Ardra.pl

Franz Bardon i jego system. Kim był Frabato?


07.06.2020
Tekst został pierwotnie opublikowany w magazynie Taraka.
http://www.taraka.pl/franz_bardon_jego_system


Franz Bardon 1951.

Trudno stwierdzić kim tam naprawdę był Franz Bardon.[1] Jest to jedna z tych postaci w świecie okultyzmu, której nie da się zaszufladkować, określić, przypisać. Trudno też wykazać jednoznacznie jakimi źródłami się posiłkował tworząc swój system. Kim był na pewno? Naturopatom współpracującym z lekarzami, astrologiem, zielarzem, sztukmistrzem, grafologiem sądowym, psychologiem, doradcą, administratorem szpitala. Żył lat 48, w tym czasie napisał trzy książki, czwarta nie została ukończona. Stworzył system, który w sposób praktyczny ma prowadzić człowieka do zrozumienia samego siebie jak i otaczającego go świata. Samą ideą, którą zaproponował, miała być droga do perfekcji, a „hermetyzm” w wersji Bardona („wersji”, gdyż różni się od klasycznego ujęcia hermetyzmu, system Bardona jest praktyczną kompilacją), zalecał traktować jako hobby. Jego książek nie sposób zaszufladkować, ponieważ ich treść stanowią w znacznej większości praktyczne wskazówki. Jaki przyświecał cel autorowi? Uważał, że ścieżka, którą proponuje, jest zrozumiałą syntezą „nauk ukrytych” dla umysłu Europejczyka, który chce stać się „człowiekiem wiedzy”, a w żadnej epoce ziemskiej nie było to możliwe i tak klarownie wyłożone; twierdził. Na pierwszy rzut oka dla przeciętnego odbiorcy, brzmi to abstrakcyjnie, jednak wgłębiając się w Bardonowskie teorie, można zdać sobie sprawę, że są spójne. Czech przypomina mi, szczególnie jego druga książka, dzieło Rudolfa Steinera. Steiner był osobą z przebłyskiem geniuszu, wszystko rozdrabniał swoim umysłem, z chirurgiczną precyzją na czynniki pierwsze, przy czym dysonował ogromną wyobraźnią/wglądem (Księżyc w Pannie, Słońce w Rybach) nadawał charakter quasi-naukowy swojej twórczości, może dlatego, że zapewne aspirował, aby kiedyś antropozofia weszła do kanonu nauki. Niestety, ze względu na styl, owa twórczość stała się często monotonna w odbiorze dla przeciętnego czytelnika, może Steiner za bardzo oddał się w sidła umysłu, opisując to, czego opisać się nie da. Inaczej się mają koncepcje Bardona; to długa prosta z klarownie wyznaczonymi odcinkami. Badacze tradycji ezoterycznej, mogą zarzucać Bardonowi naleciałości z poprzednich systemów, jednak nie wpiszą go w żadne ramy, ponieważ racjonaliści zazwyczaj nie są praktykami, potrafią tylko na coś „rzucić okiem” i nadać chłodny mocno, powierzchowny osąd. Dogłębna lektura jego twórczości ukazuje pewną spójną i logiczną ideę, którą Bardon chciał przekazać; jak sam twierdził „chętnym”. Pierwsza jego książka stanowi wskazówki, jak opanować siebie i ma charakter inicjacyjny. Jak wspomniałem na wstępie, Bardon (Steiner także) był również astrologiem, jego druga książka stanowi pewnego rodzaju astrologiczną podstawę, jak i opiera się na „inteligencjach planetarnych” analogicznie do koncepcji Steinera (mają podobne wątki), chociaż w istocie, ich koncepcje się znacznie różnią. Bardon jednak jest bardziej praktyczny niż teoretyczny m. in. każdemu stopniowi, każdego znaku zodiaku przyporządkował inną „inteligencje”, rozpoczynając od 360 pryncypałów strefy otaczającej ziemię (czym powiela pewną Tradycję), następnie poszerzając temat o poszczególne planety, wchodzi to już w obrąb mistyki, z resztą podobnie jak u Steinera. Bardon posiłkuje się w znacznym stopniu naukami kabalistycznymi, interpretując je na swój sposób.

