U brzegów Polski. Część XX.
04.09.2024
1-6
7-13
14-22
23-27
28-34
35-40
41-45
46-50
51-56
57-61
62-66
67-72
73-76
77-81
82-87
88-92
93-96
97-100
101-105
106.
Między 1918 i 1919 kończyła się I wojna światowa, Rzeczpospolita uzyskała niepodległość, jednak granice były płynne, szczególnie w tamtych czasach, gdy światowe mocarstwa decydowały w Paryżu - a faktycznie - często kupczyły losami narodów, ich nowych granic. Mocarstwa decydowały wedle tego co im będzie pasowało w przyszłości. Na Wschodzie Europy zaczęła szaleć rewolucja bolszewicka oraz wielka rosyjska wojna domowa między czerwonymi (komunistami) i białymi (carskimi) - był to okres wyjątkowo chaotyczny. Zatem wschodnie granice Polski trzeba było wywalczyć i zatwierdzić siłą (obok dyplomacji; na Zachodzie z resztą też); trzeba było zatwierdzić administracyjnie tereny, na których ongiś, 123 lata wcześniej w okresie I RP, kończył się zasięg zamieszkiwania przez polską ludność.
Józef Piłsudski nakazał więc ruszyć do Wilna i utworzyć administrację, natomiast Armia Wschód na czele z gen. Tadeuszem Rozwadowskim (najwybitniejszym polskim wojskowym z owej epoki) ruszyła w kierunku Lwowa zrobić to samo (były to rdzenne polskie tereny dawnych zaborów - rosyjskiego i austriackiego; tak samo postępowano od Wielkopolski po Śląsk).
Na Wschodzie objęto ziemie od Małopolski Wschodniej na południu, po Nowogródczyznę i Wileńszczyznę na północy.
Plan był również taki, aby następnie, dalej na Wschód od Tarnopola pomóc Rusinom (którzy zaczęli identyfikować się jako Ukraińcy) stworzyć państwo ukraińskie, będące dla Polski strefą buforową od Rosji (bolszewików).
Sami Rusini tworząc liczne quasi-frakcje polityczne byli wewnętrznie skłóceni i nie potrafili się zjednoczyć w spójny aparat państwowy na ziemiach, które faktycznie w większości zasiedlali z centrum w Kijowie; mało tego, chcieli zawładnąć Małopolską Wschodnią wraz ze Lwowem; tak też odbyła się wojna polsko-ukraińska trwająca około pół roku, poczynając od listopada 1918, zakończona polskim zwycięstwem. Jednak następnie w 1920 Polacy-piłsudczycy zorganizowali wyprawę kijowską i udało się przejąć tereny dalsze wraz z Kijowem, po czym oddano na nich władzę Ukraińcom, wycofując polskie wojska; lecz nie utrzymali oni własnego państwa, gdyż w większości przeszli na stronę bolszewików, zaprzepaszczając szanse na samostanowienie.
W taki to sposób po 1920 roku część Rusinów stało się najzwyczajniej obywatelami II RP, a inna część - komunistami.
W czasach II RP w województwie wołyńskim żyło około milion Ukraińców, współistnieli w zgodzie z polskimi sąsiadami. Były wsie polskie, ukraińskie i mieszane.
Właśnie ci zwyczajni ludzie, chłopi ukraińscy podjudzani przez hersztów banderowskich z OUN/UPA, dokonali okrutnego ludobójstwa na Kresach, którego częścią była rzeź wołyńska. Uczyniła to w większości zwyczajna ukraińska czerń, której obiecano rabunek oraz więcej ziemi, ofiarami były głównie kobiety, dzieci i starcy. Hultajstwo za broń miało widły, siekiery itp., od kul zginęli nieliczni. Na tych terenach w latach 1943-1945 mężczyźni narodowości polskiej byli mniejszością, ponieważ trwała już kilka lat wojna - kampania wrześniowa, przymusowe wywózki do Niemiec i Sowietów w celach niewolniczej pracy, liczne zabójstwa z rąk okupantów. Partyzanka na Wołyniu była także bardzo nikła; 27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK, powstała w celach samoobrony z rocznym opóźnieniem.
Później po wojnie, dawne polskie województwo wołyńskie zostało opustoszałe i jest puste do dziś w znacznej części, a szczególnie w miejscach, gdzie kiedyś były polskie wsie. Ukraińcy nie zaludniali tych terenów gdyż m.in. bali się konsekwencji swoich czynów.
Od czasów I wojny światowej Niemcy obiecywali części tzw. Rusinów zachodnich zalążek państwa (podległego Rzeszy) na terenie Polski np. gdy Prusacy i Austriacy pokonali na froncie carską Rosję to utworzono na kilka miesięcy tzw. Zachodnioukraińską Republikę Ludową w 1918 roku (i tzw. Drugi Hetmanat). Z kolei podczas II wojny - hitlerowcy, SSmani werbowali wielu Ukraińców do swoich jednostek. W taki sposób powstała zbrodnicza ideologia (OUN/UPA) inspirowana niemiecką nazistowską (jeszcze przed samą wojną).
