i rozrywającego więzi karmiczne związane z tym wzorcem. W Kanonie Palijskim (czy też Tipitace), zbiorze wczesnych doktryn buddyzmu therawady, znajduje się przepiękny opis Buddy, który uwalnia się z karmicznych zależności.
Doświadczenia związane z wcześniejszymi wcieleniami niezwykle często pojawiają się podczas terapii podejmowanej w ramach doświadczalnych szkół psychoterapeutycznych. W większości przypadków posiadają wielki potencjał uzdrawiania czyjejś psychiki. Mają też niezwykle doniosłe znaczenie teoretyczne, ponieważ wiele kwestii z nimi związanych stanowi poważne wyzwanie dla mechanistycznego światopoglądu materialistycznego. Współczesne sceptyczne nastawienie do tematyki reinkarnacyjnej w dużej mierze wynika z małej ilości rzetelnych informacji na ten temat. Przytoczę więc kilka cech charakterystycznych dla doświadczeń z poprzednich wcieleń, które zasługują na szczególną uwagę. Powinny one zainteresować przede wszystkim wszelkiego rodzaju badaczy świadomości i ludzkiej psychiki. Jak zauważymy, istnieją ważne powody, aby założyć, że doświadczenia te są wiarygodnymi zjawiskami sui generis, które dodatkowo mają doniosłe znaczenie dla psychologii i psychoterapii przez wzgląd na ich heurystyczny i terapeutyczny potencjał.
Działalność Grofa to tylko kropla w morzu owych tematów. Zwracam na nią uwagę dlatego, że jest to nieliczne podejście stricte naukowe do zagadnień związanych z wkraczaniem bezpośrednio w sfery tzw. transcendentne - przedstawione przez autorytet w swojej dziedzinie (np. w Polsce w podobny sposób, zagadnienia związane z metempsychozą starała się badać m.in. prof. Lidia Stawowska, pozostała jednak na poziomie przedstawienia własnych badań, swojemu środowisku naukowemu).
Psychologia jako nauka stanęła na poziomie naturalistycznym. Nieliczni wielcy, jak właśnie Grof, psychologia transpersonalna; czy Psychologia głębi - jej twórcy i epigoni, starali się opisać sfery teoretycznie nieopisywalne, bo nienamacalne - zawsze przed jakąś ścianą pozostając. Są to zagadnienia z pogranicza fenomenologii i nauki, a terminy, które wprowadzili, używa się powszechnie (świadomie, czy też nie).
Zaś sama psychologia powstała dużo, dużo wcześniej - mędrcy helleńscy, poczynając od VI w. p.n.e. byli wielkimi psychologiami; ci których imiona ostały się do czasów dzisiejszych oraz ci o których istnieniu informacje zaginęły - a było ich bardzo wielu. Z ostałych, po Sokratesie największym był Platon, który faktycznie nigdy nie przedstawiał bezpośrednio swoich opinii, ukrywał się w różnych postaciach z dialogów, mówiąc głosem innych, a rzeczywiście to również swoim (po części, może głównie, nie wiadomo) - jak na poetę przystało był to człowiek zwielokrotniony. I trzeba przyznać, że - z jego jednego powstały tysiące, a raczej miliony. Rozpoczął wielką tradycję intelektualną w Europie. Jednak to Sokrat był twórcą psychologii na poziomie świeckiego, intelektualnego dyskursu umysłowego (mimo, iż wtedy oczywiście nic takiego jak psychologia nie istniało).
Na drugim krańcu świata podejście psychologiczne zaistniało w tradycji religijno-filozoficznej buddyzmu i hinduizmu. Budda Siakjamuni, jeśli chodzi o poziom oddziaływania, był postacią analogiczną do Platona. Potencjał występujący w naukach buddyjskich, w Europie zaczęto zauważać na wiekszą skalę dopiero w czasach nowoczesnych, gdyż dopiero wtedy nauki te dotarły na Stary Kontynent.
Z kolei odnosząc się do chrześcijaństwa, będącego inną formą w porównaniu do dwóch powyższych, uważam, że w kwestiach psychologicznych nie można generalizować, generalizowanie - w ogóle - w tym przypadku jest krzywdzące, ponieważ kapłan (kapłanka), jest kapłanowi nierówny. Religia ta zbudowała Europę, niosąc cały bagaż zarówno pozytywów, jak i negatywów; zależnych od ludów, które ją przyjmowały i w różny sposób w niej uczestniczyły.
