Reverdie Plutona.
03.08.2024
Centrum gospodarcze świata wędrując przez stulecia ulokowało się XX wiekiem w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Przemieszczanie rozpoczęło się w Sumerze i Akadzie w III w. p.n.e. szło przez kraj faraonów, antyczną Helladę-Imperium Rzymskie, Bizancjum oraz kraje frankijsko-germańskie, republiki kupieckie słonecznej Italii, handlowy Beneluks XVII w. ze złotym wiekiem Amsterdamu, angielskie imperium kolonialne XVIII i XIX w. ze szczytem w czasach królowej Wiktorii, aż dotarło do Ameryki Północnej stworzonej przez Europejczyków - wielkiego państwa, które po I wojnie światowej stało się potęgą, natomiast po II wojnie - niepodważalnym światowym hegemonem; i ranga ta funkcjonuje do dziś.
Daleki Wschód, czyli postkolonialne Indie, komunistyczne Chiny stworzone po okresie wojny domowej, czy wynędzniała atrapa imperium będąca Związkiem Radzieckim, nie miały szans w konfrontacji z USA - surową krainą wolnego człowieka, Nowym Światem. Globalny ład zaczął wyraźnie zależeć od Ameryki, która (także) zaczęła bardziej i brutalniej ingerować na świecie - Korea, Wietnam, Kuwejt, Iran, Irak, Afganistan, Ameryka Łacińska, Afryka Północna itd. Mocarstwowość to wpływy, surowce i ogromne sumy pieniężne. Dzisiaj Big Tech, korporacje.
To wszystko wyrosło z 13 zbuntowanych kolonii, które w 1776 roku ogłosiły niepodległość od Anglii; a później wraz z dekadami zaistniała machina wolności, przemocy, pieniądza, wyzysku oraz prawdziwego bezwzględnego kapitalizmu.
Sztucznie stworzony naród zaczął wiele znaczyć. Obywatelstwo USA, szczególnie w XX wieku (dziś już mniej) było czymś wyróżniającym. Narodowość ta, stała się (od końca XVIII w.) pewnego rodzaju sztuczną etnicznością, związaną wspólnymi ideami - wolności i niepodległości, które ongiś wspólnie zadeklarowano, a następnie zacięcie ich broniono (poszerzając o kilka innych wartości). Obecnie samo pochodzenie etniczne nie ma w Ameryce szczególnego znaczenia - obywatelami są Irlandczycy, Polacy, Włosi, Indianie znad Wielkich Jezior i Wielkich Równin, czarnoskórzy potomkowie niewolników pracujących na plantacjach bawełny u Francuzów, Anglików czy Niemców - w Luizjanie, Georgii, Karolinie Południowej (czy na plantacjach cukru u innych czarnoskórych); duńscy, holenderscy, hiszpańscy robotnicy, Meksykanie, Żydzi, a przede wszystkim potomkowie kolonistów Dzikiego Zachodu, kowbojów, jak i południowcy redneck’i; oraz m.in. kolejne pokolenia (dawniej) Irlandczyków, Szkotów, Anglików itd. z Chicago, Detroit na Północy. Wszyscy są po prostu Amerykanami, a nad tym istnieje (zróżnicowana) biurokracja stanowa i federalna.
Wcześniej owszem, etniczność nie miała szczególnego znaczenia, ale w przypadku warstwy inteligencji amerykańskiej budującej ten kraj, jego potęgę w XX wieku. Wśród warstw zwyczajnych obywateli - oczywiście - miała i poniekąd ma nadal (a jeszcze lata 60’ to czasy sporej dyskryminacji). Dopiero po prawie 250 latach od powstania tego państwa, sprawy te się zamazują.
Powstanie narodu amerykańskiego rozpoczęło się wiele stuleci wcześniej - sam proces (mniej więcej) rozpoczął się, gdy XV w. portugalski książę Henryk Żeglarz zaczął inwestować i rozwijać naukę oraz (ówczesną) technologię w Portugalii, co zaskutkowało szeregiem wypraw handlowych, odkrywczych m.in. kolonizacją Indii (Vasco da Gama) i właśnie Ameryk (Krzysztof Kolumb, Amerigo Vespucci). Zmusiło to Holendrów i Anglików (Hiszpanów, Francuzów) do wykonywania tych samych czynności, i około sto lat później, w 1607 roku, założono Jamestown - pierwszą angielską osadę w Nowym Świecie, a po 168 latach od tego wydarzenia, Amerykanie uznali się osobnym narodem i wypowiedzieli wojnę Anglii, osiągając pełną niepodległość. Zaś następnie po kolejnych 168 latach, w 1943 roku USA zaczęło przejmować stery nad światem wraz z pokonaniem Niemców w Afryce Północnej; będącym zwycięstwem po którym rozpoczęto Inwazję na Sycylię (43’ Operacja Husky, 44' Operacja Overlord - Normandia) - dwa lata później w 45', zarówno Niemcy (RFN), jak i Japonia były już amerykańskimi koloniami ekonomicznymi.
Ameryka wyrosła na wzorcach kulturowych europejskich, także tworząc swoją Kulturę Wysoką, niosąc - przy tym jednak - kompleks niższości kulturowej w stosunku do Starego Kontynentu, a jednocześnie posiadając (od prawie wieku) wyższość ekonomiczną.
USA - jako kraj - budowało połączenie purytańskiej-kalwińskiej mentalności, z pewnego rodzaju romantyzmem złączonym (od XIX wieku) z bezwzględnością kapitalizmu, gdzie wolność odgrywała główną rolę - często surowa i bezwzględna wolność na ogromnych połaciach nowych, niezamieszkałych ziem; a prawem były siła i spryt.