Dlatego tak ważne jest, aby dziś w zarodku zwalczać czarno-czerwony ukraiński banderyzm - delegalizować go całkowcie, a ideologów i bojówkarzy wydalać z Polski z permantentnym zakazem wjazu, aby nie infekowali umysłów swoich rodaków; ale przede wszystkim z szacunku do polskich ofiar ich ludobójczej, okrutnej działalności. Ofiar (ponad 200 tyś.), które nadal nie mają grobów.
Upamiętnianie owej ideologii na terenie Ukrainy jest problemem głównie związanym z jej zachodnią częścią, ponieważ na wschodzie nie występowała prawie wcale, komuniści przejęli tam władzę już po I wojnie światowej (efektem był m.in. wielki głód na Ukrainie) oraz istniało tam od zawsze (do dziś) wiele małżeństw ukraińsko-rosyjskich.
Zatem banderowski zachód tego państwa to pozostałość jeszcze po III Rzeszy niemieckiej. Ukraińska ludność w warstwie ideologicznej (ciągłości historycznej) dzieli się w znacznej mierze na post-komunistów i banderowców; więc słabo to wygląda, szczególnie, jeśli mają w perspektywie infekowanie kolejnych pokoleń - których sprawy te, aż tak nie obchodzą, lecz trzeba przypominać czym to było, gdyż na poziomie pamięci zbiorowej owe wzorce się odradzają.
Ukraińcy jako naród posiadają wiele nagatywnych cech zbiorowych, które doprowadziły do tego, że kraj ten jest obecnie najbiedniejszym państwem Europy, znajdującym się w rozkładzie; przez ponad 30 lat kwitła tam jawna korupcja i zgrupowania oligarchów, traktowane jako coś standardowego (nawet podczas obecnej wojny oligarchowie i inni watażkowie rozkradają znaczną część pomocy z Zachodu, wyprowadzając pieniądze w różne miejsca).
Ukraina jako państwo zaistniało dopiero w 1991 roku (wtedy władzę przejęli post-komunistyczni oligarchowie). Wcześniej nigdy nie istniała tam faktyczna trwała państwowość. Hetmańszczyzna z XVII/XVIII była wojskową juntą (lecz stworzoną na faktycznych ziemiach ukraińskich). Żywa europejska Ukraina jest zaprzepaszczana, wzorce jak - Iwan Kotlarewski, Wjaczesław Łypynski, Ołeksandr Barwinski itd. czyli osoby cywilizowane, uczeni, którzy tworzyli tę narodowość, nie są w ogóle tam upamiętniani. Ukraińcy upamiętniają siepaczy i morderców jak Romana Szuchewycza, i resztę banderowców.
Po uzyskaniu niepodległości we wczesnych latach 90', pierwszy prezydent tego kraju Leonid Krawczuk, pochodzący z Wołynia syn polskiego przedwojennego żołnierza, wyraził się na temat ten następująco - Nie ukrywamy i nie przemilczymy. W czasie drugiej wojny światowej ukraińscy szowiniści zabili około pół miliona Polaków na Kresach Wschodnich przedwrześniowej Polski. Również przez kilka lat po wojnie płonęły polskie wsie i ginęli ludzie. Szowinizm ukraiński to wrzód na zdrowym ciele ukraińskiego narodu, to wyrzut naszego sumienia względem narodu polskiego.
Dziś rządzący oligarchowie zmieniają narrację gloryfikując zbrodniarzy. Nie chcą także pochować ofiar rzezi na Kresach, a tzw. polskie rządy, nieudolne, nie robią z tym nic.
...........
W czasach II RP (1918 – 1939) Kresy, nie były faktycznie kresami, zawsze była to nazwa umowna, dość zależna od kontekstu. Kresy to była najzwyczajniej Polska - ponad 50% terytorium kraju.
Po II wojnie mocarstwa zadecydowały, że Polska straci swoje Wschodnie ziemie. Stalin i kilku wysokopostawionych NKWDzistów, kreśląc od linijki na mapie (małpując linię Curzona) zabrało także polski Lwów (przy przyzwoleniu reszty Aliantów), drugie największe miasto II RP, czołowy ośrodek naukowo-kulturowy (nawet najstarsza polska drużyna piłkarska to Lechia Lwów). Podobnie postąpiono z Wilnem. Od 1945 Polska weszła w terytorialne ramy Państwa Piastów.
W dawnych stuleciach - mniej więcej - po Unii Lubelskiej (1569), czyli po pierwszej proto-Unii Europejskiej, Polaków dzielono na – Koroniarzy i Litwinów (to były dwa synonimy Polaka), od miejsca zamieszkanego terenu. Obok byli Rusini, którzy w znacznej części będąc obywatelami I RP uznawali się za Polaków, lecz czym dalej na Wschód, tym bardziej byli najzwyczajniej Rusinami. Istnieli także Żydzi, przyjęci jako goście; w czasach I RP i II RP, w ponad 90% nie asymilowali się z ludnością polską.