Jeśli zaś chodzi o warstwę ewolucji tej wielkiej religii, to posiada ona wiele archaicznych wstawek oraz dogmatyzm. Faktycznie to będący w dość podobnej formie, do tej z IV w., gdy stała się główną religią Cesarstwa Rzymskiego, powstając na skraju kultury helleńskiej, rzymskiej, judaistycznej oraz egipskiej (czego wpływy się najczęściej pomija). Np. mity helleńskie stały się psychologicznymi opowiadaniami o naturze ludzkiej, mity Żydów natomiast są uznawane (Stary Testament) za święte księgi we wszystkich odmianach tj. rzymskim-katolicyzmie, prawosławiu oraz protestantyzmie. Hierarchowie nie postanowili odrzucić, ani wziąć w nawias tych pradawnych opowieści mitycznych ludu izraelskiego. Postacie literackie jak Abraham itd. stworzone przez żydowskich kapłanów, uznaje się za realne oraz uznaje się ich ciągłość, omawiając je.
Już w Nowym Testamencie, Ewangelii Mateusza, Jezusowi na samym początku dorabiana jest symboliczna geneaologia - synu Dawida, Salomona, Abrahama itd. Co nie było w tamtych czasach niczym osobnym - w kulturach helleńskiej, egipskiej, judaistycznej, dorabiano rodowody nagminnie, aby podkreślić czyjąś ważność.
Tymczasem np. Słowianie, Celtowie itd. - co mają wspólnego z opowieściami o plemieniu Abrahama? To tak jakbyśmy dziś, opowieści mistrza Wincentego Kadłubka o Kraku i Wandzie oraz bojach Lechitów z Aleksandrem Wielkim i Cezarem, brali za historię Polski, a nie jako przyjemną legendę, stworzoną na użytek polityczno-tożsamościowy (już w tamtych czasach, w średniowieczu wiedziano, że to opowieści; a mistrz Wincenty mógł jeszcze dodać objawienie Lecha na Wzgórzu Wawelskim i powołać religię; nie zrobił tego, gdyż istniał w świecie łacińskim, nie miał też w sobie pychy).
Piszę to, ponieważ uważam, że rzymski-katolicyzm powinien wziąć w nawias staro-testamentowe opowieści - być może, któryś z papieży w (dalszej) przyszłości (może za 100 lat) zrobi to - tylko papież jest w stanie w tej instytucji dokonywać większych zmian. Mity powinny pozostać mitami, częścią tradycji, ale niczym więcej. Dobrze byłoby, jakby ludzie wiedzieli w co wierzą, i co skąd się wzięło.
(Szczególnie obecnie, w obliczu naporu islamskiego na Europę Zachodnią, wypadałoby, aby kościół dokonywał odnowień; to co piszę nie jest obrazoburcze, bo akurat na prawdziwym chrześcijaństwie powinno zależeć wielu).
W ogóle z mitami Żydów i synkretyzmem wychodziły różne fikołki np. rastafarianie na Jamajce wyznający synkretyzm izraelski - Lwy (plemienia) Judy z dredami na Morzu Karaibskim.
Trzeba również podkreślić, że przekaz Jezusa został w znacznej cześci ocenzurowany (m.in. Apokryfy) przez hierofantów. Jeszcze w później starożytności wysocy kapłani decydowali, co stanie się częścią religii, a co nie. Przekaz Chrystusa - o duchu, miłości do bliźnich, moralności itd. był przekazem jednostkowym i osobnym.
Wszystko to nie zmienia faktu, że - patrząc globalnie - obecnie chrześcijaństwo, jak i buddyzm to dwie najlepsze religie dla ludzkości (licząc tylko religie). Różnica na poziomie symboli jest m.in. taka, że buddysta np. Padmasambhava twórca dzogczen tzw. demony, zapyta najpierw? - Coś nabroił? - a później inkorporuje. Natomiast chrześcijanie wyprą i odeślą, najlepiej z powrotem do piekła. Patrząc na tą planetę, nie wiadomo, które wyjście jest lepsze (szczególnie, że demony mają ludzkie skóry), chyba buddyjskie, ale ponoć - każdy spotka tego diabła którego się boi.
Abstrahując od licznych systemów. Na pytanie - czym jest świadomość ludzka, gdzie powstaje, czym jest faktycznie - nie ma odpowiedzi. Świadomość i rzeczy-wistość są ze sobą nierozerwalnie połączone. Nowoczesna fizyka zgłębia naturę materii i jest z założenia naturalistyczna (jest naturalistycznym panteizmem logicznym), nie może być inaczej. Fizycy powtarzają jedni za drugimi, starając się odnajdywać coraz to nowe właściwości rzeczy-wistości; tworzą nowe technologie. Zbadano i przyjęto, że materia ma naturę falową, korpuskularną, cząstkową itp...