Natomiast sami założyciele, decydenci byli wolnomyślicielami, narodowymi - amerykańskimi - liberałami, z uwypukleniem słowa - narodowymi (narodu nowo powstałego, który stworzono w oparciu o idee).
W XVIII, XIX wieku kontynent europejski był dość pełny i uschematyzowany, natomiast po drugiej stronie oceanu znajdowały się ogromne puste przestrzenie w klimacie praktycznie stricte europejskim, których rdzenna ludność była plemionami koczowniczymi (w większości), zatem siłą rzeczy musiał powstać Nowy Świat.
Stany Zjednoczone przy tak dużym zróżnicowaniu narodowości tworzących ten kraj, miały szansę zaistnieć w formie mocarstwa również dlatego, że - właśnie - zasiedlano ogromne połacie ziemi - złączone na mocy wspólnych ustaleń Konstytucji. A między miastami, aglomeracjami istnieją bardzo duże odległości; z brakiem państw sąsiednich, które mogłyby zagrozić. Od czasu stworzenia Armii Kontynentalnej i pokonania Anglików, w całej historii zaistniały tylko dwie wojny na terenie USA - wojna amerykańsko-meksykańska (1846-1848) oraz wojna domowa, secesyjna (1861-1865), (nie licząc tzw. wojny roku 1812, czyli drugiego konfliktu z Brytyjczykami).
Z kolei XIX wieczna Europa była ustawicznie pogrążana wojnami, szczególnie prusko-francuskimi (rosyjskimi) o hegemonię - czego wielkim finałem okazała się I wojna światowa. W dużej mierze przez to, centrum świata przeniosło się za ocean - do USA. Nowy York stał się centrum, przejmując tę rolę po Londynie i Amsterdamie (a licząc od wieków najdawniejszych - po Rzymie, Aleksandrii i Atenach).
Jeśli zaś chodzi o szeroko pojętą kulturę, to USA istniało w obrębie europejskiej - pobierając wzorce. Amerykańska Akademia Sztuki i Literatury powstała w XIX wieku, jednak nie było tam jednoznacznie wybitnych(?)nowatorskich artystów, najczęściej utalentowani epigoni - co naturalne - wzorców z Europy. (Np. Ralph Waldo Emerson to na wskroś nowoczesny Europejczyk z tamtych lat - post-rewolucyjny, neo-oświeceniowy, niemal utopijny demokrata, skrajny pacyfista, trochę odrealniony - żyjący w świecie znacznie odbiegającym od jego oczekiwań).
Dopiero w drugiej połowie XX wieku - czyli w czasach nowoczesnych - pojawiła się sztuka, którą wypracowali Amerykanie, stając się w niej ogólnoświatowym symbolem - była to muzyka popularna, Rock and roll powstały w latach 50', zaś w 60' i 70' rozegzaltowany; wyrosły również po cześci z kontrkultury.
(Był to jeden z symboli wolności, szczególnie dla ludności w państwach zniewolonych przez Związek Radziecki, co jeszcze bardziej wyolbrzymiło znaczenie Stanów).
Tak więc Amerykanie - z Kultury - na świat eksportowali przede wszystkim muzykę popularną (obok filmu). Od lat 60' multinarodowość spojona w narodowość amerykańską zaczęła wybrzmiewać mocniej, artyści jak Żyd Bob Dylan (Zimmerman), mulat Jimi Hendrix, Irlandczyk Jim Morrison, Teksańczyk Stevie Ray Vaughan itd. stawali się ikonami sztuk, które uskuteczniali będąc obywatelami USA.
Wcześniej także Jazz tworzył kulturę amerykańską, jest (była) to muzyka ubogich czarnoskórych z południa Stanów m.in. Nowego Orleanu, która powstawszy z folkloru afroamerykańskiego, z czasem stała się muzykę zamożnych białych - uznających ją za swoją i namiętnie słuchających. A jak powiadają - Jazz powstał, zaczął się, gdy muzykalny potomek niewolników, murzyn, wszedł do kościoła i usłyszał muzykę sakralną.
Tak też pojawiali się Jelly Roll Morton, Louis Armstrong, Miles Davis, Dexter Gordon i inni wirtuozi tego gatunku muzycznego.
Nowy Świat powstał (teoretycznie) na wzorcach chrześcijańskich (prawdopodobnie bez nich wcale by nie powstał w takiej formie). Żadne inne religie nie miały szans przeszczepić swoich wzorców w świecie stworzonym na europejskich zasadach (chociaż Amerykanami są również Chińczycy, Japończycy, Arabowie, Hindusi itd.). Jednak później tzn. głównie w drugiej połowie XX w. to także dzięki Ameryce i kontrkulturze zaistniał swoisty renesans religii i filozofii dalekowschodnich na tzw. Zachodzie. Do USA przyjeżdżali m.in. buddyści. Natomiast pierwszy mały renesans (powszechnie będący tylko ciekawostką) zaistniał dekady wcześniej, gdy za ocean odbyło podróże trzech znacznych nauczycieli i mędrców związanych ze starożytną religią i filozofią Indii - Swami Wiwekananda, Paramahansa Jogananda i Swami Prabhupada; ukazujący sens owej filozofii i religii w Ameryce (jej fragmentów, odłamów) oraz nondualizmu wyrosłego z mitologii Dalekiego Wschodu.
(Wypada podkreślić, że hinduizm (ludowy) występujący wśród ludności Indii w niezliczonej ilości odłamów i wyznań podchodzi pod zabobon lub zbiór zabobonów - dla naturalistów; lecz takie określenie jest tak naprawdę nadużyciem, ponieważ to najzywczaniej tradycje).