Obecna Polska, znajdując sie w skórze Piasta, ma już trochę inne dążenia od tych z wieków dawnych. Kresy zostały tylko w zbiorowej pamięci, w zakamarkach serc, w mentalności (terytorium to już nie wróci w ramy państwa). Po II wojnie Kresowian przesiedlano na ziemie zachodnie, ziemie dawnych Polskich Królów. Jednak pewien rodzaj mentalności pozostał - kiedyś na Wschodzie, żyli trochę inni ludzie niż na Zachodzie, od Wilna po Lwów istniała trochę inna kresowa mentalność m.in. fantazyjna, wesoła, dobrotliwa, uczciwa, dobroduszna, pobożna (te cechy były w niej wyostrzone).
107. Pan Rychnowski wpadł w zadumę i sięgnął do historii przyszłości.
Gdy Polska odzyskiwała niepodległość, genialny wynalazca Franciszek Rychnowski, spowity zgorzknieniem i niespełnieniem, napisał w oblężonym Lwowie 40 stronowe opowiadanie (broszurę), dystopię, satyrę naukowo-fantastyczną przedstawiającą wizje świata w dalekiej przyszłości pt. Co będzie w roku 2913-tym?? Fantastmagorja Iks-won-Chyr’a (anagram Rychnowski).
Niezwykle trafnie przedstawiając w wielu aspektach świat dzisiejszy oraz zawierając domniemane koncepcje co do dużo dalszej przyszłości m.in. kolonizacji Marsa. Pofolgował wyobraźni w złączeniu z fragmentami swoich teorii i stworzył wariację mieszającą wiele tematów, zapatrywań. Pisał to w okolicznościach niełatwych - we Lwowie oblężonym od dnia 1. listopada 1918 przez Ukraińców a raczej przez rozpasane hordy Petlurowców dnia 21. kwietnia 1919 R. P.
A stało się to po tym jak - (...) Dopiero później zajął się tą samą sprawą w naukowym świecie zupełnie nieznany w badaniu praw przyrody con amore zajęty profan, na którego życie słowiańscy bracia ukraińscy wykonały bestjalski zamach morderczy z końcem roku 1918, a chcąc go na podstawie zupełnie fałszywej, złośliwej denuncjacji zamordować, wrzucili dwa ręczne granaty do jego laboratorjum, po poprzedniem wpędzeniu go do wnętrza pod groźbą wymierzonego do niego rewolweru, nie zważając na to, że mają przed sobą bezbronnego prawie 70-letniego starca ułomnego, gdzie jednakowoż pomimo wybuchu granatu powodującego zniszczenie laboratorjum i tam nagromadzonych czterdziestu-kilkuletnich prac, prawie cudownie ocalał i wykazał, że powietrze zaczerpnięte z oświetlonej atmosfery (…)
Fragmenty:
Było to w Roku Pańskim, gdy pisano 2913 i wszechwładna cywilizacja kapitalistyczno-procentowa zawojowała swoim blaskiem, w zupełności już cały świat, a rozum zaś i szlachetne przymioty osobiste, stały się ogólnospołecznym pośmiewiskiem, to na pierwszego Apryla w godzinach przedpołudniowych zbierała się coraz liczniejsza grupa mieszkańców przed zachodnią bramą, — już od niepamiętnych czasów nader sławnego miasta Durnopolis, — metropolii w całym świecie podziwianej prastarej republiki Aurumkołtuneum.
(...)
Wznosiły się tam na pierwszem miejscu dwie najwykwintniejsze świątynie, mianowicie: szczerem złotem pyszniąca się świątynia najświętniejszego Bożka Z-Łotos-Raja i cudownej, uczciwością niepokalanej Bogini Z-Łodzie-Juchy, a w dalszym ciągu ujawiały się w nader drastycznych formach architektonicznych przesytu plutokratycznego świątynie świętego Opoja z Ullrykowa, świętej Syfilindry z Lupanarowa, wściekłego Marsa z Bestalowa, a leniwego Morfeusza z Próżniakowa.
Poza tymi wzniosłymi celebritami mieściły się okazałe, poważne budynki i gmachy pożyteczno-publiczne o polerowanych granitowych i labratorowych fasadach, mianowicie Akademja procentologji, bezkarnego procentołupu, — lichwiarskiego wampiryzmu, Teatra dla naturalnych przedstawień rajskich, Muzea Sodomo - gomorskich wybryków, wystawy pornologicznych sztuk pięknych, następnie pałace sprawiedliwości Plutona i Proserpiny, wspaniale udekorowane emblematy o motywach guilotyny, garoty, szubienicy, topora i miecza katowskiego i elektrycznej pułapki do zeteryzowania dusz ludzkich w celu umożliwienia ich wyprawy do wiecznej wieczności.