Najczęściej - finalnie - w tej dziedzinie uczeni stwierdzają iście sokratejsko - że wiedzą, iż nic nie wiedzą, a raczej są świadomi jak mało wiadomo o czymkolwiek. Jednak, aby dojść do takiego punktu trzeba najpierw bardzo dużo wiedzieć, i z tej perspektywy, to stwierdzić; z jakiejkolwiek innej perspektywy, sokratejskie stwierdzenie jest tylko ignorancją.
Wszyscy bazując na własnych naocznościach - tworzą zarówno swoje życia, jak i świat. Tyle wiadomo. Reszta to informacje.
Werner Heisenberg zgrabnie podsumował czym jest nauka i religia na bazie swojej pamięci o poglądach Maxa Plancka - czym podzielił się w książce pt. Część i całość.
Jednego z owych wieczorów, które spędzaliśmy razem w hotelu w Brukseli w związku z Konferencją Solvayowską, kilku młodszych uczestników kongresu pozostało jeszcze w hallu, wśród nich Wolfgang Pauli i ja. Trochę później dołączył Paul Dirac. Ktoś postawił pytanie: „Einstein tak dużo mówi o Panu Bogu, co to może znaczyć? Przecież właściwie nie można sobie wyobrazić, by taki naukowiec jak Einstein był mocno związany z jakąś tradycją religijną." „Einstein może nie, ale Max Planck chyba tak" odpowiedziano. „Istnieją przecież wypowiedzi Plancka o stosunku między nauką a religią, w których broni on poglądu, że nie ma między nimi sprzeczności, że religia i nauka dadzą się bardzo dobrze pogodzić." Zapytano mnie, co wiem o poglądach Plancka w tej dziedzinie i co o tym sądzę. Rozmawiałem, co prawda, z Planckiem tylko kilka razy, głównie o fizyce, a nie o sprawach ogólniejszych, znałem jednak różnych dobrych przyjaciół Plancka, którzy wiele mi o nim opowiadali; sądziłem więc, że potrafię stworzyć sobie obraz jego poglądów.
Przypuszczam - mogła brzmieć moja odpowiedź - że dla Plancka dlatego religia i nauka dają się pogodzić, że odnoszą się one, jak on zakłada, do zupełnie różnych obszarów rzeczywistości. Nauka zajmuje się obiektywnym światem materialnym. Stawia ona przed nami zadanie formułowania prawdziwych wypowiedzi o tej obiektywnej rzeczywistości i rozumienia ich powiązań. Religia natomiast zajmuje się światem wartości. Mówi się tutaj o tym, co powinno być, co powinniśmy czynić, a nie o tym, co jest. W nauce chodzi o to, czy coś jest prawdziwe, czy fałszywe, w religii o to, czy jest dobre, czy złe, wartościowe, czy bezwartościowe. Nauki przyrodnicze są podstawą działania celowego pod względem technicznym, a religia podstawą etyki.
(...)
Nauka jest niejako sposobem, w jaki wychodzimy naprzeciw obiektywnej stronie przyrody, jak się z nią mierzymy. Wiara religijna na odwrót, jest wyrazem subiektywnego wyboru, przyjmowania wartości, według których kierujemy swoim postępowaniem w życiu. Wyboru tego dokonujemy, co prawda, z reguły w zgodzie z zasadami społeczności, do której należymy, czy to jest rodzina, naród, czy krąg kulturowy. Na wybór ten niezwykle silnie wpływa zachowanie i otoczenie. W ostatecznej instancji jest on jednak subiektywny i dlatego nie podlega kryterium prawdziwy albo fałszywy. Max Planck, o ile go właściwie rozumiem, skorzystał z tej wolności i opowiedział się jednoznacznie za tradycją chrześcijańską.
Wszechświat (metagalaktyka) jest bezgraniczny, niepojęty - to jedne z lepszych przymiotników, jakie można mu doprawić, przymiotników, w których miesza się piękno z grozą. Materia jest skondensowaną świadomością, zanurzoną w elektromagnetycznym życiu, będącym jej częścią - jak stwierdził uczony, chrześcijanin, kapłan prof. Włodzimierz Sedlak.
W Europie - starożytni Hellenowie, Rzymianie w okresie schyłku Cesarstwa - wierzyli w Jedno Bóstwo Niebiańskie. Neoplatonicy przyjeli Jednię, lecz to chrześcijański Pan Bóg wydaje się bardziej zrozumiały dla umysłu, który wartościuje i hierarchizuje.