Czy Bardon to wszystko wymyślił, czy też skompilował? Stanowi to zagadkę po dziś dzień. Przypomnijmy, że tworzył w okresie, kiedy każda informacja miała stukrotnie wolniejszy przepływ niż dzisiaj, byłoby to bardzo trudne. We wspomnieniach o Bardonie, jak i jego książkach, które są łatwo dostępne (darmowe), jawi się jako tytan pracy oraz osoba skrupulatna, sprawiedliwa, honorowa i pomocna, jak i ściśle zasymilowana ze społeczeństwem. Wiele informacji dotyczących jego osoby wybiega daleko poza umysł racjonalny. Sam Czech przede wszystkim chciał stanąć ponad wszystkimi tradycjami i ukazać swoim dziełem pewną uniwersalną drogę. To kim był Bardon jako człowiek, można sobie zobrazować ze wspomnień o nim, które przekazał jego syn, lekarz medycyny Lumir Bardon (ur. 1937), jak i jego uczeń, będący także lekarzem, Milan Kumar (mit dotyczący Bardona mocniej się „wyłania” ze wspomnień Milana Kumara). Bardon doczekał się swoich kontynuatorów, a nawet komentatorów, jak m.in. Dieter Rüggeberg, Emil Stejnar, Rawn Clarka czy też Martin Faulks.

Nie wiadomo ile jest prawdy a ile fikcji w informacjach odnoszących się to „wizji świata” Franza Bardona, jednak pozostaje on osobą godną uwagi. Sam uważał się m.in. za inkarnację mnicha buddyjskiego czy też członka bractwa Róży i Krzyża. Bardon nie ukrywał, że jego przekaz jest analogiczny i po części pokrywa się z filozofiami/systemami, które już powstały, jednak on sam, obrał sobie za cel, bycie zrozumiałym w przekazie, zrozumiałym „do bólu”. Dodatkowo Bardon poniekąd zmarł za swoje idee, gdyż nie chciał współpracować z Czechosłowackim UB, był „uzdrowicielem”, leczył różne choroby za pomocą przyrządzonych przez siebie formuł, w połowie lat 50’ przyjeżdżało do niego wiele osób z Niemiec. Dieter Rüggeberg twierdzi, że leczył skutecznie nawet bardzo zaawansowane choroby. Polityczna policja chciała zrobić z niego szpiega na zachodzie, Bardon odmówił co było m.in. przyczynkiem do jego śmierci. System Bardona jest holistyczny, kładzie duży nacisk na: wytrwałość, cierpliwość, samodyscyplinę, samokontrole, spokój i pogodę ducha. Są w nim nawiązania do większości systemów/filozofii starożytnych. Sam Bardon uważał się za teurga, jego system można twierdzić, że jest syntezą z pogranicza neoplatonizmu, kabały, hermetyzmu z elementami buddyzmu oraz hinduizmu. Nie wiadomo czy Czech znał Kybalion, nie wydaje mi się sensownym łączenie go z twórczością takich osób jak Elias Lévi, Papus, czy Max Heindel, a tym bardziej z Aleisterem Crowleyem. Mimo, iż operuje zdawkowo terminologią analogiczną do powyższych. Z całą pewnością jednak znał twórczość Carla Reichenbacha.[2] Wiadomo też, że znał książkę Seven Hermetic Letters,[3] psychiatry Georga Lomera, mógł się w jakimś stopniu na niej wzorować, pisząc swoją pierwszą książkę, jednak de facto znacznie się różnią. Znał również Alexandrę David-Néel oraz Pierre’a de Lasenic’a. Nie łączył bym Bardona z twórczością Jana Kefera, chociaż możliwe, że się znali. System Bardona jest do dziś tematem dociekań m.in. czeskiego psychologa i historyka prof. Milana Nakonečný’ego.

Dygresyjnie wspomnę o tarocie. Bardon stworzył swój wizerunek pierwszych czterech kart, jednak w swoich książkach tarotem się nie zajmuje wcale, poza określeniem symboliki. Spotkałem się z zarzutem wobec Czecha, iż interpretacja kart jako symboli do odczytania, zakończyła się na Crowleyu (od Anglika stała się „księgą do napisania”). W odniesieniu do Bardona, nie ma to większego znaczenia, szczególnie, że jest to zarzut użyty w złym kontekście, dla Czecha, każda jego książka była inną kartą tarota, treść książki miała ukazywać jej „poszerzone” znacznie (pierwszych czterech kart). Z resztą Frabato narysował swoje wizerunki 4 kart[4] i miał własne interpretacje symboliki, tak więc też był interpretatorem m.in. 4 karta „Cesarz” symbolizuje u niego sześciu Buddów. Z perspektywy antropologicznej cały system Bardona jest przede wszystkim inicjacją. Tak więc najlepiej brać z niego to co każdemu wydaje się wartościowe lub popatrzeć na całość jako na ciekawostkę. Godną uwagi treść zawiera również jego trzecia książka, znajdują się w niej informacje o liczbach i literach z perspektywy kabalistycznej, jest dziełem z granicy mistyki (jak cała jego twórczość). Wiele terminów z twórczości Bardona warto traktować wyłącznie w sposób metaforyczny.

Powstały także wspomnienia o Bardonie, których treść przytoczę zdawkowo poniżej. Została również o nim pośmiertnie napisana prozą, nowela okultystyczna, Frabato, autorką jest jego asystentka, Otti Votavova, więc na ową książkę warto popatrzeć z „przymrużeniem oka”. Cały mit zbudowany wokół postaci Bardona jest interesujący, warto także mieć na uwadze, że już Paracelsus „uganiał się” za gnomami, rusałkami, satyrami itp.