Na ostatku w najbliższym kontakcie z grzesznym ziemskim pospólstwem widniały pałace kawiarniane i restauracyjne o specjalnej architekturze dwu-kredkowej, następnie obcem złotem udekorowane pałace szulerstwa à la Monaco, Wisbaden, San Remo ect., domy bezpieczeństwa i niebezpieczeństwa publicznego, przeróżne banki, loterje, asekuracje, pałace bezkarnego szachrajstwa i gründerskiego oszustwa giełdowego, oraz inne, materjalnym blichtrem hypnotyzujące nory, w celu omamienia i prawnego ograbienia łakomych baranów dwunożnych.
Po tych ogólnie pożytecznych instytucjach, ewakujących pełne kieszenie łatwowiernych marzycieli, znajdował się kompleks zabudowany pysznemi pałacami i willami milionowych Krözusów i innych cennych filantropów, którzy w swoich rajskimi ogrodami otoczonych siedzibach, przeżuwały majątki zdobyte na obcej znojnej pracy i na skórze prawnie zdartej z kochanego bliźniego.
Rychnowski napisał opowiadanie w stylu proto-witkacowskim (nie wiem czy Witkacy to czytał, pewnie nie).
W pewnym momencie pod wpływem zbiegów okoliczności mieszkaniec Słońca Helios zszedł na Ziemię wraz ze swoją żoną Aurorą do miasta Durnopolis, i wielce się skonfundował, gdy zobaczył czym się stała ludzkość.
Rozpoczęła się ożywiona rozmowa, a Helios ogromnie się zdziwił gdy dowiedział się jaki to ród ludzki i hańbiące stosunki panują na ziemi, jak okropnie zbaciarzył się już ród ludzki pod wpływem światłej kultury hebrajskiej, jak to z istot podobnych do Boga utworzyły się poczwary zachłanne i krwiożercze jak tygrysy bengalskie, jakie to wynalazki i sposoby obmyślała nauka za judaszowską zapłatę, dla wzajemnej zagłady całych narodów w celu uzyskania lichwiarskich procentów, wreszcie co to za zbydlęcone kreatury hebrejskie, które prawie dziecinne panienki sprzedają do domów rozpusty, urządzają tego rodzaju demoralizujące rajskie zabawy, że sam djabeł by się takowych powstydził i zbaraniał z konceptu tego najskrajniejszego zepsucia, jednem słowem zepsucie Sodomory i Gomory mogłyby wobec tak wzorowego zepsucia uchodzić za niewinną zabawkę dziecięcą.
Gdy się o tem wszystkiem dowiedział Helios, to począł się trworzyć o swoją małżonkę, ażeby przypadkowo nie została sprzedana przez jakiegoś wyrafinowanego handlarza dusz do uprzywilejowanego domu rozpusty, gdzie modni Krözusowie studjują konwencjonalną Syfo i Tryptologje przy dźwiękach cudnej muzyki tureckiej. Poprosił więc astronomów ażeby niepuszczono jego małżonkę do tego moralnie zupełnie zbankrutowanego miasta, pod istniejącemi bowiem warunkami, wypada jak najprędzej wrócić do swojego słonecznego domicilu, jak sobie krew psuć i duszę maltretować temi bestjaiskiemi zarządzeniami przewielebnej żmiji sjońskiej, która przeistacza całą ziemią na otwarty grób, przy swojej wzorowej hodowli złotego cielca, srebrnodajnych krów i pielęgnacji buhajów bandyckich zagrażających każdemu prawdziwemu rozwojowi kulturalnemu.
Wcale się nie mylił uczony, czy to oddając świat swój, czy świat, który przyszedł wraz z przyszłością; wszak dzisiaj całe narody toną w korporacyjnym łańcuchu zbiorowej lichwy.
108. Fantasmagoria rosyjskiego odrodzenia z poprzedniego wieku.
Co będzie z Rosją w przyszłości - nie wiadomo, naiwnie sądzić, że coś zadzieje się nagle, większego na dużą skalę. Już kiedyś - raz w historii - panował tam ogromny chaos, lecz było to związane z faktem, że całą Europę spowiła wtedy I wojna, a kraj carów doznał ogromnej klęski na froncie Wschodnim (dziś Rosja jest ekonomicznie stabilna).
Gdyby w latach 1919-1921 rewolucja bolszewicka finalnie upadła, zapewne Rosja wyszłaby całkowicie na prostą, nawet w umiarkowanym sojuszu z odrodzoną w pełni II RP. Wśród analityków dziejów uważa się, że pożoga komunizmu przyczyniła się do odrodzenia Rzeczypospolitej, ponieważ Rosjanie zajęci byli sami sobą (a Niemcy przegrali całkowicie I wojnę na Zachodzie), jest to pół-prawdą, gdyż w 1919 Polska była już dość dobrze odrodzona, z kolei bolszewia mogła przecież upaść - było to realne.
Można sądzić, że Wschodnie granice osłabionej (potencjalnej) białej Rosji nie kolidowałby z polskimi Kresami. Europejscy rosyjscy Biali (ich elity) byli ludzmi całkowcie zeuropeizowanymi (do I wojny weszli - niepotrzebnie i bezsensu - w obronie ustaleń sojuszniczych z Anglią i Francją, z perspektywy dyplomacji była to kwestia honorowa).