Kultura i religia swoją drogą... Stany, jako mocarstwo, stały się centrum pieniądza i technologii - nauk technicznych. Nauka i militaria rozwinęły się w tym kraju ogromnie. Naukowców sprowadzano nawet z byłej III Rzeszy m.in Wernhera von Brauna i jego ludzi (czyli takich, którzy powinni w 45' witać się ze stryczkiem, zamiast z nowym życiem w słonecznych reginach USA).
I to Amerykanie - Imperium Dobra - postanowili urzyć bomby jądrowej na terytorium wrogiej Japonii, aby ich wyegzorcyzmować, wszak wiadomo co się roiło w głowach niemieckich i japońskich podczas II wojny; a później zaistniała zimna wojna ze Związkiem Radzieckim i psychoza atomowa.
Od lat 40', 50' zaczęto inwestować w technologię na ogromną skalę - kalifornijska Dolina Krzemowa. Warto wspomnieć, że jednym z ojców amerykańskiego programu kosmicznego był - jeszcze w latach 30' - genialny naukowiec, szaleniec - Jack Parsons, konstruktor napędów rakietowych na paliwo stałe. Właśnie von Braun nazwał szalonego Jacka - ojcem amerykańskiego programu kosmicznego. (Z tym, że gdy Parsons - prawie rówieśnik Niemca - zaczynał tworzyć jako pionier nowe technologie amerykańskie, to von Braun - jeszcze w III Rzeszy - jako nowy członek NSDAP pracował w Luftwaffe, a reszta jego narodu razem z Adolfem prężyła się podczas Olimpiady w Monachium 36' i hajlowała).
Jack za pieniądze rządu amerykańskiego tworzył pierwsze centrum badawcze NASA, a po godzinach stworzył małą bohemę artystyczną, i finalnie zamiast poświęcić się nauce, to poświęcił się innym ekscentrycznym eksperymentom oraz sztuce, co nie wyszło mu na dobre. W końcu, po latach, rząd przerwał z nim współpracę, on zaś sądził się i zbankrutował.
W owej bohemie swoją karierę rozpoczął twórca (znanej) sekty scjentologicznej Ron Hubbard (twórca słynnego spędu celebrytów funkcjonującego do dziś, w ugrupowaniu uczestniczy np. jeden z najbardziej znanych aktorów - Tom Cruise; czyli w sekcie będącej synkretyzmem fantastyki z elementami różnych religii). Szelma, oszust, pisarz fantastyki naukowej klasy B jakim był Hubbard wybił się od momentu znajomości i przyjaźni z Parsonsem, przy którym szybował jak sęp, aż w końcu okradł go z pieniędzy i uciekł z jego kobietą, po tym jak przez pewien czas odprawiali dziwaczne rytuały (takie rzeczy tylko w Ameryce, Parsons - z resztą - ruszył w pogoń, odzyskując pewną część). Oczywiście jest to jeden z wielu przypadków ugrupowań para-religijnych powstałych w USA, kraju wolności. Np. podobny cel chciał zrealizować w latach 80' w Oregonie Rajneesh Osho z Indii, czy bardziej jego wyznawcy(?), followersi. Naraził się jednak autochtonom - farmerom, zabierając im spokój, i (słusznie) go usunięto.
Quasi-sekty tworzono również jako odłamy od chrześcijaństwa - np. mormonizm.
Lata 40', 50' w USA, były (nadal) okresem eksperymentów naukowych, początków nowoczesności - tak można to określić, jako renesans, przed oświeceniem - czyli przed pierwszymi telewizorami, komputerami itd.
Zaistniały także idee - jak się zdaje - przewyższające możliwości (na ten moment) ludzkiego umysłu - to wtedy powstała np. legenda Nikoli Tesli i jego wielkich idei związanych z wolną energią - marzeniem o wolnej, nieskończonej energii dostępnej dla wszystkich. (Powstawały także analogiczne teorie wśród innych eskperymentatorów).
Same idee, pomysły istnienia wolnej energii, czy też pewnej siły życiowo-kształtującej tkwiącej we wszystkim pochodzą ze starożytnych Indii i Hellady. Później przez wieki występowały w różnych formach wśród różnych uczonych, naukowców m.in. platońską Animę mundi powielono po raz pierwszy od upadku Rzymu (prawdopodobnie) przez Awicennę w XI w., następnie podobne hipotezy występowały przez stulecia, a postulowali je często wybitni uczeni, aż do XX wieku, przykładem z tzw. głównego nurtu jest chociażby Élan vital Bergsona... i dalej. W większości jednak były to rozważania teoretyczne - filozoficzne i teologiczne.
Występowali także eksperymentatorzy - wywodzący sie z różnych gałęzi nauki - starajacy się udowodnić swoje twierdzenia; przed największym Teslą, byli to np. Luigi Galvani, czy Franciszek Rychnowski.
Owe teorie - dotyczące nieznanych dotąd nauce właściwości świata nadal pobudzają wyobraźnię; teorie zapoczątkowane przez Starożytnych - helleński eter, eros i hindusko-buddyjska prana.
W Europie najbardziej skomplikowane problemy (naukowe) zaczęto rozwiązywać na poziomie techniki. Nastąpiło to - na większą skalę - poczynając od rewolucji oświeceniowej XVIII wieku - podczas której zaistniały szeregi uczonych, jak m.in. Leonhard Euler, Joseph Louis Lagrange, Friedrich Gauss; zaś jednym z głównych (pierwszych) był (oczywiście) sto lat wcześniejszy Kartezjusz.