Franz z córką Marią 1950.

Teraz trochę o Bardonie aby naświetlić jego postać. Urodził się 1 grudnia 1909 roku w czeskiej Opawie (dokładna godzina nie jest znana, gdyż nie widnieje w jego karcie urodzeniowej, jednak na końcu tekstu, podam moją proponowaną godzinę urodzenia Bardona). Był najstarszym dzieckiem w rodzinie i jedynym synem (miał kilkanaścioro rodzeństwa, z czego wiek dojrzały osiągnęły tylko cztery siostry i on). Jego ojciec Wiktor Bardon pracował w fabryce tekstylnej w Opawie (niem. Troppau), przygotowywał krosna tkackie dla firmy Juta. Podczas uczęszczania do szkoły podstawowej w młodym chłopcu miała zajść nagła ogromna zmiana, która nastąpiła z dnia na dzień, nauczycieli byli zdumieni gdy zobaczyli ową diametralną różnicę w stylu pisania i osobowości dziecka. Wiktor Bardon uznał syna za swojego guru, który został mu zesłany przez boską opaczność. Niebawem Franciszek zaczął okazywać zdolności jasnowidzenia oraz stał się znany w całym regionie. Po ukończeniu szkoły podstawowej pracował jako mechanik maszyn do szycia w firmie Minerva. Dawał też liczne wykłady na temat „nadprzyrodzonych mocy” podczas których poza trikami, starał się zwracać „podprogowo” uwagę słuchacze na „coś więcej”, prowadził publiczne pokazy używając pseudonimu Frabato (eksperymenty hipnotyczne, odczytywanie listów z zaklejonych kopert, znajdowanie przedmiotów z zawiązanymi oczami). Jako jeden z nielicznych nie był uznawany za szarlatana. Podczas II wojny był więźniem obozu koncentracyjnego przez 3,5 roku. Po wojnie jak i przed nią, w okolicach Opawy powszechnie wiedziano, że Bardon zajmował się „niewyjaśnionymi”, m.in. odnajdywał topielców po fotografii (podobnie jak Krzysztof Jackowski). Krewnym i znajomym osób, które zaginęły na wojnie, przekazywał informacje dotyczące danej osoby, szacował także przyszłość rozpisując horoskopy oraz przyjmował licznych chorych lecząc ich.

Najlepszy obraz kim był Franz Bardon rysuje się ze wspomnień jego syna Lumira oraz jednego z jego uczniów, Milana Kumara. Poniżej, przedstawię kilka informacji o nim, wyjętych z kontekstu, które są bardziej racjonalne. Wspomnienia o Bardonie tak jak i jego książki są powszechnie dostępne.

Lumir Bardon: Ojciec często zabierał mnie i moją siostrę na zbieranie ziół. Zbieraliśmy na przykład dziurawiec zwyczajny, skrzyp polny, babkę, rumianek, parzącą pokrzywę, liście brzozy, korzenie mniszka lekarskiego, wilżynę, liście głogu i wiele innych ziół. Dodatkowo, na polu za naszą stodołą, babcia sadziła kilka ziół takich jak ruta, melisa, piołun i kilka innych, których ojciec używał do przygotowywania leczących substancji. Poza ziołami, które są powszechnie znane jako lecznicze, zbieraliśmy również zioła, które są powszechnie znane jako chwasty, na przykład rdest. Ojciec mówił mi, że nawet chwasty zawierają lecznicze składniki i że każda roślina zawiera coś, co jest korzystne dla ludzi.

Ze względu na ogromny brak lekarzy, mój ojciec był przez pewien czas po wojnie administratorem szpitala Bei Rittner w Troppau. Będąc tam pomagał w leczeniu chorych.

Gdy poszedłem do liceum w Opawie, dość często odwiedzałem ojca. W tym czasie podarował mi do przeczytania czeskie tłumaczenie nauk jogi, lecz czułem, że te pisma nie były wystarczająco zrozumiałe dla umysłu Europejczyka. Dużo później, gdy studiowałem medycynę, ojciec przesyłał mi kolejne części czeskiego tłumaczenia swojej pierwszej książki – Wtajemniczenie do Hermetyzmu. Pierwotnie miała ona mieć tytuł Brama prawdziwego wtajemniczenia, jednak wydawca musiał to zmienić, gdyż istniała już książka o takim tytule.

