U brzegów Polski. Część XXI.
01.10.2024
1-6
7-13
14-22
23-27
28-34
35-40
41-45
46-50
51-56
57-61
62-66
67-72
73-76
77-81
82-87
88-92
93-96
97-100
101-105
106-110
111. Uśpiona mentalność.
Wiek XVIII czyli okres wszechogarniającego kryzysu państwa, ongiś potężnego, był epoką w której wybrzmiały negatywne cechy narodowe po tym jak kraj został wyniszczony nieustannie ciągnącymi się wojnami; negatywy wybrzmiały w jego pierwszej części, gdyż w drugiej (czwartej ćwierci) nastąpiła skuteczna próba odrodzenia - zahamowana tylko i wyłącznie siłą militarną agresorów tj. Prus (Niemiec) i Rosji (oraz Austrii, która podczepiła się okazyjnie pod rozbiory).
W pierwszej połowie wieku XVIII, po 700 latach funkcjonowania państwa powstałego z wczesnośredniowiecznych drużyn (wojów) rycerskich Mieszka I i Bolesława I - Rzeczpospolita straciło suwerenność - stając się przedmiotem dziejów; wcześniej będąc przez stulecia podmiotem w dziejach. Polityczno-ekonomicznie przedmiotem tym, będąc przez następne ponad 200 lat - od śmierci Jana III Sobieskiego do 1918 roku, ponieważ w tym okresie nie prowadzono samodzielnej niezależnej polityki (z małymi wyjątkami lat, czy też okresów - 1794 i 1831).
Za panowania dynastii saskiej (August II i August III) kraj wpadł w permanentny kryzys, pomimo iż nadal w wielu gałęziach się rozwijał (Pijarzy, Stanisław Konarski, sztuka, kultura, początki polskiego-oświecenia) do Rzeczypospolitej przyjechało wtedy wielu zagranicznych emigrantów zarobkowych z warstwy wykształconych mieszczan - m.in. Saksończyków, Prusaków, Szwedów, Włochów, Francuzów w drugim pokoleniu (często pierwszym) byli już całkowcie spolonizowani.
Jednak co trzeba przyznać - gnuśni Augustowie rozpili Polskę, nie mówili po polsku, mieli kraj w poważaniu, na takiej zasadzie, że stanowił on element dynastycznej gry gospodarczo-politycznej... ale ktoś ich popierał.
W międzyczasie w roku 1733 na tron Polski zgromadzenie szlachty legalnie wybrało Stanisława Leszczyńskiego (drugi raz). Następnie została zawiązana nieudana Konfederacja dzikowska w celu obrony tego wyboru... zatem Augusta III namaściły bezpośrednio obce wojska, obce wpływy, czemu Polacy nie mieli siły się przeciwstawić, pozostając na trzy dekady w letargu. Później w drugiej połowie wieku, przyszło otrzeźwienie, lecz państwo było już w sidłach.
Ponownie nadeszła pora na wybór króla, szlachta zastanawiała się kogo wybrać teraz - wszyscy wiedzieli, że trzeba króla Piasta… tyle, że już nie było wyjścia, za Piastem także stały obce forsy, obce decyzje, zepsuta magnateria - podobnie jak za saskimi augustami. Wrogowie nie mogli sobie pozwolić na samodzielność Polski, więc caryca Katarzyna zdecydowała obsadzić tron swoim nominatem - Stanisławem Poniatowskim. Nikt już Polaków nie pytał o zgodę, kraj był całkowicie zależny.
Więc w 1764 wyniesiono na tron króla Stasia, a po całej Rzeczypospolitej panoszyły się moskiewskie wojska. Król Staś - mówiąc zgodnie z prawdą - był mizernym władcą i człowiekiem, zadłużonym u rosyjskiej samowładczyni jej byłym kochankiem (być może ojcem Pawła I Romanowa, co by czyniło go genetycznym probantem linii carskiej dynastii Romanowów - to tak gwoli przekory na megalomaństwa wielkorusów, których główna dynastia by pochodziła od Ciołka), fircykiem salonowym (w młodości był nawet teczkowym biorącym udział w angielskich intrygach ambasadorsko-wywiadowczych). Na samą koronację przebrał się w strój hiszpański - ubrał się za Hiszpana, czym zdenerwował wielu, wzbudzając pożałowanie. W tamtych czasach wśród kosmopolitów przodowały mody - francuska, włoska, hiszpańska. Chociaż w czasach istnienia całej I RP zawsze jakieś mody istniały. Określenie Polska jako paw i papuga narodów tyczy się kosmopolitów właśnie tego okresu, gdyż wcześniej różne mody były inkorporowane do elementów polskich lub uznawanych za polskie, lecz nigdy nie przodowały.
Np. w dziedzinie filozofii kosmopolici (w całej Zachodniej Europie) czytali Woltera (z resztą kupionego przez carycę), ale u nas wszyscy wiedzieli, że co tam jakiś Francuz nam będzie tu prawił, wszak wiadomo, że on wszystko ściągnął od księdza Bohomolca (Franciszka).