Natomiast ontologiczne, naturalistyczne wyznaczniki (na poziomie logiki i fiolozofii) stworzone przez królewieckiego uczonego Immanuela Kanta nadały oświeceniowy kierunek europejskim naukom humanistycznym. Racjonalistyczny logik nadał nowe tory myślenia, sam będąc agnostykiem i panteistą. Słynna maksyma - są dwie rzeczy, które napełniają duszę podziwem i czcią, niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie. Są to dla mnie dowody, że jest Bóg nade mną i Bóg we mnie, jak i podobny sposób myślenia m.in. o równości wszystkich ludzi, promieniował na elity europejskie, lecz postępowano odwrotnie - spirala przemocy i wojen nadal była nakręcana; jak to zawsze bywa, wzniosłe idee miały się nijak do faktycznej rzeczywistości i niezmienności w swej pazerności natury ludzkiej. Jednak to wtedy, w Europie stricte logiczna droga szkła i lupy została wdrażana na większą skalę, w konsekwencji powstał dzisiejszy nowoczesny świat - wykluł się jak poczwarka z myślenia kapitalistyczno-naturalistycznego.
W 1776 roku angielski historyk Edward Gibbon wydał swoje prekursorskie, całkowcie nowatorskie dzieło pt. Zmierzch Cesarstwa Rzymskiego (do dziś aktualne i popularne). We Francji powoli zaczęła kiełkować rewolucja, szczególnie na tle wzorów z Ameryki walczącej o niepodległość z Anglią, w której to - z kolei - panował względny spokój, a była kolebką rewolucyjną - jeszcze z połowy XVII w. Od czasów Olivera Cromwella kraj ten zaczął powoli przejmować decydującą rolę na świecie - uczestnicząc w systemie handlowo-kolonizacyjnym globu oraz będąc pierwszą monarchią parlamentarną na świecie.
W drugiej połowie XVIII w. sprawy teologiczne z kręgu judeochrześcijańskiego zostały odłożone na drugi, trzeci i dziesiąty plan.
Np. na mitologię Żydów mało kto patrzył naukowo, zbyt mocno złączona była z wyznaniami panującymi w Europie. Z kolei myślenie typu Voltaire, z założenia tolerancyjne i dociekliwe, okazało się początkiem negacji religii jako takiej i zasiewem ateizmu, czyli radykalnego naturalizmu. Natomiast psychologiczne aspekty mitologii Hellenów zaczęto interpretować w sposób naukowy (filologia klasyczna) od drugiej połowy XIX w. (np. Walter Friedrich Otto).
Przełom XVIII i XIX wieku to dotarcie z Indii do Europy Bhagavad Gity - staroindyjskiego eposu, a zarazem świętej księgi - poczynając od języka angielskiego, na który ją początkowo przełożono.
... Świętej pieśni - Gity - będącej faktycznie nauką o moralności, nadziei, konieczności i wyrzeczeniu; będącej symbolicznym dialogiem między bogiem i człowiekiem, bogiem, który przyjął postać woźnicy rydwanu prowadzonego przez wojownika na polu wielkiej bitwy, rozegranej o to, kto będzie rządził królestwem. Fabuła eposu ma miejsce po tym, jak władza w państwie została utracona przez prawowitych władców na skutek spisku; główny bohater Ardźuna walczy po stronie starszego brata Yudhisthiry, prawego i pobożnego króla (będącego również wielkim moralistą, który w całym swym żywocie miał nie splamić się ani jednym kłamstwem). Sam bóg-Kriszna zaingerował w postaci osobowej, aby pomóc odzyskać władzę, następnie wykorzystując sytuację - wygłosił przed ludźmi (faktycznie przed Ardźuną) wielki traktat teologiczno-metafizyczny.
Księga ta (będąca częścią większej całości - najbardziej - rozbudowanego i spójnego przekazu teologiczno-religijnego z wczesnej starożytności) dotarła do Europy wiekiem XIX, ale do środowisk uniwersyteckich (jak i reszta dalekowschodniej kultury, o której Europejczycy nie mieli pojęcia), w obieg powszechny weszła w wieku XX.
Zaś w Indiach jest wzorem dla Hindusów, chociaż rzeczywistość wygląda inaczej (szczególnie w Kali Judze, jak określa się obecną erę). Ludność wyznaje zazwyczaj pomieszanie religii lokalnych, odłamów hinduizmu, animizmów i zabobonów. W Indiach żyje wiele osobnych narodów, zamieszkujących różne regiony, mówiących wieloma językami (więc nie może być inaczej).
Występują tam również tzw. mędrcy - patrzący globalnie, ponad religijnie, non-dualistycznie, jednak funkcjonują wkomponowani w religie i mity Indii - wywodzą się z tej tradycji, często będąc zakamuflowanymi niczym śnieżne irbisy w Himalajach, w głębokich stanach medytacyjnych. Czasami także wśród ludzi, jako nauczyciele - byli to m.in. Jukteśwar Giri, Ramana Maharishi, Ramakryszna Paramahansa, Shirdi Sai Baba; mityczny Mahawatar Babadźi, czy kontrowersyjny Sathya Sai Baba itd.
Podobnie w kulturze buddyjskiej i jej licznych rozgałęzieniach oraz zgromadzeniach klasztornych. Hinduizm i buddyzm przez stulecia funkcjonowały obok siebie wzajemnie się przenikając, buddyzm wyrósł z tradycji animistycznej Bön oraz z hinduizmu, ale przede wszystkim z nauk Buddy Siakjamuniego – który to zanegował hinduizm i braminizm. Jednak po wiekach religie te łączyły się i na siebie oddziaływały.