Chciałbym uzupełnić opis domu mojego ojca w Troppau, jaki podaje dr M.K. Na ścianie gabinetu, po prawej stronie wisiał portret tajemniczego człowieka o przenikliwym spojrzeniu, Kiedy zapytałem, czyj to był portret, ojciec odpowiedział, że był to Mahum-Tah-Ta, mędrzec z gór. To wszystko, co kiedykolwiek powiedział o tym człowieku. Jakiś czas później, na tej samej ścianie znalazły się dwa duże wykresy przedstawiające ludzkie ciało z przodu i z tyłu, z zaznaczeniem różnych punktów akupunktury. Raz widziałem na jego biurku mały metalowy talerzyk z woskiem i igłami do produkcji talizmanów. W poczekalni, która jest opisywana przez dra M.K., na jednym ze stołów stał jeden z pierwszych telewizorów, jakie były dostępne na czeskim rynku. Było to duże pudełko z małym ekranem. Kiedy zacząłem studiować medycynę w Brünn (Brno), odwiedzałem ojca głównie w soboty. Gdy u niego byłem, zazwyczaj po kolacji oglądałem telewizję, co w tych czasach było dość rzadkie. Nigdy jednak nie widziałem, by ojciec oglądał jakikolwiek program telewizyjny. Po programie szedłem spać, lecz mój ojciec wciąż pracował. Wczesnym niedzielnym rankiem był już na nogach. Nie wiem, kiedy chodził spać i jak długo spał. Ale jeśli w ogóle sypiał, to bardzo mało. Lubił również czarną kawę. Pamiętam, że jednego wieczoru spojrzał do filiżanki kawy i powiedział nam co nasz znajomy robił w tym czasie. Nie był na żadnej diecie i odżywiał się tak, jak wszyscy. Moja matka powiedziała mi jednak, że jeszcze przed moimi narodzinami utrzymywał ścisłą wegetariańską dietę przez czterdzieści dni w przygotowaniu do jakiejś magicznej operacji. Kuchnia domu w Troppau wyglądała tak, jak opisuje ją dr M.K. Właśnie tutaj ojciec wykonywał całą destylację, redestylację, filtrowanie, dekantację itp. oraz przygotowywał swoje lekarstwa. Był to raj, pełen zapachów i kolorów. Zawsze podziwiałem to, że destylat zmieniał kolor przy kolejnych destylacjach, od przezroczystego czerwonego do niebieskiego.

W młodości ojciec robił zdjęcia z użyciem filtrów. Fotografował istoty elementów. Na jednej z fotografii, na skrzyżowaniu w lesie widać było sylfa, a na innej rusałkę przy strumieniu. Na fotografii z rusałką można było zobaczyć owalną poświatę skondensowanego elementu otaczającą jej postać. Ojciec pokazał mi również fotografię męskiego wodnego ducha; zdjęcie jednak było robione z daleka i jego postać była bardzo mała.

Strych w domu mojego ojca wypełniony był różnymi suszonymi ziołami i owocami jałowca. Były tam również i inne rzeczy. Jednak dla mnie dużo bardziej interesująca była piwnica, gdyż stały tam półki z dużymi butelkami zawierającymi tynktury, esencje, preparaty spagiryczne i kwintesencje we wszystkich kolorach. Znajdowały się tam również zatkane szklanymi korkami flakoniki zawierające sole chemiczne oraz blaszane puszki z czystymi metalami takimi jak antymon, do tworzenia różnych stopów i do operacji magnetycznych. Inne butelki zawierały rtęć i substancje niemetaliczne jak siarkę, fosfor itp. Tutaj ojciec mieszał roztwory dla leczenia pacjentów. Kiedy miałem czternaście lat zacząłem hodować pszczoły i dostarczałem ojcu miodu do produkcji leków.

Pamiętam, że pewnego razu poszliśmy z ojcem na spacer po lesie, w pobliżu miejscowości Hradetz. Szliśmy po łące, gdy ojciec zatrzymał się i spojrzał na źródełko wody. Gdy zapytałem go, na co patrzy, odpowiedział, że jest tam satyr. To wszystko co powiedział. Ja oczywiście niczego nie widziałem. Raz, gdy chodziliśmy po kopalni, ojciec powiedział, że są tam gnomy. Innym razem powiedział mi, że pewnego dnia, gdy siedział w samochodzie, rusałka sprowadziła na samochód błyskawicę, gdyż wykonała dla niego pewne przysługi, a on zapomniał jej podziękować.

Co miesiąc ojciec jeździł do Pragi i zostawał tam tydzień. Zimą podróżował pociągiem, a potem samochodem. Kupił starszą Tatrę 74b, którą potem podarował swojemu najlepszemu uczniowi, a sam kupił sobie Volkswagena Garbusa z Niemiec. W Pradze leczył pacjentów i prowadził wykłady dla swoich uczniów. W ostatnich latach swojego życia pisał książki z panią Votavową, jego asystentką.