Jeśli zaś chodzi o politykę to nowy król chciał reformować kraj pod kuratelą rosyjskiego wojska - i zaczął wprowadzać różne zmiany, naród jednak wegetował w upokorzeniu będąc – już - jawnym narzędziem obcych wpływów. W państwie (stolicy) rządził faktycznie rosyjski ambasador Nikołaj Repnin.
Tak też zaistniała Konfederacja Barska - trwająca cztery lata wojna szarpana o niepodległość. Walki odbywały się praktycznie na terenie całego kraju, lecz Barzanie władzę uzyskali tylko na fragmentach ziem.
Rzecz niestety się nie udała m.in. ze względu na złą logistykę, wewnętrzne konflikty oparte o małostkowe poczynania niektórych dowódców (np. Józefa Zaremby) oraz braki skoordynowanego współdziałania jednostek - będących pospolitym ruszeniem, a raczej pospolitymi ruszeniami na terenie poszczególnych regionów.
Potyczki charakteryzowały się pewnego rodzaju dzikością podjazdowych manewrów - maratonów konnych po całym kraju, taktyką podobną do tej z czasów potopu szwedzkiego. Istniała szeroka dyplomacja europejska - podjęto sojusz z Francją, umowy z Turcją. Generalność (Rada Generalna Stanów Skonfederowanych), czyli główny organ decyzyjny Insurekcji Barskiej - faktycznie to zdetronizował króla Stasia. Władca siedział w stolicy spanikowany i nie wiedział co robić - nie dołączając do sprawy, pozostał przy swoich rosyjskich dobroczyńcach. Mawiano wtedy, że gdyby Moskale nie mieli armat to zostaliby rozniesieni. Do wrogów dołączyli się także Prusacy i Austriacy - atakując zdradziecko.
Wojna przetoczyła się przez całą I RP - od Wielkopolski, przez Koronę, Mazowszę, Częstochowę, części Śląska, Wschodnią Małopolskę, Kraków, Podole, Ziemię Sandomierską, aż po Litwę. Dotarła nawet pod Smoleńsk w Rosji (w postaci Szymona Kossakowskiego, późniejszego zdrajcy, który podczas Konfederacji był watażką - nie chciał współpracować, działał na własną rękę nie licząc się z nikim – Barzanie nakazali go aresztować).
Sama Konfederacja przywódców miała kilku - Generalność z Adamem Stanisławem Krasińskim, rodzinę Pułaskich, marszałków regionalnych, regimentarzy; również kobietę - Annę z Sapiehów Jabłonowską.
Duch Barski charakteryzował się pewnego rodzaju radością i nieprzewidywalnością, miłością do ojczyzny zmieszaną z adrenaliną - niejeden z konia spadł. Pieśń o Drewiczu jest dobrym przykładem Ducha Barskiego. Powstało nawet wtedy coś, co nazwałbym metafizyką barską, promieniującą w przyszłość.
Niestety w pewnym momencie zaczęto działać na jakoś to będzie. Sam zryw nie był spontaniczny, był to zaplanowany ruch, który nie przyniósł oczekiwanego rezultatu tj. niepodległości.
Klęska zaskutkowała I rozbiorem i rozdwojeniem jaźni w polskich elitach decyzyjnych - przyszły lata 70' XVIII w., lata upodlenia moralnego elit kosmopolitycznych. Utworzono Sejm Rozbiorowy pod grupką przekupionych posłów i senatorów. Obce agentury dopięły swego - (cyt. klasyka) zgodnie z układem wyłom w Litwie i Koronie, stał się dziś faktem, czemu nie zaprzeczy nikt.
Monumentalną dwu tomową monografię Konfederacji Barskiej napisał jeden z wybitniejszych polskich historyków - być może najwybitniejszy - prof. Władysław Konopczyński.
112. Amalgamat.
Wesele, Akt III, Scena VIII.
Poeta
(...)
Może, to może być,
że staliście się anieli
przez tę noc nieprzespaną,
przetańczoną, przegraną
a dalej co — ?
Maryna
Myślę właśnie,
co dalej z anielstwem począć —
że do wozu się koniki zaprzągnie,
my siądziemy — lokaj trzaśnie
z bicza — i wszystko…
Poeta
Jak z bicza trzask zgaśnie.
Maryna
No ale któż
ten ton tak wysoki uciągnie??
Tam poza mną, jak stałam
przy skrzypku — wysłuchałam:
mówili o Polsce chłopi
i mówili wcale rozsądnie i szczerze:
że tego, tamtego trzeba bić,
że się nie trzeba dać, że trzeba jakoś żyć,
że dłużej tak nie może trwać,
i, wie pan — jakoś temu wierzę,
że to było rozsądnie i szczerze.
W XXI wieku po tysiącu lat od powstania państwa, praktycznie każdy ma w sobie coś ze szlachcica, chłopa, mieszczanina polskiego - jeśli chodzi o mentalność, jak i genetykę - wszyscy obywatele są potomkami tych warstw społecznych; ludzi, których różnił w wiekach dawnych jedynie status majątkowy (i polityczny), (wszak nigdzie na świecie od pra-wieków nie ma równości, w momencie urodzenia każdy ma inną pozycję wyjściową).