Można zapytać - w co wierzy wyznawca hinduizmów - krysznaizmu, wisznuizmu, śiwaizmu (buddyzmu wadżrajany także) itd., wyznawca powiedzmy wykształcony, bardziej zorientowany, wychodzący poza ludowy hinduizm. Odpowiedź znajduje w swojej tradycji, rzeczywiście będącej kosmicznym-panteizmem; ponieważ wraz z teologicznym panteizmem – wszak wszystko jest emanacją jednej boskiej istoty, uznaje się Ziemię za planetę obecnie w dość słabym położeniu, jeśli chodzi o poziom moralności i współistnienia ludzkości, faktycznie to w upadku, a jednocześnie uważa się, że półbogowie, bogowie, istoty wyzwolone z konieczności reinkarnacji przebywają na wyższych, bardziej rozwiniętych duchowo planetach, miejscach (nie jest jednoznacznie sprecyzowane czy materialnych, czy niematerialnych), na takiej planecie ma przebywać także osobowy Kriszna.
Oczywiście panteizm dla rozumu logicznego jest paradoksem, ponieważ polega na niepojętej jedności i odmienności wszystkiego; wszystko jest z pewnej perspektywy jednym, ale jest także od wszystkiego oddzielone. Każda istota (każda świadomość) – jest odbiciem innej istoty, lecz w świecie materialnym (i przenikającym się z nim duchowym) rządzą zarówno prawa karmy (przyczyny i skutku), jak i pewne odgórne założenie (będące poza faktyczną możliwością zrozumienia), zatem świadomości umieszczone w ciałach materialnych na tej planecie – mogą się zarówno degenerować, jak i dążyć do wzniosłych idei (w filozofiach dalekowschodnich wszystko to, jest wyrażone symboliką indyjską, wedyjską itd., zatem dla Europejczyków dość obcą, skomplikowaną).
Święte księgi i nauki w nich zawarte wyznawcy uważają za najwyższe prawdy transcendentne dostępne na Ziemi; religii nie rozróżniają, uważając, że wszystkie są przejawem tej samej boskiej energii, jednak swoje księgi teologiczne uznają za najtrafniej przedstawiające zagadnienia teologiczno-mitologiczno-metafizyczne, ludzkim rozumem.
Elementem rozumowego pojęcia panteizmu jest to, że przyjmuje się, iż wszystko – cały świat materialny i duchowy, wszystkie nazwy, koncepcje twórcze są manifestacją jednej wewnętrznej energii (Hindusi krysznaici nazywają ją Kriszną – Najwyższym Bogiem, jednocześnie uważając, że osobowy przejaw Kriszny przebywa gdzieś na wyższej planecie bliżej centrum galaktyki), są także inne elementy np. bezosobowy wszech-przenikający Brahman, czyli pewna energia będąca we wszystkich istotach żywych (mająca wiele znaczeń). Natomiast każda jednostkowa indywidualna dusza Paramatma (świadomość), jest elementem wiecznie obserwującym i zmieniającym stany skupienia, ciała – uczestnicząc w procesie metamorfoz, reinkarnacji.
Zatem wszystko co żyje jest manifestacją boskiej energii; indyjska Paramatma to w tradycji europejskiej Monada (uważa się także, że liczba ich jest nieograniczona - i nie jest sprecyzowane, a faktycznie to nie wiadomo czym są, gdzie są, jakie są ich granice - czy to z perspektywy metafizycznej, dyskursywnej logicznej, czy naturalistycznej - czy to zbiory historii, emocji, liczb – nikt tego nie wie). Każda Monada ma fragmentaryczną niezależność na swój los w obrębie uwarunkowanej naoczności, i korzysta z owej niezależności. Chociaż, jak się uważa w tradycji wedyjskiej – ludzie posiadają około 1/3 wolnej woli, reszta to z góry przyjęte uwarunkowania, które wynikają z wyborów w życiu obecnym, charakteru, ale przede wszystkim, wybory wynikają z miejsca urodzenia oraz potencjałów - które się realizuje lub nie (które ma się możność i okoliczności rozwijać lub nie); a także z żywotów przeszłych, gdyż działania tworzą skutki - życie obecne jest sumą więcej niż dziesiątek żywotów przeszłych - każdy poprzedni żywot w różnym stopniu wykuwa ślad w Monadzie (duszy). Monada w życiu obecnym nie jest swoimi dawnymi życiami, lecz posiada z nich bagaże (historie), predyspozycje, potencjały - czy to pozytywne, czy negatywne. Obok tego jest cała biologia i geny, czyli zasób ciała fizycznego.
Z perspektywy absolutnej w metafizyce Dalekiego Wschodu występuje często metafora Słońca - Najwyższego Boga oraz jego promieni - niezliczonej ilości Monad - pochodzących ze Źródła, i do Źródła zmierzających (są to oczywiście tylko uwarunkowane słowa).
W filozofiach/religiach Indii i Tybetu filozoficzne spekulacje i medytacje, czyli kultywowanie wiedzy (i samo-wiedzy) oraz przemyślenia nad nią, stoją ponad rytuałami religijnymi. Natomiast hinduizm ludowy polega na określonych rytuałach kierunkowanych w stronę bóstw, z czym związana jest bardzo obszerna mitologia.
Z kolei świat materialny (obecnie zdegenerowany) posiada swoje narzucone prawa. Prym wiodą w nim – jak się (słusznie) przyjmuje w filozofiach dalekowschodnich – istoty zdegenerowane (demoniczne), które (także) się inkarnują, a następnie dzięki (często) bezwzględności, kłamstwu i manipulacjom uzyskują szczyty władzy.