W 1917 władzę w Rosji przejmowała (miała przejąć) Partia Konstytucyjno-Demokratyczna, wprowadzająca kraj ten w nową erę - Rosja miała stać się Europą, jednak już rok później ugrupowanie to przestało istnieć; rosyjskie elity udały się na emigrację, a ci którzy zostali w kraju źle skończyli.
Bolszewiccy agenci i agitatorzy zostali przysłani z zewnątrz. Lenin jechał pociągiem z Niemiec, cała międzynarodówka komunistyczna była zbieraniną różno-narodowościowych podjudzaczy, ideologów, bojówkarzy. Komuniści, po tym jak udało im się opanować w czasie wielkiego kryzysu ekonomicznego umysły dużej ilości wielonarodowościowego-rosyjskiego pospólstwa, to w pierwszym rzędzie zniszczyli główną konkurencję, czyli konstytucyjnych-demokratów, mordując ich liderów m.in. przebywającego w Moskwie Fiodora Kokoszkina; członkami tego liberalnego ugrupowania było wielu Polaków - mających spory wpływ na państwo carów. Starali się oni pogodzić sprawy polskie z rosyjskimi. W większości, końcem 1917 wrócili do odrodzonej ojczyzny, natomiast rosyjska demokracja została utopiona oraz wy-bagnetowana.
Ogólnie Moskwa i Petersburg lat 1915-1918 były doniosłymi centrami kulturowymi Europy, przebywało tam wtedy wielu uczonych, artystów, polityków, myślicieli (wśród nich - tak jak wspomniałem - wielu Polaków). Organizowano liczne spotkania, odczyty, wiece, życie toczyło się wyraziście i szybko.
Wtedy przez prawie 3 lata, w centrum Moskwy na ulicy o nazwie Bolszoj Gnjezdnikowskij pjerjeulok 10 (Большой Гнездниковский переулок 10) mieszkał poeta Tadeusz Miciński (późniejszy pułkownik oświatowy I Korpusy Polskiego w Rosji). Pisał artykuły do gazet polskich i rosyjskich, prowadził liczne odczyty; uczestniczył w centrum rosyjsko-polskiego życia kulturowego, a bardziej społeczno-politycznego, dyskutował z wybitnymi postaciami rosyjskiej kultury i polityki m.in. Wiaczesławem Iwanowem, Nikołajem Bierdiajewem, Konstantinem Balmontem, Konstantinem Stanisławskim, Fiodorem Kokoszkinem. Przebywał tam w celach ideowych. Polski mesjanizm (szeroko pojęty), siły w nim ukryte miały również naprawiać Rosję. Ludzie jak Iwanow itd. dobrze to rozumieli i popierali. W Rosji wybuchł jednak wielki ferment.
Wczesną wiosną 1917 na jednym z polskich zgromadzeń odbyła się konfrontacja Micińskiego z Feliksem Dzierżyńskim - skończyła się określeniem komunizmu przez poetę (mniej więcej, i zgodnie z prawdą) jako materialistycznego zła wcielonego.
Natomiast o Dzierżyńskim warto przytoczyć kilka zdań - był twórcą sowieckiej bezpieki, jednym z głównych komunistów, osobą praktycznie nietykalną w początkach istnienia bolszewickiego molocha, panem życia i śmierci - podczas pierwszego terroru trzymał rękę na wszystkim wprowadzając bolszewicki ład. Felek czekista dorobił się legendy komunistycznego zła - w istocie był to bardzo odważny człowiek, ideowy, nienawidzący caratu, faktycznie to od młodości zaprzedany piekielnym ideom komunistycznym. Pomimo faktu, że trzymał się ścisłych reguł w czasie wyroków, dochodzeń, przesłuchań, to bezpieka, którą stworzył szybko wyszła spod kontroli; on zaś całkowicie się zdegenerował w metodach dotyczących tropienia potencjalnych przeciwników systemu. Jednak również uratował wielu Polaków przebywających w Rosji w czasie początków bolszewizmu. Trzęsąc Rosją, chodził najczęściej w jednej wojskowej kurtce i mieszkał w skromnym lokum. Była to postać dziwna - stu procentowy Polak, który wybrał narodowość komunistyczną, do końca życia mówił po rosyjsku z mocnym polskim akcentem; faktycznie to był wrogiem narodu polskiego, i skończył tak samo jak kończyła większość prominentnych bolszewików z tamtego okresu. Politycznie nabrał ogromnego znaczenie dzięki bezpośredniemu poparciu ze stronu Lenina. Podczas wieców, gdy przemawiał do towarzyszy - to szukał chmur na suficie. Posiadł jakiegoś rodzaju charyzmę, wzmożoną inteligencję, chociaż jego umysł był sformatowany komunizmem. No i to właśnie on dobił w latach 20’ carat-Białych przeprowadzając Operację Trust. Władza uczyniła Dzierżyńskiego czortem i zbrodniarzem, narzędziem molocha.