Kultura szlachecka, wcześniejsze rycerstwo było elitami państwa. Natomiast włościanie zachowali w sobie tradycję i rdzenną słowiańskość. Jednak - faktycznie - mentalność szlachecko-włościańska była w znacznej części jednym i tym samym, zarówno jeśli chodzi o pozytywne cechy, jak i negatywne. Są to wzorce, symbole, matryce związane ze Starym Światem - który oddziałuje na teraźniejszość.
Jeśli zaś chodzi o nowoczesną obywatelskość to od końca XVIII w. istnieli już w Polsce obywatele. Powszechna obywatelskość w rozumieniu nowoczesnym rodziła się w niektórych państwach pod koniec XVIII w. (obok USA i Francji, także powstała w Rzeczypospolitej). Walka o niepodległość stała się spoiwem, które złączyło cały naród - będący z definicji ciałem ludzi zrzeszonych i żyjących pod wspólnym prawem, utworzonym przez prawo naturalne, reprezentowane przez jednolite organy, w szczególności jedną legislatywę. Ku temu zostały poczynione ogromne wysiłki ugrupowania Reformatorów podczas Insurekcji Narodowej 1794 roku. Grunt pod ową sprawę kładły rzesze ludzi - polska inteligencja mająca swoją główną cześć wśród uczonych, pisarzy politycznych, wojskowych. Następnie dzięki niej, po przegraniu sprawy militarnie, walka została skutecznie kontynuowana na polu idei w dekadach następnych, ale państwa nie było, były zabory.
Trzeba podkreślić, że - wcześniej - podczas Insurekcji Narodowej, jednym z powodów opóźnienia działań i finalnie przegranej było również to, że Tadeusz Kościuszko - będący człowiekiem nie tak progresywnym, jak się go przedstawia - zahamował swoją jednostkową decyzją wiele projektów, w tym rozliczenie zdrajców.
Niezwykle czynne warstwy ludności miejskiej Warszawy, Wilna, Krakowa - niezmiernie skuteczne w pokonaniu wrogów zewnętrznych i wyzwoleniu miast, zostały zatrzymane, gdy rozpoczęto rozliczać zdrajców wewnętrznych, targowiczan.
Podczas niedoszłej rewolucji polskiej, nastąpił jawny rozdźwięk polityczny między Radą Narodową, a naczelnikiem; rozdźwięk, którego skutkiem była finalna klęska militarna I Rzeczypospolitej - ponieważ elity nie zdołały zmobilizować odpowiedniej ilości obrońców ojczyzny, poczynając od samego kwietnia/maja 1794 roku. Trzeba także powiedzieć - oddając prawdę - że pod koniec września i na początku października tegoż roku, czyli przed Maciejowicami, Tadeusz Kościuszko zaczął wyrażać sprzeczne poglądy, wręcz jawnie stagnacyjne tzn. stwierdził, że wszystkie decyzje ustrojowe trzeba odroczyć do przyszłego Sejmu (a trwała wojna). Mniej więcej w tym samym czasie kanclerz Hugo Kołłątaj (Rada Najwyższa Narodowa) nadał już wszystkim walczącym o ojczyznę ziemię na własność (na papierze).
Kościuszko - jednocześnie będąc wielkim patriotą chcącym usunąć wpływy magnatów - nie zrozumiał na czas, że zdrajców trzeba było usunąć w sposób radykalny, nawet na wzór francuski; z decyzyjności trzeba było odsunąć także wszystkich defetystów, zastępując ich planistami, gdyż terytorium Korony można było utrzymać, w przeciwieństwie do rozległej Litwy (która musiała paść pod wojskami rosyjskimi). Tak się miały sprawy realnie.
Nawet wtedy podczas wojny rozgrywały się batalie wewnętrzne między stronnictwami politycznymi - radykałami i umiarkowanymi; polska demokracja kwitła. Z tym, że decyzje zależały od umiarkowanej mniejszości. Radykałowie władzę uzyskali dopiero po tym jak Kościuszko dostał się do niewoli moskiewskiej. Wtedy to, pełnię rządów przejął Kołłątaj będący Prezesem Wydziału Skarbowego. Natomiast tytuł Komendanta Wojsk Rzeczypospolitej tymczasowo przydzielono Józefowi Zajączkowi, później Tomaszowi Wawrzeckiemu. Radykalni Reformatorzy realną władzę nad krajem mieli zatem tylko przez trzy tygodnie, gdyż wojska wrogów zmierzały już (po raz drugi) w stronę stolicy. Duumwirat Kołłątaja z Jakubem Jasińskim zakończył się zanim się rozpoczął - na północnych szańcach Pragi. Zajączek uciekł do Francji na obcy żołd, a Wawrzecki dostał się do rosyjskiej niewoli.
Oczywiście wcześniej w dobie Sejmu Czteroletniego i Konstytucji 3 maja Rzeczpospolita stała się monarchią parlamentarną, Republiką chwilę później, lecz obie transformacje zostały udaremnione przez obce armie.