Pamiętam szczególnie rozmowę z ojcem po wigilii 1957 roku. Powiedział, żebym go zawsze dobrze wspominał i bym nie wierzył ludziom mówiącym złe rzeczy na jego temat i powtarzającym uwłaczające mu uwagi. Ojciec wiedział już wtedy, że wkrótce zostanie aresztowany, co zaowocuje końcem jego życia na ziemi.

W tym czasie moja siostra i matka pracowały zajmując się cielętami dla przedsiębiorstwa gminnego. Siostra zaraziła się od zwierząt grzybicą skóry. Choroba rozprzestrzeniła się po całym jej ciele i siostra nie mogła pokazywać się publicznie. Poszła do lekarza, lecz standardowa medycyna zawiodła. Naturalnie, zapytaliśmy ojca co można z tym zrobić. Zalecił kompresy z wyciągu z pokrzywy. Dzięki nim, stan skóry stopniowo się poprawiał, a po miesiącu siostra była całkiem zdrowa. Była ostatnim pacjentem naszego ojca, chociaż samo leczenie nie było bezpośrednie.

Chociaż ojciec nie został nigdy skazany, pozostałe jego własności, złote pierścienie z kamieniami, złote talizmany, które nosił na szyi, zostały skonfiskowane przez państwo. Ojciec miał stanąć przed sądem, gdyż oskarżono go o produkcję leków przy użyciu alkoholu, za który nie płacił podatków. Dodatkowo był oskarżony o zdradę stanu, gdyż napisał list do Australii, który miał zawierać złe słowa o Czechosłowacji, a tym samym oczerniał nasze socjalistyczne państwo.

W czasie, gdy ojciec wciąż żył wśród nas, wydawał mi się takim samym człowiekiem jak inni. Był w ten sposób również postrzegany przez wszystkich ludzi w naszym sąsiedztwie. W wyglądzie i zachowaniu nie różnił się zbytnio od prostego człowieka ze wsi. Miał niezwykłą zdolność dostosowywania się do każdej sytuacji i warunków, jakie były wymagane. Dużo później, w świetle jego prac, zdałem sobie sprawę, że był gigantem, który wcielił się na ziemi by nieść ludziom światło, poprzez które mogą przełamywać ciemność niewiedzy i iść ku Bogu.

Ojciec powiedział mi również, że podpis pod dedykacją dla mojej matki, jaki złożył w swej drugiej książce, był dokładnie taki, jakiego używał jako Różokrzyżowiec w jednym z wcześniejszych wcieleń.

Wspomnienia dr Milana Kumara: W Opawie, dom Mistrza stał pod adresem Obloukova 22. Tutaj miał on swoją praktykę, a sam dom istnieje do dnia dzisiejszego. Drzwi frontowe były pomalowane na zielono i miały przymocowaną mosiężną tabliczkę z napisem „Frantisek Bardon, Grafolog”. Był on również grafologiem w sądzie i był zaprzysiężonym ekspertem w sprawach charakteru pisma. Jeśli ktoś zadzwonił do drzwi, na piętrze otwierało się okno i Mistrz pytał: „Kim jesteś i w jakiej sprawie?”. W Przypadku, gdy prośby dotyczyły spraw zbyt delikatnych lub zbyt podstępnych, mówił, że nie będzie mógł pomóc. Oczywiście takie informacje uzyskiwał poprzez jasnowidzenie. Kiedy już wchodziłeś do domu, witało cię tysiąc zapachów. Na werandzie stały beczki wypełnione fermentującymi ziołami. Mistrz sporządzał z nich tynktury, krople, ekstrakty, arkana, kwintesencje i eliksiry przygotowywane w sposób spagiryczny. Do fermentowania ziół używał czystego miodu, dostarczanego przez syna Lumira, który hodował pszczoły. Gdy proces fermentacji był ukończony, substancje były filtrowane, destylowane, a następnie dalej przetwarzane alchemicznie. Szczegóły tych procesów wykraczają poza zakres niniejszej książki. Mistrz zwykł często mawiać: „Te procesy są takie proste”.

Powszechnie wiadome jest, że był on również naturopatą i wielu ludzi szukało jego pomocy. Studia w tym zakresie ukończył w Monachium. Jednak w czasach i miejscu, w którym żył, jego akademickie osiągnięcia nie liczyły się w dużym stopniu.

Pamiętam przypadek, gdy w październiku pewnego roku widziałem w jego domu dyplomowaną pielęgniarkę. Cierpiała na stwardnienie rozsiane – jest to choroba bardzo trudna do uleczenia, a większość ludzi uważa ją za nieuleczalną. Lecz na Sylwestra tego samego roku, po przyjęciu lekarstw od Mistrza, poszła z mężem na bal i tańczyli do wczesnych godzin porannych. Mistrz leczył głównie te biedne dusze, które zwyczajna medycyna uważała za nieuleczalne. Cierpiący ludzie przychodzili do niego po pomoc z różnych krajów Europy. Stał się znany przez to, że każdego leczył najlepszymi środkami.