(I trzeba się tu zgodzić, chociaż w różnych okresach dziejowych następuje różne tego natężenie, czasem ogromna kulminacja np. wystarczy spojrzeć na niemiecką III Rzeszę - Hitlera, Himmlera, Heydricha i setki innych tego typu osobników, którzy zniszczyli Europę, nie byli to ludzie, ponieważ nie przejawiali żadnych oznak człowieczeństwa;
a teza Hanny Arendt o banalności zła w przypadku Eichmanna, nie jest moim zdaniem trafna do końca, co prawda zdarzali się biurokratyczni mordercy zza biurka, jednak większość to było wyrafinowane zło - jeszcze niedawno temu całym niemieckim narodem rządziło wyrafinowane zło).
Jeśli zaś chodzi o powszechność, wiele odłamów hinduizmu charakteryzuje się teologizmem tzn. dla wyznawców hinduizmów i buddyzmów (mówiąc ogólnie) wpływy tzw. demoniczne - jako pewnego rodzaju archetypowe działania - cechują się określonym sposobem życia i myślenia tzn. osoby pod wpływem takich sił, przekonane są, że zadowolenie zmysłów jest ostatecznym celem życia, nie wierzą w egzystencję po śmierci ciała, nie wierzą w przyjmowanie różnego rodzaju ciał w zależności od nagromadzonej karmy. Nie wierzą w Boga, Bogów, Transcendencję i dopuszczają się złych uczynków w celu osiągnięci korzyści własnych. Zimny intelekt, manipulacje i terror oraz usidlenie człowieka w materii, wmawiając - że nie ma nic innego, jak jedno życie w ciele biologicznym - to główne motywy nimi kierujące. Wpływy takie promują m.in. transhumanizm, wojny, wyzysk, normalizacje ludobójstw w XXI wieku, jak i przedstawianie dewiacji jako czegoś standardowego.
I tu główną rolę odgrywają ogromne przepływy finansowe i polityka. Politycy prowadzeni fałszywym pragnieniem prestiżu, manipulują oraz karmią się ułudą, niszcząc społeczeństwa nad którymi mają władzę decyzyjną (w tzw. nowoczesnych demokracjach czasami przez zbieg okoliczności, a zazwyczaj dzięki blefom wyborczym), dążąc jedynie do zaspakajania własnych żądz - dlatego świat wygląda jak wygląda.
Dzisiaj mocarstwa posiadają bomby jądrowe, którymi wzajemnie się szantażują – bez broni atomowej obecne wojny lądowe - spory militarne, eskalacje konfiktów, wyglądałby inaczej; jednak są bomby jądrowe i nowoczesny sprzęt do wzajemnego zabijania się.
(Dlatego np. krysznaici wolę m.in. dążyć do potencjalnego pośmiertnego lepszego świata alternatywnego gdzieś w innej części wszechświata - gdzie na lotosowej planecie rezyduje Kriszna, jak uważają; swoje życiowe postępowania dedykują więc Bogu, wywodząc go z mitologii indyjskiej, określając swoimi nazwami. Zaś same Indie obecnie są cywilizacją w dość słabym stanie - to mało powiedziane).
W buddyzmie i hinduizmach reinkarnacja jest zagadnieniem kluczowym i głównym, konstytuuje wizje świata i teologii, ukazuje sens (część sensu) ludzkich poszczególnych losów.
Z europejskiego kręgu kulturowego została wykluczona i zapomniana wraz z wyparciem neoplatonizmu przez różne odmiany chrześcijaństwa w V w. (natomiast ostała się w hermetycznym neoplatonizmie i nurtach ezoterycznych). Europejska geneza tego zagadnienia jest znacznie wcześniejsza, ponieważ platonicy poczynając od IV w. p.n.e. uznawali istnienie metempsychozy (wcześniej pitagorejczycy i niektórzy mędrcy helleńscy w VI w. p.n.e.) - jednak jak trzeba przyznać - funkcjonowała wśród uczonych, mędrców, wśród elit helleńskich - i nie wszystkich; łączyła się z tradycją i mitologią, szczególnie w dobie rozkwitu platonizmu.
U Hellenów-platoników przed każdymi kolejnymi narodzinami w ziemskim ciele, (każda) dusza musiała napić się ze źródła niepamięci – Lete. Jak uważano, anamneza (jako rodzaj pamięci mistycznej) w formie otwartej jest zakryta nie bez przyczyny, gdyż bezpośrednia pamięć – czy też meta-pamięć – m.in. wyczynów z żyć poprzednich oraz ich wpływu na teraźniejszość mogłaby być wielce problematyczna oraz wykluczać normalne funkcjonowanie - mogłaby także prowadzić w różne ciemne zaułki umysłu. I właśnie dlatego dusze przed kolejnymi wcieleniami musiały napić się słodkich wód Lete.
Z jednej strony pamięć duszy mogłaby zdjąć z ludzi cały strach związany ze śmiercią, z drugiej jednak, spowodowałaby różne skutki uboczne, dlatego świat biologiczny został tak skonstruowany, aby nie pamiętać tego co działo się przed narodzinami - ponieważ to co było, minęło, a teraźniejszość jest sumą przeszłości (również metafizycznej). Tak to widzieli platońscy mędrcy.
Trochę później w epoce Imperium Rzymskiego metempsychoza ostała się w neoplatonizmie i gnostycyzmie. Nie zafunkcjonowała jednak nigdy w oficjalnych nurtach teologicznych z kręgu chrześcijańskiego. W średniowiecznej Europie przyjęli ją Katarzy, lecz w dość ekstremalnej formie. Nurt ten został wyeliminowany w wieku XIII na rozkaz papieża Innocentego III, który postanowił pozbyć się zbrojnie konkurencji. Właśnie na przykładzie kataryzmu połączonego ze skrajnym gnostycyzmem widać, jak przyjęcie reinkarnacji w doktrynie teologicznej wśród ludności, było problematyczne (dość pokręcone). Podobnie w drugiej części świata, gdzie w ludowym hinduizmie zostało to wprowadzone w sposób dość wypaczony i kastowy. (Dodatkowo jeśli nie jest to doświadczenie prywatne, są to tylko historie).