Na terenie dawnego caratu pod koniec 1917 prawo przestało istnieć, hultajstwo kradło, niszczyło, mordowało. W takich okolicznościach Polacy masowo ewakuowali się z Rosji (za wyjątkiem Nadberezeńców). Na fragmencie dalszych Kresów Polskich, czasowo władzę trzymał I Korpus gen. Dowbora-Muśnickiego.
W tamtym okresie Ananke dosięgnęło Micińskiego; przebywając z rodziną przez chwilę w Smoleńsku, dostał wiadomość, depeszę z prośbą o pomoc-ratunek od bliskiej krewnej żony, Marii Baranowskiej-Dohrn, z którą sam utrzymywał wzmożoną znajomość. Po zastanowieniu, żonę i dzieci odesłał prosto do Polski, a sam ruszył daleko na południe na tereny ogarnięte anarchią.
To co działo się wtedy na Kresach było sytuacją tragiczną. Niczym z jednego wiersza poety (jakby ustawić w innym kontekście) litości żebrze tłum obłąkany, katedr się chwieją kamienne ściany, runęły, gniotąc serca i mózgi (…) – w samej wsi Wydrance, do której zmierzał, posiadłość krewnej spalono, w tym 10 tysięcy tomów z prywatnej biblioteki, cerkiew zamieniono w kurnik i klub taneczny, niszczono nawet groby, wyrzucano z nich kości. Rozjuszone bandy bolszewickie nie miały żadnych granic w działaniu.
Miciński nie zdążył.
Dzisiaj po ponad 100 latach od tych wydarzeń, Rosja tkwi w podobnych schematach do tych z okresu wzmożonego komunizmu. Co będzie z tym państwem w niedalekiej przyszłości? Trzeba raczej zadać pytanie - co będzie po Putinie … bo w XXI w. krajem tym rządzi bandyta, zbrodniarz mający duże poparcie społeczne. W końcu Rosjanie muszą zdać sobie sprawę, że Putin lub post-Putin i reszta oligarchów nie są rosyjskimi patriotami, tylko osobami, które ich doją oraz izolują od reszty świata, no i osobami, którym - na życiu ludzkim nie zależy.
109. Zielononóżki kuropatwiane.
Zachodnia część Europy - jeśli chodzi o bezpieczeństwo - nie ma się najlepiej i nie jest to z resztą niczym nowym tylko nasilającym się procesem rozkładowym, w dużych (kiedyś) czołowych miastach kontynentu następuje wzrost przestępczości, zanieczyszczenia, powstają koczowiska – po tym jak ściąga się w owe regiony tłumy mężczyzn w sile wieku z Afryki i Bliskiego Wschodu, kobiety i dzieci (w obecnych zjazdach) nie występują prawie wcale, w małym odsetku. Przybysze w znacznej liczbie nie są osobami chętnymi do pracy, aby zapełniać lukę demograficzną w krajach Europy Zachodniej, tylko są beneficjentami zasiłków lub potencjalnymi beneficjentami zasiłków. Proces ten następuje.
Europa, USA dekady, stulecia temu, zamiast pomóc Afryce i Bliskiemu Wschodowi wyjść z kryzysów, kryzysów w które regiony te same się ustawicznie wprowadzały, nie dążąc do pokoju i wzrostu poziomu gospodarczego na zasadach uczciwych – to państwa te były eksploatowane od stuleci przez Francuzów, Anglików, Niemców, Belgów, Holendrów itd. eksploatowane zamiast wychowywane, naprawiane. Nie przeszczepiano tam dorobku (chrześcijańsko)europejskiego tylko robiono bezwzględne interesy. Kraje afrykańskie i bliskowschodnie nie były w większości w stanie same z siebie dokonywać większych reform. Występują tam ciągle wojny - głównie na tle ekonomiczno-religijnym. I efekty tego są właśnie takie jak widzimy - masowe emigracje, koczowiska, przestępczość, zanieczyszczenia; oraz próby wdrażania obcych kulturowo wzorców do krajów europejskich, wdrażania jawnej (niekiedy) agresywnej islamizacji. Unijne frakcje obecnych decydentów nie zatrzymują tego procesu tylko go pogłębiają. Dodatkowo wolność słowa w krajach zachodu przestaje istnieć - w czym przodownikiem jest obecnie m.in. Wielka Brytania.
Czy Polska może coś z tym zrobić? Obecnie mało, co najwyżej odciąć się, ponieważ w Rzeczypospolitej nastąpiła dużo większa, kilku milionowa emigracja z Ukrainy, która faktycznie nie jest regulowana – następują rządowe rozdawnictwa publicznych pieniędzy, oparte m.in. na drukowaniu pieniędzy, co jeszcze bardziej pogłębia(ło) kryzys; a kryzys w Polsce, państw Europy Zachodniej nie obchodzi i obchodzić nie będzie - gdyż takie są bezwzględne prawidła zależności ekonomicznej (centrum i kolonizowanych peryferii), prawidła trwające od początku tzw. III RP – reprezentowanej przez liczne kompradorskie rządy na polskiej ziemi.