W pokoju gościnnym stało duże magiczne lustro, o średnicy około jednego metra. Magiczne lustro było przymocowane do drewnianego stojaka, na którym mogło się obracać i zazwyczaj było przykryte czarnym aksamitem. Czasami budziłem się ze snu i widziałem, że czarny aksamit został zdjęty. Czytelnik może znaleźć więcej informacji o celu i sposobie użycia magicznego lustra w drugiej książce Franza Bardona, Praktyka magicznej ewokacji. Ilekroć światło pełni księżyca padało na drobinki złota w lustrze, lśniły one jasno i działo się wiele szczególnych rzeczy.

Mistrz zawsze był wcześnie na nogach. Gdy wstawałem, jedliśmy śniadanie, które składało się najczęściej z kanapek i kawy z mlekiem. Potem pomagałem mu z pracami w domu lub towarzyszyłem mu na zakupach czy przy czymkolwiek innym, czym należało się zająć. Raz nawet malowałem futryny okien, a innym razem towarzyszyłem mu u krawca. Czasami jeździłem z nim na występy, lecz samochód był tak mały, że nas dwóch nie miało prawie w ogóle miejsca. Musieliśmy bowiem brać ze sobą różne sprzęty konieczne dla wystąpienia. Kiedy występował w małych miejscach, ja sprzedawałem bilety i gdy nocą wracaliśmy do domu, rozmawialiśmy o różnych sprawach. Wszystko co o jego wystąpieniach napisane jest we Frabato to prawda, a czasami było to nawet dużo więcej. Ubrany w strój jogina kładł się na tłuczonym szkle, podczas gdy ktoś stawał na jego klatce piersiowej i Mistrz nie doznawał żadnej krzywdy. Albo zatrzymywał swój puls w jednej ręce i wykonywał wiele innych zjawisk.

Jego teściowa pamiętała pewne wydarzenie, które miało miejsce przy żniwach. Gdy zbierali już ostatni ładunek zboża, zaczęło grzmieć. Zbierały się czarne chmury i za chwilę miała pojawić się ulewa. To co zaszło potem, opisała tak: „To właśnie wtedy Franz kontrolował chmury. Wyglądał bardzo władczo, wypowiedział cicho kilka słów i uczynił kilka gestów dłońmi i palcami. Na początku nic się nie stało, lecz stopniowo chmury się zatrzymały, rozdarły się na części, wiatr stawał się coraz słabszy, a duszne powietrze ustąpiło. Wkrótce znowu świeciło słońce. Jednak z odległych grzmotów można było wywnioskować, co mogło nas spotkać”.

We wczesnych czasach, Mistrz praktykował również Hatha Jogę. Nigdy nie powstrzymywał żadnego ze swoich uczniów od praktykowania jakichkolwiek ćwiczeń. Ja praktykowałem asany zawarte w manuskrypcie, jaki pożyczyłem od Mistrza i do dzisiejszego dnia praktykuję niektóre z nich. Mistrz wskazał mi, że napięcia w ciele, które są wywoływane ćwiczeniami koncentracji, można zrównoważyć poprzez asany. Dla każdej osoby z zachodu pozycja siedząca na krześle z prostymi plecami jest wystarczająca, jak zostało to opisane w książce Mistrza. Jeśli ktoś woli określoną asanę, to dobrze; anasa powinna jednak być tak dobrana, by można było w niej pozostać przez długi okres czasu. Każdy rodzaj Jogi jest jedynie aspektem określonego elementu, na przykład: Hatha Joga związana jest z wolą, ogniem; Dżnana Joga to Joga poznania, powietrze; Bhakti Joga (miłość) to woda; a Radża Joga (świadomość) odpowiada ziemi.

Często wychodził zbierać zioła lecznicze. Czasami, jeśli potrzebował specjalnych korzeni, to ja i jego syn Lumir, który również był jego uczniem, musieliśmy ich szukać. Pamiętam jedno, szczególne ziele, którego szukaliśmy; był to przestęp biały (Bryonia Alba). Ostatecznie znaleźliśmy go po długich poszukiwaniach na odosobnionym murze daleko od Opawy. Wiele z rzadkich ziół – jak na przykład rosiczka – kupowaliśmy w aptece. Mistrz wykonywał z rosiczki kwintesencję do leczenia wysokiego ciśnienia krwi. Gdy było to potrzebne, w poszukiwaniu ziół pomagał mu syn, córka, a nawet gosposia. Jego lekarstwa miały głównie naturę homeopatyczną. Mistrz prowadził katalog opisów przygotowania lekarstw w książce z diagnozami, odpowiednimi lekarstwami i wielkością rozwadniania. Ta książka została skonfiskowana przez policję. Gdy spytałem o nią podczas moich przesłuchań, powiedziano mi, że została zniszczona tak jak wszystkie pozostałe.