Zaś w wiekach wcześniejszych w okresach wielkich konfrontacji militarnych Demokracja szlachecka niekiedy angażowała cały naród - poczynając od lekkiej piechoty pod Grunwaldem w 1410 - jednostki uzupełniające były rekrutowane wśród włościan, kmieci. Później istniała piechota wybraniecka za czasów króla Stefana Batorego; kolejno piechota łanowa i dymowa - dużo uposażonych jednostek ochotniczych chłopskich brało udział w walkach podczas potopu szwedzkiego (dzisiaj tak naprawdę nie wiemy w jakiej liczbie faktycznie). Szlachta i chłopi żyli wspólnie, często brano udział we wspólnych zajazdach, broń więc była dostępna w miarę możliwości. Nie zmienił tego wielce kryzys pierwszej części wieku XVIII w. gdy kraj wpadł w nędzę, stany te żyły podobnie.
W Konfederacji Barskiej chłopi także uczestniczyli. Z kolei okresie Sejmu Czteroletniego i później Insurekcji Narodowej ustalono liczbę armii zawodowej. W walkach 1794 roku masowo brały udział chłopskie jednostki; drobnoszlachecko-mieszczańska Insurekcja zaangażowała stan włościański. Przyszły jednak zabory.
Kolejnym wielkim wydarzeniem była I wojna światowa, w której Polacy licznie walczyli w armiach zaborców oraz we własnych jednostkach. Następnie wraz z niepodległością zaistniała wojna polsko-bolszewicka - masowy udział wszystkich obywateli pozwolił odeprzeć nawałnicę wrogów. 20' lecie międzywojenne to już armia zawodowa - wkrótce nadeszła II wojna światowa, powszechny pobór, kampania wrześniowa, fronty europejskie, liczna partyzanka na terenie kraju. Finalnie warstwa włościańska wzięła liczny udział w konspiracji antykomunistycznej po 1944 roku, żołnierze niezłomni (wyklęci) to byli właśnie włościanie (w większości), którzy czynnie nie godzili się na kolejną okupację.
Od Konstytucji marcowej z 1921 oficjalnie wszyscy byli już obywatelami - czyli stało się to, co zostało zatrzymane przez wrogą agresję w 1794 roku, i opóźnione o ponad 100 lat.
W XIX wieku, gdy miasta rozrosły się powstała klasa robotnicza tzw. proletariat miejski obok inteligencji - obie pochodziły z warstw drobnoszlacheckiej, chłopskiej oraz już wcześniejszej mieszczańskiej. Jedynym rozróżnieniem (wspólnej) społeczności miejskiej był status majątkowy - podobny u wszystkich warstw - często chłopi byli dużo bogatsi od warstwy drobnoszlacheckiej zamieszkującej miasta, która faktycznie nie miała nic (szczególnie po powstaniach) uskuteczniając wszystkie możliwe zawody - od prasy, handlu, górnictwa po inne prace robotnicze lub urzędnicze. Wojsko było - tak jak zawsze - jedną z lepszych możliwości karier. Wszystko to przyszło wraz z rewolucją przemysłową.
W sztuce wysokiej (czyli takiej, która kreuje świadomość zbiorową - przede wszystkim - w ujęciu długofalowym) przełom wieku XIX i XX, czyli okres Młodej Polski był bardzo ważnym preludium i podsumowaniem dziejów. Wtedy Stanisław Wyspiański niczym mickiewiczowiski Upiór - którym faktycznie się stał, gdy choroba przykuła go do łóżka, przebywał jednocześnie w dwóch światach, w których - w jaźni poety realizm naturalizmu mieszał się z metafizyką i dorobkiem dziejów - antyczna Hellada, ludowość, historia, wędrówka dusz przemykały przed naocznością w onirycznym tańcu. Wyspiański był wtedy jak wieszcz-wyrocznia, do którego przychodziła na spotkanie, audiencję znacza ilość najwybitniejszych osobowości tego okresu. Potężna świadomość w sile wieku pracy twórczej została uwięziona w agonalnym, rozkładającym się ciele; lecz pogłos nie zanikł.
113.
Stwierdzając cokolwiek pokrótce o Warszawie, trzeba na wstępie powiedzieć, że tego miasta nie było - zostało całkowicie zniszczone przez Niemców, a wszystko to obserwowały sowieckie hordy, z niemałą satysfakcją. Jedna z głównych siedzib polskiej kultury, przedwojenna piękna Warszawa, przestała istnieć. W 1945 mieszkańcy, którzy przeżyli powstanie wrócili do gruzów. Na odbudowę funduszy nie było, ponieważ Polska została pozbawiona reparacji zachodnich (m.in. Planu Marshalla) i była grabiona przez stalinistów, a Niemcy nigdy nie zapłacili za to, czego dokonali. Polski legalny rząd pozostał na uchodźstwie. Stalin postanowił jednak rozpocząć odbudowę, z tym, że nie było na nią środków. Zaczęto więc zwozić z całego państwa materiały i gruzy, aby z nich korzystać - zwożono zatem przysłowiowe cegły z budynków i komórek spod Wałbrzycha, i to dosłownie - z wszystkich możliwych miejsc, gdzie się dało. Osobami odpowiedzialnymi za odbudowę byli w znacznej części moderniści, którzy zamiast odbudowywać ruiny, postanowili najpierw - bardzo często - je do-burzać. Zatem tzw. Starą Warszawę dobito. Dzięki temu przedsięwzięciu komuniści zatwierdzili swoją władzę, tworząc nowe miasto. A na koniec bolszewickie jełopy i ich sługi, postanowili wybudować komunistyczną wieżę. Trupiarski pałac pseudo-kultury, wyglądający jak soc-realistyczna rakieta kosmiczna, która lada moment ma wystartować na Marsa; albo odrazu jak sonda poza Układ Słoneczny - Sojuz 0 ala Voyager 1, tyle, że załogowy - w jedną stronę z ubekami (szkoda, że nie wystartował).