Z kolei patrząc powszechnie, nie przyjęcia jej w kręgu stricte chrześcijańskim - w rzeczywistości - ma powód bardziej prozaiczny - nie przyjęto tego, czego nie dało się udowodnić na dużą skalę, czego w ogóle nie znano, o czym zapomniano (oraz czego nie było w doktrynie u początków jej powstawania, w wieku IV).
Wypada jednak podkreślić, że szeroko pajęta niepamięć doprowadziła obecny świat do stanu katastrofalnego, szczególnie niepamięć zła i jego powtarzalności. Pewne schematy mogą być nieustannie powtarzane - wojny, obłuda, wyzysk - (bez wyciągania wniosków), i powtarzane są.
W I w. pierwotne chrześcijaństwo głoszone przez apostoła ludów (narodów) Pawła z Tarsu, wyszło poza bliskowschodnie prowincje rzymskie oraz stanęło w kontrze do judeo-monoteizmu. Listy pawłowe oraz misjonarski entuzjazm głoszący uniwersalizm, chrystologiczny-monoteizm - dały wyznaczniki ponad-ludowe, ponad etniczne, na takiej zasadzie, że wszyscy wyznawcy mieli być wspólnotą - mieli być eklezjami, zgromadzeniami; zatem wszyscy mieli być najpierw wyznawcami (współwyznawcami) Chrystusa poprzez chrzest, a później dopiero miała występować cała reszta utożsamień - tzn. ludowych, osobistych itd. Paweł był faktycznym fundatorem chrześcijaństwa, religii zapoczątkowanej działalnością i przesłaniem Nazarejczyka.
(Apostoł narodów uznał wyznawców prawa mojżeszowego (Żydów), za kogoś w rodzaju wrogów, Chrystus z resztą też tak uznał, co Paweł kontynuował, i co było w różnym stopniu zaprzeczane kilka wieków później przez twórców doktryny; np. papież Pius X, w XX w. stwierdził, że religii Żydów nie można przyznawać żadnej ciągłości, że chrześcijaństwo ją całkowicie zastąpiło - jednak od powstania dogmatów, czyli od wieków, religia mojżeszowa jest złączona m.in. z rzymskim-katolicyzmem).
Europa idąc od Franków (chrzest - V w.) stała się chrześcijańska, nieprzerwanie do czasów późnego Oświecenia. Natomiast od VII w. Bliski Wschód był pod panowaniem Arabów. Ziemie początków, kolebki chrześcijaństwa postanowiono więc odbić - od XI w. - wtedy to nastąpiło ponad-ludowe wezwanie do krucjat – Deus Vult. Wcześniej papiestwo (jako stolica religijna kontynentu) obligowało wszystkie królestwa Europy do przestrzegania własnych zasad, latynizując rdzenne ludy Starego Kontynentu. Obok było Bizancjum, które robiło to samo na wzór grecki. Chrześcijaństwo złączone z dziedzictwem dawnego Imperium Rzymskiego-kulturą helleńską stworzyło potęgę Europy; a później przedostało się do Ameryk – Północnej i Południowej.
Wraz z erą nowoczesności (XX-XXI w.), religia ta trwa nieprzerwanie, w dużej ilość form, podobnie inne - dalekowschodni hinduizm i buddyzm (także w wielu formach). Nauka również znacznie ewoluowała.
Z głównych myślicieli, uczonych katolickich - teolog Pierre Teilhard de Chardin był (chyba) najbliżej w swoich koncepacjach metafizyczno-filozoficznych myśleniu zarówno naukowemu, jak pan-religijnemu, twierdząc - mniej więcej - że Bóg w chęci samo-poznania stworzył wszechświat materialny, ludzie zatem są przedłużeniem Boga w samopoznaniu, człowiek stwarza Boga, będąc jego oczami i uszami.
Oczywiście nie były to koncepcje nowe tylko platońskie, hermetyczne, dalekowschodnie (mówił to już w podobny sposób, w VI w. p.n.e. Epimenides z Krety). Jednak z perspektywy oficjalnego przedstawiciela kościoła katolickiego, głoszenie takich prawd ponad doktrynami, było czymś nowym. A doktryny - jak wiadomo - to ludzkie, ziemskie twory.
W buddyzmie i hinduizmie nie ma tak zaakcentowanego naturalizmu jak w post-oświeceniowej Europie, irracjonalizm i myślenie magiczne odgrywają tam znaczne role; jest to zatem dość inny sposób myślenia w stosunku do europejskiego - bardziej otwarty na transcendencję, na coś poza-rozumowego, stąd też w tej kulturze częściej występują zjawiska nie mogące być wytłumaczone rozumem - wynikają one z pogłębionych praktyk religijnych i filozoficznych - Samadhi, Mahasamadhi, Tummo itd. (Czy inne cuda).
W europejskiej nauce - psychologii, zainteresowania tymi tematami (irracjonalizmem) z perspektywy właśnie psychologicznej, czy psychofizjologicznej - z głównych, bardzo znanych uczonych - przejawiał Carl Gustav Jung, tworząc pojęcia, która do dziś są powszechnie używane np. nieświadomość zbiorowa. Jednak jego koncepcje pozostały na poziomie teorii psychologicznych; chyba tylko teoria synchroniczności w pewien sposób starała się przedostać do (zalążków) innych (dziedzin) badań naukowych.