Pani Bardonova dość często towarzyszyła mężowi w jego podróżach. Na przykład, była z nim w Dreźnie, gdzie badał kamień z runicznymi inskrypcjami, w części miasta, którą nazywano Radebeul. Innym razem towarzyszyła mu w Wiedniu, gdzie odwiedzali znaną podróżniczkę zwiedzającą Tybet, Alexandrę David-Néel. W czasie aresztowania, Franz Bardon miał w posiadaniu kilka książek z bibliotek w Dreźnie i Berlinie. Po jego śmierci, pani Bardonova poprosiła policję o oddanie tych książek, a gdy je otrzymała, oddała odpowiednim bibliotekom.

Obok gabinetu była sypialnia Mistrza. Czasami tam zaglądałem, gdy Mistrz spał. Będąc w tym czasie na poziomie hermetycznego embrionu nie mogłem zrozumieć, dlaczego Mistrz nie uleczy samego siebie, pomimo, że kilka razy mówił mi, że przez przejęcie ciała, przejął na siebie również karmę faktycznego Franza Bardona. Nie mógł zatem swoimi magicznymi zdolnościami wpływać na karmę odziedziczonego ciała. Miał nadwagę i cierpiał z powodu kamieni żółciowych. Poza tym, jego trzustka ulegała stopniowemu rozpadowi, co ostatecznie spowodowało jego śmierć. Ból, który towarzyszy rozpadowi trzustki jest najcięższym, jakiego może doświadczyć człowiek. Na dodatek miał niedoczynność tarczycy, która skutkowała zmęczeniem, zobojętnieniem, sennością, brakiem siły woli i koncentracji. Jaką musiał on posiadać siłę woli, by stworzyć to co stworzył! Żaden zwykły śmiertelnik nie może sobie wyobrazić czego dokonał Franz Bardon, a co dopiero stworzyć to samo.

Na swoje choroby brał normalne lekarstwa z apteki, gdyż nie mógł używać swoich własnych preparatów. W rozmowie wspomniał kiedyś, że złamał uniwersalne prawa, gdy raz zażył kwintesencję na wysokie ciśnienie krwi i od tego czasu cierpiał na niskie ciśnienie krwi, które uczyniło go jeszcze bardziej sennym. Aby zapobiegać zmęczeniu, pił mocną kawę i palił papierosy. Poza tymi rzeczami nie można było niczego zauważyć. Zawsze był pełen energii i zawsze był w dobrym humorze, za wyjątkiem swych ostatnich dni na ziemi, kiedy cierpiał przez niewdzięczność ludzi, dla których poświęcił wiele lat. Powiedział mi to osobiście. Nigdy nie widziałem go złego, nigdy nie widziałem, żeby się skarżył lub przeklął, za wyjątkiem momentów, gdy odgrywał jakąś scenkę lub kogoś naśladował.


dr Milan Kumar i Franz 1956.

Istnieją różne systemy, dzięki którym można dosięgnąć Boga. Chociaż okcydentalna ścieżka Mistrza jest najwyraźniejszą, najczystszą, najbardziej zrozumiałą i najkrótszą, jest też odpowiednio trudna. Im bardziej ostra i wysoka jest góra, tym trudniejsze i wymagające większej pracy jest wspinanie się na nią. Pomimo tego, możliwe jest w przeciągu jednego życia przepracować trzy książki Mistrza. Był on tego świadom, gdy pisał drugą książkę, Praktyka Magicznej Ewokacji. W trzeciej książce, Klucz do Prawdziwej Kabały, napisał mi dedykację: „mojemu przyjacielowi i uczniowi na pamiątkę”. W różnych listach, które zostały skonfiskowane w chwili jego aresztowania, Mistrz podpisywał się tak, jak robią to członkowie Zakonu Różokrzyżowców.

Nauczył mnie, jak korzystać z każdej sekundy, każdej minuty mojego życia dla pożytku innych ludzi, w najgłębszym uniżeniu wobec Boskiej Opatrzności. Pomimo wszystkich trudnych chwil w moim życiu, nigdy się nie bałem; zamiast tego, ufałem mu i wierzyłem. Trudności w życiu nie są karą, lecz lekcją, a czasami są testem, czy dana osoba naprawdę i szczerze pragnie duchowego rozwoju.

Hermetyzm to hobby. Służy do stawania się doskonalszym. Skoro jest to hobby, a nie obowiązek czy konieczność, powinieneś czerpać radość z tych działań i w miarę możliwości powinna to być prawdziwa rozrywka. Jeśli ktoś kocha swoje hobby, poświęci mu każdą wolną chwilę i zapewni sobie odpowiednią ilość czasu by się nim zajmować. Hermetyzm wymaga ogromnej cierpliwości i można go praktykować z entuzjazmem i ciekawością wobec ćwiczeń, a nigdy nie powinno się wpadać w zniechęcenie.