Do miasta zwieziono również cały aparat funkcyjny nkwdowsko-ubecki tworzący terror. Zatem ongisiejsza stolica - symboliczna Syrenka z szabelką mająca swój prastary rodowód w żmiju piastowskim księcia Trojdena I, stała się trofeum kolejnego okupanta. Do 1989 Warszawa była brzydkim, smutnym, nijakim miastem. A od tzw. III RP jest nadal w znacznej mierze sztucznie upiększana, tym razem przez korporacje itp.
Jednak cofając się w dalszą przeszłość tego niezłomnego miasta, w jego traumę wojny, rozpocząć trzeba od końca XVIII w. gdy stolica była miastem rozwiniętym, przodującym kulturowo-społecznym centrum Polski, w którym odbywały się wielkie reformy polityczne. I wtedy zaistniały dwa oblężenia stolicy - dwa jednego roku 1794. Pierwsze w lipcu i sierpniu, gdy Prusacy z samym królem Fryderykiem Wilhelmem II oblegali miasto - lecz zostali skutecznie odparci; oraz drugie z listopada, rosyjskie, które zakończyło istnienie I Rzeczypospolitej. Symbolem końca (ale i początku) stały się północne szańce Pragi, zacięcie bronione przez ok. 4 tysiące żołnierzy - w tym litewskie regimenty i uzbrojonych mieszczan.
Kolejne oblężenie nastąpiło niecałe 40 lat później - we wrześniu 1831 całe domy trzęsły się od huku rosyjskich armat. W listopadzie roku poprzedniego to właśnie stolica rozpoczęła próbę odzyskania niepodległości.
Podczas zaborów Warszawa była znaczącym ośrodkiem państwa rosyjskiego - częściowo polonizowanego przez polskie elity. W Polsce niepodległej (II RP), obok Krakowa, Lwowa, Poznania i Wilna, była jednym z głównych centrów państwa.... I przyszedł wrzesień 1939 roku.... ówczesny prezydent, piłsudczyk Stefan Starzyński musiał skapitulować, wcześniej wygłaszając w radiu (pod koniec września) pełne goryczy przemówienie, nie zdając sobie sprawy, że to dopiero początek koszmaru.
Warszawa, bombardowana bez chwili przerwy z powietrza i z ziemi, zamienia się w miasto ruin. Nie mamy światła, nie mamy wody, nie mamy żywności. 60 tysięcy poległych i 100 tysięcy rannych - oto plon straszliwego dzieła zniszczenia dokonanego przez napastnika. Dziś wystrzelili Niemcy na Warszawę dziesięć wagonów amunicji. Po raz ostatni zwracam się do naszych sojuszników. Nie proszę o pomoc. Na to nie ma już czasu. Domagam się odwetu. Za spopielone kościoły, za zrujnowane zabytki, za łzy i krew niewinnie pomordowanych, za męczarnie tych, którzy rozszarpani przez bomby, spaleni w ogniu fosforowych pocisków, udusili się we własnych zasypanych schronach. (…)
Dzisiejsza Warszawa jest faktycznie miastem młodym.
114.
Wielkim problemem Polski jest ciągły odpływ potencjału, podczas II wojny elity zostały wyeliminowane, resztki pozostały za granicą. W Polsce rządziły frakcje komunistyczne - sowiecka marionetkowa agentura. A gospodarka była narzędziem takich kreatur jak Hilary Minc. Władzę miał sowiecki Smiersz-wywiad, w postaci swoich odnóg, jakimi były Informacja Wojskowa, KBW (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego), MBP (Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego), UB – pracowało tam wielu morderców, którzy nie ponieśli za życia odpowiedzialności za swoje czyny. Mało tego - do dziś nie są w wielu przypadkach jawnie potępieni i usunięci z polskich miejsc pamięci.
Aparat terroru był rekrutowany z elementu quasi-kryminalnego lub z osób o takich zapędach; o ile ubekami były najczęściej słupy z maczugami, to decydentami byli wyrafinowani bandyci - tacy ludzie rządzili po 45' na terytorium dawnej II RP, szczególnie np. w Informacji Wojskowej - gdy po brudnej robocie wracali do domów, rodzin - dzieci nie wiedziały, że ojciec, czy tatuś, później dziadzio, wujek to pospolity bandzior pracujący w katowni, piszący wyroki na niewinnych ludzi lub pracujący w urzędzie okupującym polskie państwo, a także walczący z polskimi żołnierzami antykomunistycznymi (do dziś z perspektywy psychologicznej, w 2,3-pokoleniu wypierają to lub cynicznie nie reagują; była-jest to analogiczna sytuacja do przypadku SSmanów, którym udało się pozostać nierozpoznanymi po powrocie do RFN).