Rosjanom natomiast zależy, aby Polska była od kogoś zależna (m.in. w doktrynie Dugina), im jest to obojętne, czy od Niemiec, czy od Rosji. Od Rosji Polska w ogóle nie jest zależna, poza dezinformacją i pojedynczą agenturą - nie mają takiej mocy, aby tu doraźnie sięgać. Polska zależna jest od Niemiec, i Rosjanom zależy, aby to pogłębiać. Dlatego m.in. agent GRU (FSB) Paweł Rubcov vel Pablo Gonzalez, który jakiś czas temu zinfiltrował środowiska dziennikarskie (pseudo)lewicowe, neoliberalne - agitował za całą agendą ekonomiczną pro-niemiecką, pro-globalistyczną za potencjalnym rządem Tuska (kompromitując ostatecznie te środowiska, które go podawały, promowały), a następnie był witany przez Putina osobiście w Moskwie na lotnisku. Rząd Kaczyńskiego (Morawieckiego) był rządem m.in. mocno pro-ukraińskim - w sprawach kluczowych gospodarczo (i kulturowo-historycznie) reprezentował (od 2022) bardziej Ukrainę, niż Polskę (co obecny rząd kontynuuje).
Niezależna silna Polska to od stuleci problem zarówno dla Niemiec, jak i dla Rosji. Rosjanie (ich decydenci) odłączając się od Europy, wiedzą, że Polska musi wejść w ekonomiczną orbitę wpływów globalistów - a (jak planują) po pewnym czasie wrócą do robienia biznesów, interesów, handlu z Niemcami, gdy wojna ucichnie (z resztą nie przerwali go podczas samej wojny).
To jest jeden i ten sam schemat od stuleci. Polska jako mocny niezależny kraj to również światła dla Białorusi i Ukrainy - na to rosyjscy rządzący pozwolić nie mogą. Wielkie migracje Rusinów na Zachód to także jeden z elementów ich wojny informacyjnej – wprowadzanie tzw. ruskiego miru na Zachodzie i używania go do celów własnych.
Tymczasem w polskiej polityce, wyzywanie się wzajemne partii PO-PISU od tzw. ruskich onuc nie służy niczemu innemu, jak wzmacnianiu antagonizmów i słabości państwa. Prawda jest taka, że nie ma w tych partiach ruskich onuc są tylko tzw. pożyteczni idioci i ugrupowania cwaniaków. Takimi ruskimi onucami (pożytecznymi idiotami) jak na razie bezpośrednio okazali się różni pracownicy mediów i gazet, podający się za dziennikarzy i promujący działalność szpiona Rubcowa.
Zaś Kaczyński z Tuskiem powinni się publicznie pogodzić, ukarać winnych nadużyć i uzgodnić punkty wspólne (jeśli jest to niemożliwe, to powinni odejść zamiast osłabiać kraj). Co faktycznie jest niemożliwe, ponieważ partie te karmią się wzajemnymi antagonizmami, aby utrzymywać władzę. Oni się nie różnią w postępowaniach niczym. A w nadużycia także byli zamieszani, od początków III RP.
Oczywiście nie jest to czymś nowym, występowały w polskich dziejach czasy, gdy do władzy lub do fragmentów władzy dostawał się nieraz wielki szelma - jeden, drugi czy trzeci.
Polska warstwa decyzyjna to ludzie traktujący państwo - pieniądze obywateli m.in. jak maszynkę do dojenia pieniędzy dla celów partii (co zalegalizowano). Dlatego też, polski naród głosujący na PO-PIS można porównać (obecnie) do kur - zielononóżek kuropatwianych, znajdujących się w letargu. Z kolei wojny partyjne wewnątrz-sejmowe, to już typowy przejaw zachowania tych ptaków - których nie może przebywać za dużo w jednym miejscu, gdyż zaczynają się dziobać i zjadać.
110. Indyjska wizyta.
Obecny stan Zachodu Europy powoli kojarzyć się może z tym co mówił ongiś symbolicznie o. Czesław Klimuszko, franciszkanin, zielarz, człowiek, który opracował ponad sto mieszanek ziół na różne dolegliwości - pomógł setkom osób; jasnowidz, który odnajdywał zaginionych ludzi patrząc na fotografie (podobnie jak m.in. inż. Stefan Ossowiecki, czy Krzysztof Jackowski), honorowy obywatel Elbląga. Los Europy Zachodniej może przypominać jedną z onirycznych, apokaliptycznych wizji zakonnika. Pod rządami aktualnych unijnych oficjeli są to coraz mniej bezpieczne rejony, zarówno ekonomicznie, jak i faktycznie. We Francji coraz cześciej płoną kościoły. Kolejne pokolenia Francuzów, Niemców, Anglików rodem z wielodzietnych rodzin emigranckich (islamistów w znacznej ilości) z innych kontynentów, w przyszłości przykryją ich czapkami - w kolejnych pokoleniach przegłosują (co już się dzieje).
Lecz w sferze ekonomicznej jest jeszcze reszta świata, świata, który się zmienia.