W praktyce, teoria ta polega na pewnych nieoczywistych koincydencjach wydających się wynikać z pewnego rodzaju przyciągania-psychologicznego np. gdy nie widziało się znajomej osoby i o niej nie myślało (rok, dwa, trzy) po czym się o kimś pomyśli, i akurat ta osoba zadzwoni lub napisze w tym samym dniu. Gdy przez przypadek znajdzie się coś, czego się potrzebowało. Gdy przypadkowo otworzy się książkę na akurat potrzebnej informacji. Gdy ktoś, kogoś przypadkowo spotka lub przypadkowo coś wykona, a później ma to diametralny wpływ na resztę życia. Czy inne rzeczy - np. sny prorocze itd. Czyli faktycznie, zdarzenia z pozoru prozaiczne, przytrafiające się znacznej ilości ludzi.
Jung był bardzo zaangażowany w badanie snów i używał ich w swojej pracy terapeutycznej z pacjentami (psychologia głębi). Znaczenie i wpływy, a także sens snów są rozbudowane w filozofiach buddyjskich. Buddyści od snów wychodzą do całej rzeczywistości, tłumacząc je sobie, utrzymując w nich świadomość świadka oraz interpretując znaczenia symboliczne. Są to dziedziny wiedzy często lekceważone przez europejski sposób myślenia, a bardzo rozbudowane w filozofiach dalekowschodnich.
Umysł i logika zawsze będą zarówno narzędziem, jak i barierą. Wszystkie twierdzenia, które stara się udowodnić człowiek, mają granice logiki (w nauce potwierdza się je fizyką, za pośrednictwem matematyki). Na planecie Ziemi istnieją granice poznania - mapa zawsze się kończy, tak jak Dziki Zachód się skończył, gdy go skolonizowano, miasta się zaludniają, lecz powiększają, zwroty mają końce - Wild West End. Jednak procesy psychologiczne końca nie mają i człowiek zawsze coś nowego znajdzie. Gdy umysł (odpowiednio wypełniony) jest wolny, nieskrępowany, wtedy przychodzi najlepsze, we wszystkim, największa przyjemność także, największa wydajność być może również.
Jeden z moich ulubionych uczonych Kitaro Nishida (wielki uczony) w eseju o naukach empirycznych, dosadnie wykreślił granice poznania (co lekko wyrwę z kontekstu) - [wszystko jest doświadczeniem], a każda wiedza związana z doświadczeniem jest niedokładna - jej wynik jest tylko przybliżony. Przybliżone są także rezultaty wszelakich pomiarów. Nie można przekroczyć pewnych granic. Żadne doświadczenie, nieważne czego by dotyczyło, nie dostarcza wiedzy absolutnej. Każde doświadczenie przeprowadzone przez człowieka jest otoczone aureolą niepewności. Zawsze pozostaje jakaś sfera niedokładności, w którą wkraczamy, gdy staramy się czynić nasze pomiary dokładnymi. Mimo takich starań otrzymujemy tylko wartości przybliżone. Chociaż wydaje się oczywiste, że dwa plus dwa równa się cztery, nasze doświadczenie nie potwierdza istnienia jakiejkolwiek rzeczy, która byłaby precyzyjnie definiowalna i samotożsama, bez tej sfery nieokreśloności. Jeśli wychodzimy od doświadczenia, wszystkie operacje fizyczne są niedokładne.
Pojawia się pytanie o ostateczny cel fizyki. Z operacyjnego punktu widzenia celem tym jest redukcja zjawiska fizycznego do znanych wcześniej elementów. Inaczej mówiąc, należy w zjawiskach wyróżnić znane wcześniej relacje. Zawsze nawiązując do wiedzy uzyskanej z poprzednich doświadczeń. Z tego powodu nowe doświadczenie także staramy się zredukować do tych relacji.
Kitaro logiką zacnie wywiódł, że niektóre rzeczy dopływają do tożsamości człowieka z nagłębszych warstw jego duszy.
Natomiast tożsamość człowieka, czyli zbiór historii, które każdy posiada o sobie-samym, i o świecie, na chwilę zanika, gdy samo-świadomość utkwi w iluzorycznym punkcie EGO/JA, zdając sobie sprawę z iluzoryczności tych historii, i nie mogąc uchwycić procesu przebiegających myśli, tożsamość się wtedy rozpływa ... na chwilę, i tu są granice buddyzmu. A, że rozpłynięcie nie jest trwałe, to ponowanie się formuje, ponownie zlepiając, i procesy psychologiczne trwają, życie trwa nadal.
Świadomość świadka/EGO rodzi się dopiero w kontakcie z czymś. I można się zastanowić (cyt. klasyka) skąd wziąłem myśli, jak na rymy wbiegłem? ...
Ten sposób myślenia Europa utraciła wraz z końcem neoplatonizmu. Oświecenie europejskie poszło drogą techniki, logiki, totalnej logiki zapoczątkowanej gdzieś w czasach Gottloba Frege (druga połowa XIX w.) i dalej, natomiast Daleki Wschód zachował swój spekulatywny irracjonalizm, i w wieku XX dotarł do świata europejskiego w dość czystej formie. Te dwa pierwiastki, sposoby myślenia, muszą się uzupełniać, świat jednego bez drugiego wyglądałby dziwnie, jak by wyglądał? Słabo. Naturalizm bez irracjonalizmu, czy irracjonalizm bez naturalizmu. Naturalistyczny panteizm logiczny (Europa) i irracjonalny panteizm kosmiczny (Daleki Wschód) są na równi ważne.