Kraj dogorywał przez pół wieku. Po 1989 struktury te były głęboko zakorzenione w aparacie post-państwowym. Polacy nie mieli jak dokonać wariantu norweskiego tzn. Norwegowie po II wojnie odsunęli od wpływu na władzę, oświatę, jakiekolwiek zawody związane z państwem, pokolenie kolaborantów oraz ich potomków. Skutecznie zabezpieczając tym ruchem przyszły dobrobyt kraju. Oczywiście po dekadach, wielu mówiło co ja miałem wspólnego z tym, że mój ojciec był taki, a taki, lecz decydenci norwescy byli w tym niewzruszeni i kapitał krajowy został zamieniony w dobrobyt (szczególnie, że charakterem się przesiąka, a pewne cechy, predyspozycje, potencjały także się dziedziczy).
W Polsce zaś osoby - oficerowie i urzędnicy najwyższej jakości moralnej - ludzie walczący o wolność i przyszłość (np. kpt. Jan Morawiec i dziesiątki tysięcy innych) kończyli w bezimiennych dołach. Do dziś nie doczekali się prawdziwego upamiętnienia, a takowe jest jedno (w przyszłości) - ulice i podręczniki, czyli edukacja.
Obecnie w 2024 roku+ po zmianie pokoleniowej, dopiero będzie się pojawiać możliwość, jednak, aby to zaistniało społeczeństwo musi być uświadamiane łańcuchów przyczynowo-skutkowych.
Polska lat 90’ była atrapą różnych wpływów - obcym folwarkiem ekonomicznym, sprzedawanym za 1/10, 2/10 wartości; w poszczególnych gałęziach przemysłu kolonizowanym. Formowały się wtedy media i przemysł mające podłoże kompradorskie. Wielkie wałki jak afera FOZZ itp., nie doczekały się do dziś wyjaśnień.
Wcześniej w latach 80' nastąpił kolejny ogromny-milionowy odpływ potencjału, jakim była emigracja solidarnościowa, czyli emigracja kolejnych wartościowych ludzi.
Okrągłostołowe porozumienie ponad podziałami było brataniem się starego systemu z nowymi osobnikami w różne układy biznesowe, i wyświetlaniem tego przez ścieki medialne. Omamienie odciętego od informacji społeczeństwa - zaczęło kończyć sie wraz z popularyzacją internetu, z tym, że około 2008 roku były to nadal początki, dopiero od ok. 2018 internet w Polsce stał się czołowym medium, jednak jest nadal dość chaotycznym nośnikiem informacji, aczkolwiek wolnym.
115. Bezradność.
Istotne informacje na temat tego, co działo się w Anglii latem 1939 roku (czyli w kraju skądinąd naszego głównego sojusznika tamtego okresu) zawierają wspomnienia korespondenta Polskiej Agencji Telegraficznej służbowo przeniesionego z Bejrutu do Londynu na dwa lata przed wojną, późniejszego żołnierza Polskich Jednostek na Zachodzie - Aleksandra Grobickiego pt. Żołnierze Sikorskiego.
Kilka poniższych fragmentów dobrze odzwierciedla ogół tzw. angielskiego podejścia do tematu; również w zestwieniu z tym, co działo się w tamtym czasie w Polsce:
Niepokój w Wielkiej Brytanii związany z groźbą wojny dał się odczuć już we wrześniu 1938 roku. W przededniu Monachium flegmatyczni, a w rzeczywistości bardzo tylko opanowani Anglicy nagle stracili głowy. Zwykle pustawe londyńskie zbory i kościoły wypełniły się po brzegi wierzącymi i niewierzącymi, teraz wspólnie wznoszącymi modły o pokój „za wszelką cenę”. Premiera Chamberlaina odlatującego do Monachium żegnano niemal na klęczkach, w nim tylko szukając ratunku przed apokalipsą. Ta masowa histeria obywateli Imperium „na którego ziemiach Słońce nigdy nie zachodzi”, wydawała mi się czymś zupełnie niezrozumiałym. (...) Dopiero później zrozumiałem, że owo załamanie się było podświadomą reakcją na myśl o nadchodzącym - bez względu na ostateczny wynik konfliktu - końcem tego Imperium.
Chamberlain powrócił z Monachium jako bohater. Wysiadając z samolotu zwycięsko uniósł swój parasol i oświadczył, że będzie „try, try, and try again”, by zachować pokój, za jaką cenę - o to już nie pytano, Anglia odetchnęła. Została „uratowana”! [W Monachium 38' dokonano faktycznie rozbioru Czechosłowacji].