Jednak ludzie to ssaki, a światem ssaków rządzi codziennie odnawiający się Eros.
Wracając do Triady - (jesteśmy) mamy więc wyższą świadomość - wszech-obserwatora, średnią - Ego i niską czyli m.in. biologię. A byt biologiczny, organizm ludzki, jest formą przejściową, traci energię, starzeje się i umiera. Zostaje świadomość wysoka i świadomość średnia/ego z jego pamięcią - sumą meta-pamięci.
Z perspektywy poglądów platońskich, neoplatońskich - świadomość średnia po utracie ciała biologicznego, jako pewien rodzaj energii/duszy nadal wędruje, przybierając inne formy, podlegając przemianom, aż m.in. zaistnieje w obrębie systemu, który sama/sam wybierze lub który zostanie wybrany z jakiś przyczyn. Tymczasem wszechświat tzw. materialny wydaje się błądzić losowo.
Dla kontrastu można podać, że naturalista-ateista będzie uważał, iż śmierć biologiczna, śmierć mózgu to koniec jakiegokolwiek bytu - uznaje zatem, że jedyne co człowiek posiada to świadomość niska, biologiczna, zwierzęca. I zdaje się, że znaczna ilość ludzi na planecie, nawet jeśli wyznaje jakąś religię czy filozofię, to i tak żyje przez większość życia, jakby była quasi-ateistami.
Istnieje cała masa zagadnień (faktycznie) niezbadanych, mających cechy poza-duskursywne i irracjonalne. Mam na myśli cały zasób zbiorowej i jednostkowej nieświadomości. Jest to teren oniryczny, dla umysłu dyskursywnego przezroczysty, nieodkryty, po części poza-kontrolą - symbolicznie ujmując - czasem pastelowo matowy, czasem siarczyście jaskrawy.
Jest to teren, w który - w miarę świadomie - zapuszczali się mistycy, poeci, artyści - wyjmując z niego różne wartości i jakości - gdzie intensywność zależna jest od pewnego rodzaju energii, dysponowanej przez naoczność świadomości średniej, w nią wkraczającej. Najczęściej są to tylko intuicje.
Pokłady tzw. nieświadomości zbiorowej przejawiają się zazwyczaj symbolicznie - niektórzy mistycy tworzyli z nich nawet swoje własne mitologie, jak robił to chociażby William Blake. Niektórzy się w niej zatracali, popadając w obłęd - jak np. zagubiony kapłan boga wina, Friedrich Hölderlin - a może zwiodła go Artemis, chłodna bogini nocnego nieba, i ustrzeliła, na jego zgubę oraz natchnienie, a może była to inna femme fatale. Poeta niczym półbóg strącony z Olimpu, w obłędzie błąkał się po padole epoki Oświecenia, wołając dumnie do niebios w licznych epifaniach, i powolnie popadając w obłąkanie. (W Polsce podobną drogą poszedł Edward Stachura, miał tylko trochę inne inspiracje).
M.in. - w tłumaczeniu Antoniego Libery: fragmenty - Chleb i Wino, Kształt i Duch, Fantazja wieczorna.
Niebiański chór nam w darze zostawił niejedno dobro,
Którym się teraz, jak dawniej, po ludzku możemy cieszyć;
A chociaż radość najwyższa, czysto duchowa, wciąż jeszcze
Jest dla ludzi zbyt wielka – nadal nie ma tak silnych,
Którzy by jej sprostali – po cichu żywimy wdzięczność.
Wszystko jest wewnętrznością
Uleci
Zuchwały! chciałbyś twarzą w twarz
Duszę ujrzeć
Zginiesz w płomieniach
Przyjdź zatem, błogi śnie!
W taki sposób poeci-mistycy czasem snują się po bezdrożach nieświadomości, odnajdując swoje wolności i groby z czasów dawnych. Oczywiście, reakcje, intuicje, podejścia - zależne są od charakteru i wrażliwości danej osoby (oraz w nielicznych, radykalniejszych przypadkach - tendencje do obłędu po wprowadzeniu świadomości Ego w zmieszanie, pod wpływem głębszego zetknięcia z nieświadomością zbiorową).
Podobnie w przypadku mistyków związanych z religiami - zanurzających swoje świadomości we fragmentach zbiorowej nieświadomości, w obrębie dróg, które w życiu obrali.
Ale jest to już metafizyka, irracjonalizm - logika wtedy nie działa lub działa inaczej.