21.08.2024 do Polski przyleciał z wizytą premier Indii Narendra Modi - narodowy demokrata, konserwatysta, hinduista. Była to pierwsza wizyta premiera tego kraju od dawien dawna. Indie, w istocie są krajem młodym, niepodległość i autonomię uzyskały 15 sierpnia 1947 roku. Jest to najszybciej rozwijający się gospodarczo kraj świata, z największą (i najmłodszą z największych) ilością populacji. W dodatku jest to demokracja, w przeciwieństwie do np. sąsiednich Chin, dyktatury komunistycznej, których są konkurencją. Indie chcą współdziałać ze światem, a w następnych dekadach - na pewno - będą odnotowywać jeszcze większe wzrosty, m.in. ze względu na wolność, która występuje w tym kraju.
Rosja, Chiny to państwa inwigilujące obywateli. Natomiast USA słabnie pod wpływem coraz to większych antagonizmów między Republikanami, a Demokratami. Indie są państwem potężnym, a Modi obecnie jest jednym z najbardziej wpływowych polityków na świecie (o ile nie najbardziej wpływowym, ze względu na tabula rasę w stosunku do innych krajów). W światopoglądzie jest to człowiek uniwersalistyczny, skoro osoby jak m.in. Swami Wiwekananda, są dla niego wzorcem. Reprezentuje kulturowo konserwatywny, oświecony hinduizm, a ekonomicznie potęgę przyszłości (pomimo obecnych dużych różnic w społeczeństwie, w którym występuje również duża bieda).
Wizyty w Polsce i na Ukrainie nie były kurtuazyjno-obligatoryjne, tylko miały ukazać otwartość na wiele opcji tego kraju, szczególnie, że miesiąc wcześniej premier Indii był także w Rosji. Była to więc dyplomatyczne zagranie pokazujące wielokierunkowość.
W Polsce przy obecnych rządzących wizyta ta przeszła faktycznie bez echa, zdaje się nawet, że od samego lotniska została dość zbyta. Z resztą co Donald Tusk i Andrzej Duda mogli przekazać premierowi Indii lub co mogli załatwić dla Polski, poza dyplomatycznymi kurtuazyjnymi dialogami, wydaje się że nic; wątpię, że cokolwiek załatwili dla przyszłej potencjalnej większej współpracy.
A Polskę i Indie łączy sporo np. na poziomie, na który w kraju tym zwraca się najwięcej uwagi, czyli na poziomie religijno-kulturowym. Renesans polskiego romantyzmu, był czymś bardzo podobnym do renesansu bengalskiego, czymś co zaistniało w podobnym czasie, tylko w innych tradycjach kulturowo-religijnych. Polscy wieszczowie, jak Mickiewicz, Krasiński, Słowacki byli podobnymi postaciami, jak indyjscy wielcy mistrzowie duchowi z tego okresu (a jak wspomniałem w Indiach przywiązuje się do religii i filozofii ogromną wagę).
Gdyby Mickiewiczowi (może Krasińskiemu, Słowackiemu) udało się przedostać do Polski w XIX wieku i dożyć 90 lat, a kraj uzyskałby dużo wcześniej niepodległość - wieszcz byłby kimś (jakby to porównać) pokroju Sawan Singha dla Sikhów - Hindusów z północy. Uniwersalistycznym przywódcą. Singh był żołnierzem, mistykiem, przywódcą duchowym, chodzącą dobrocią, z niemal nadprzyrodzonymi właściwościami (Sikhizm jest uniwersalistyczną, skrajnie tolerancyjną tradycją, religią i filozofią). Zaś Bronisław Trentowski i Karol Libelt byliby jak np. Rabindranath Tagore.
Jednak polsko-indyjskie relacje, faktyczne oddziaływanie kulturowe to XX wiek - przede wszystkim niezastąpiona, bajeczna Umadevi – Wanda Dynowska … później długo nic i - jak kojarzę - m.in. prace prof. Wincentego Lutosławskiego, czy Leona Cyborana.
Dzisiaj polski rząd powinien nawiązać z Indiami współpracę ekonomiczno-handlowo-technologiczną, lecz wątpię, aby było to możliwe, przy obecnych decydentach.
W Polsce nie ma merytokracji tylko istnieje dyzmokracja, partyjne koterie, które dbają, aby nikt kompetentny nie dostał się na odpowiedzialne stanowiska (widzimy np. jak rząd Tuska niszczy oświatę).
Liczyć trzeba, że w przyszłości (kiedyś) do władzy w Polsce wróci Towarzystwo Patriotyczne narodowych liberałów (Błękitnych) – rozpocznie IV RP, będącą ścisłą merytokracją i naprawi lub usunie ten kurnik partyjnych koterii. Społeczeństwo musiałoby tego chcieć, a każdy szelma obcych wpływów (szeroko-pojętych) musiałby zostać odsunięty od zarządzania państwem.
Pierwsza próba (czasowo udana) odbyła się w latach 1788-1794, wtedy obce wojska nie pozwoliły na jej zaistnienie. Druga zaistniała od lat 20’ XIX w …