Niebawem jednak nastąpiła zmiana - w marcu 1939 roku Niemcy zajęli Pragę, w Londynie fakt ten odbił się już całkiem innych echem. Ludzie byli poważni, ale nie wystraszeni. Zdawali sobie sprawę, że żadne dalsze ustępstwa, żadna gra na zwłokę nie zapobiegną nieuchronnemu starciu, i poczęli po prostu przygotowywać się do wojny.
Już wydana z poczętkiem roku broszura, zatytułowana National Service, wzywała do zgłoszenia się ochotniczo do policji, straży pożarnej, służb sanitarnych, marynarki handlowej, straży przybrzeżnej, królewskiej marynarki i piechoty morskiej, do armii terytorialnej i lotnictwa.
(...)
Inna z kolei broszura pouczała co trzeba robić, gdyby wojna wybuchła. Mowa w niej była o alarmach, o zaciemnieniu i przygotowaniach na wypadek pożaru. Wreszcie o ewakuacji z miasta dzieci, ciężarnych kobiet oraz niewidomych.
Na skwerkach i w parkach stanęły działa przeciwlotnicze, na dachach ważniejszych urzędów karabiny maszynowe.
Co o sojuszu z Polską myślał wtedy sam rząd i sztab armii brytyjskiej - nie wiedzieliśmy. Natomiast normalny londyńczyk uważał, że skoro sojusz taki został zawarty, obowiązkiem dżentelmentów jest go dotrzymać. (...) Nie spotkaliśmy się na Wyspach z powiedzeniem, które tak oburzało we Francji: „nie będziemy umierać za jakiś tam wasz Gdańsk”.
Następnie występuje opis zamieszania wrześniowego i m.in. wielkiej dezinformacji prasowej. 3 września. Londyn. Pogoda piękna. Ulica spokojna. Gazety i ich nadzwyczajne dodatki rozchwytywane. Radio szaleje: Warszawa bombardowana przez samoloty niemieckie; Berlin bombardowany przez samoloty polskie; ciężkie walki na całej granicy polsko-niemieckiej; Wojska Polskie wkroczyły do Prus Wschodnich; wojska niemieckie maszerują na Poznań...
Jak było faktycznie? Polska została wmanewrowana dyplomatycznie w wojnę, Niemcy zdecydowały się uderzyć najpierw na Rzeczpospolitą zamiast na Francję. Rząd Sanacyjny był nieprzygotowany do zaistniałej sytuacji i pogrążony w chaosie. Odwlekano powszechną mobilizację do ostatniego dnia przed wojną, co miało absurdalne i tragiczne konsekwencje. 29 sierpnia 1939 roku minister spraw zagranicznych Józef Beck za usilną namową rządów Angli oraz Francji cofnął wydaną wcześniej decyzję o powszechnej mobilizacji oraz zadeklarował owym sojusznikom gotowość, aby przystąpić do pertraktacji-rozmów z Hitlerem. Niemiec początkowo zaczął się zastanawiać, finalnie jednak stwierdził, iż nie ma to celu i nakazał uderzyć na Polskę skrupulatnie przygotowanym blitzkriegiem.
Naczelnik Edward Śmigły-Rydz stał się postacią na poły karykaturalną, nie przygotował kraju do obrony - zasłaniając się bredami dyplomatycznymi wystawiono cały naród na zagładę. Jak to się skończyło - każdy wie.
Głównie chodzi o dyplomację, jak i ówczesną sytuację wewnętrzną. Przed wojną izolowano zdolnych wojskowych od głównego kierownictwa w armii oraz administracji, ale także od prasy i mediów.
Podczas II wojny i po niej Polska została oddana na pastwę losu - czyli na decyzje mocarstw. Nadeszły Teheran, Jałta, Poczdam - finalnie zakończone tym, że generał amerykański Dwight Eisenhower (późniejszy prezydent USA) był we wrześniu 1945 roku oprowadzany po ruinach stolicy przez ubeków i nkwdzistów. Anglia również wyparła się Polski, lecz to głównie USA było decyzyjne wobec Sowietów, odpuszczając sprawę wolności Rzeczypospolitej całkowcie (także pod wpływem szeroko działającej sowieckiej agentury na terenie Stanów Zjednoczonych). Tak skończyła się polska dyplomacja prowadzona przez decydentów tamtego okresu, doprowadzono do dwukrotnej bezradności - w 1939 i 1945.
Nadszedł terror. Próba instalacji nowych elit komunistycznych była elementem, który odczuwamy do dziś - to powiedzieć mało, ma to diametralne znaczenie po dziś dzień. Najlepsze pokolenie Polaków, które budowało niepodległość i wychowało pierwsze pokolenie w niepodległej II Rzeczypospolitej (oraz przetrwało II wojnę) pozostało bez wpływu na władzę przez pół wieku XX - czyli w czasie największych i najszybszych zmian w historii świata.
116.