Mistrz dużo palił, jak wspomina to jego syn, i pił mocną kawę. Od czasu do czasu wypijał piwo, lecz poza tym, nie spożywał alkoholu. Dopiero dzisiaj zdaję sobie sprawę, że musiał dosłownie wyżymać ze swojego ciała całą dostępną energię, by osiągnąć wszystko co miał wykonać, w czasie jaki był do dyspozycji. Bez przerwy ciężko pracował. Spał tylko kilka godzin w nocy. Przez to, że nie mógł magicznie zapewnić sobie energii, czynił to we wspomniany wyżej sposób. Poza tym, miał niedoczynność tarczycy i było to połączone ze zmęczeniem, sennością, powolnym myśleniem i brakiem siły woli. Aby przeciwdziałać niedoczynności tarczycy, brał hormony, które mu przepisałem. Na dodatek, cierpiał na kamienie nerkowe. Rzadko był na diecie i przyjmował normalne alopatyczne lekarstwa, tak jak każdy inny człowiek. Był dość tęgi, jednak nie wyrażał życzenia utraty swojej wagi. Zwykł mawiać: „Być może Boska Opatrzność poda mi to w taki sposób, którego wolałbym nie mieć”. Odnosił się do tego, że mógłby dostać np. złośliwego guza lub inną nieprzyjemną chorobę. Na początku nie rozumiałem tych powiązań, jednak stopniowo byłem informowany o takich okolicznościach. Wtedy czyniłem dla jego zdrowia wszystko co w mojej mocy, by złagodzić karmę, jaką przyjął na siebie jako Franz Bardon, aby móc wykonać swoje gigantyczne zadania. To ja odkryłem przyczynę jego śmierci. Na ironię zakrawało, że umarł w szpitalu, w którym pracowałem, chociaż zmarł na oddziale więziennym, gdzie nie dopuszczano cywilów.


Na koniec moja astrologiczna spekulacja dotycząca urodzenia Bardona, godzina nie jest znana, nie widnieje również na jego karcie urodzeniowej.[5] Prawdopodobne jest, że miał ascendent w Koziorożcu, budowa ciała na to poniekąd wskazuje, „ludzik ziemi”, jak i kształt oraz cechy twarzy. Wydaje mi się prawdopodobne, że urodził się między 9:15 – 10:15 (1.12.1909 Opawa). Według tropikalnej astrologii Słońce w Strzelcu, Księżyc we Lwie (lub na samym końcu Raka), ascendent w Koziorożcu, Mars w Baranie, Merkury w Strzelcu. Według wedyjskiej astrologii, Księżyc: Puszja pada. 2, Słońce: Anuradha p. 4 ascendent: Mula p. 4 lub Purwa Aszada p. 1-3. Dodatkowo w koniunkcji Słońca, Merkurego i Ketu (południowego węzła) w praktycznie jednym stopniu, wszystkie te trzy obiekty w Anuradzie p. 4 w 12 sektorze. Pada 4 tej nakszatry jest miejscem rządzonym przez Marsa, bardzo mocno skierowanym na zgłębianie okultyzmu i innych „ukrytych” systemów, posiada zasoby energetyczne do „odkrywania” ukrytych znaczeń rzeczywistości i sensu istnienia, zatem bardzo jest prawdopodobne, że Bardon urodził się o tej godzinie w tak mocnej koniunkcji trzech planet w tym miejscu na niebie (teoretycznie bardzo zagadkowa koniunkcja w owym rejonie, może być interpretowana wielorako, Bardon miał potężny zasób z tego sektora). Dodatkowo z Saturnem jako Atmakaraką, która nałożyła na niego ogrom pracy przez całe życie oraz miał Księżyc w koniunkcji z Neptunem w 8 domu. Węzeł Północny (Rahu) w Bliźniętach (Rohini) bardzo „ruchomych” w sektorze 6, którego znaczeniem jest między innymi praca i zdrowie. Dlatego Bardon był „tytanem pracy” miał niespożytą energię w tym kierunku, jednak wystąpiły problemy zdrowotne.

Bibliografia:

1. Dr Lumir Bardon, Dr Milan Kumar, Wspomnienia o Franzu Bardonie.
2. Franz Bardon, Wtajemniczenie do Hermetyzmu.
3. Franz Bardon, Praktyka magicznej ewokacji.
4. Franz Bardon, Klucz do prawdziwej Kabały.

[1]. https://en.wikipedia.org/wiki/Franz_Bardon
[2]. https://en.wikipedia.org/wiki/Carl_Reichenbach
[3].http://sixcrows.org/library/7HermeticLettersByDr.GeorgLomer.pdf
[4]. https://www.youtube.com/watch?v=TQyL2eA0U80
[5]. http://czechhermetics.com/franz-bardons-birth-certificate/