Wszystko co większe (zawsze) przychodziło z ogromnym trudem. Wiele schematów się powtarza, np. wiek XIX był jednym wielkim tułactwem polskich elit od Paryża po Moskwę (aż po USA). Po przegranej wojnie polsko-rosyjskiej (1830-1831) w okresie Wielkiej Emigracji, ukształtowała - a bardziej - dopełniło się ukształtowanie mentalności nowoczesnego Polaka. Dopełniło, ponieważ faktycznie okres lat 1788-1794 stworzył obywatelską narodowość - ale przegrani (militarnie) historii nie piszą, lecz na nią wpływają - w tym przypadku szczególnie w długim okresie.
Rzeczypospolita nigdy nie była nastawiona na podboje; świat od zarania dziejów opiera sie na wojnach o zasoby terytorialno-gospodarcze (i jest to kontynuowane po dziś dzień). W Polsce powstała proto-Unia europejska na mocy porozumień z Litwą w XVI w. Nie udało się do niej wciągnąć innych państw ze względu na różnice w ich strukturach zbiorowości (czy także zdziczenie). Następnie przyszedł kryzys.
Polska wpadała w okresy bezradności - wieki XVIII i XIX to polityczna bezradność i próby z niej wychodzenia.
Na początku XX w., gdy mocarstwa decydowały o nowych granicach Europy uzgadniając Traktat wersalski - to na terenie polskich ziem praktycznie każdy region trzeba było zatwierdzić i wywalczyć siłą - od Wielkopolski, przez Śląsk, Małopolskę Wschodnią, Wileńszczyznę, zataczająć koło na fragmencie Pomorza. Wielcy tego świata liczyli się tylko i wyłącznie z siłą.
Gdyby nie sposób działań ówczesnych decydentów tj. Endeków i Piłsudczyków, to II RP uzyskałaby może 1/2, 3/5 finalnego terytorium. Polacy z wielkiego pokolenia post-pozytywistycznego nie kłócili się między sobą na arenie międzynarodowej, sprzeczki nie wychodziły poza Polskę; a co więcej, broniono się wzajemnie i szanowano, pomimo, iż główne frakcje nie znosiły się, mając inne polityczne koncepcje, ale cel był jeden ponad podziałami - niepodległość, całość, niezależność. Na politycznej arenie międzynarodowej Polacy byli spójni - tak się jawiono, m.in. dzięki spójności uzyskano niepodległość. Dodatkowo poszczególne jednostki tj. Roman Dmowski i Ignacy Paderewski wykonali ogromną i szeroką dyplomację salonową, zyskując przychylność tych spośród mocarstw, których przychylność była potrzebna.
Później przyszła II wojna, pół wieku niewoli komunistycznej, ciężki stalinizm - nie było wtedy nawet namiastki jakiejkolwiek wolności. Oficjalnie można było co najwyżej karykaturować okupanta - i stworzyć chociażby pamiętny Klub Wariatów Liberałów.
Następnie zaistniała Polska lat 90', która była nędzna, zgłupiała - prowadzona przez politykow szemranych, broniących własnego interesu, także złodziei, jak i polityków wypromowanych za obce fundusze (w tym niemieckie, gdyż mieli oni taki interes ekonomiczny, RFN był państwem wolnym od 45' i silnym). Zatem niepodległość po 1989 była (jest) niepodległością bez elit.
Dlatego też dzisiejsza polityka jest często karykaturalna, a czasy są dużo łatwiejsze niż ongiś - nie trzeba się bić militarnie o granice.
Tymczasem społeczeństwo pogrążane jest sporami partyjnymi, niszczącymi nawet prawną strukturę państwa, czyli absolutną podstawę (w prawym sądownictwie łączenie funkcji Prokuratora Generalnego z funkcją Ministra Sprawiedliwości przeczy podstawie, gdyż funkcja ponadpartyjna, mająca stać na straży uczciwości w państwie, stała się częścią partyjnej struktury). Główne partie polityczne i ich wojenki niszczą dorobek Polaków.
Trzeba więc zadać pytanie, kiedy wreszcie decydentami będą osoby, które moralnie na to zasługują.
I tu przypomina mi się jedna z wybitniejszych oraz tragicznych postaci w polskich dziejach. Osoba, która w XIX wieku powinna być naczelnikiem państwa i zwierzchnikiem Sił Zbrojnych - a umarł na obczyźnie, będąc z konieczności losu na obcym żołdzie. Mam na myśli Józefa Bema, jednego z wybitniejszych dowódców i taktyków epoki, człowieka wszechstronnie uzdolnionego o trudnym charakterze i klarownych ambicjach. Polaka, obywatela Europy, którego uśmierciła malaria na rubieżach dawnego Cesarstwa Rzymskiego, w miejscu gdzie cesarze rzymscy rozkładali strażnice graniczne wielkiego państwa, stojącego u podwalin dzisiejszej Europy.
Ludzie takiego pokroju powinni być decydentami w Państwie Polskim. W XIX wieku były ich setki.
Cyprian Kamil Norwid we wzniosłym, metaforycznym, słusznie patetycznym stylu oddał Bemowi nieśmiertelny hołd; jemu, jak i poniekąd Polsce tamtego okresu.
— Czemu, cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz,
Przy pochodniach, co skrami grają około twych kolan? —
Miecz wawrzynem zielony, gromnic płakaniem dziś polan,
Rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz.
(...)